niedziela, 24 sierpnia 2014

Lekka pianka z musem śliwkowym

Jakiś czas temu dostałam dużo pysznych, słodkich i bardzo dojrzałych już renklod. Wszystkich byśmy nie przejedli, więc trzeba było coś wymyślić, by śliweczki się nie popsuły. Po chwili namysłu postanowiłam zrobić mus, ale nie miałam czasu pakować go do słoików, zresztą aż tak dużo to by go znowu nie wyszło, więc i mus trzeba było zużyć dość szybko. Pomysłów było kilka, ale w związku z tym, że miałam w tym czasie do zrobienia jeszcze tort, wygrła prosta i dość szybka, a bardzo efektowna opcja. Ciacho przygotowałam w tak zwanym międzyczasie. Później razem z tortem zabrałam je, a przynajmniej znaczną jego część, na imprezę. Okazało się strzałem w dziesiątkę i już we wtorek musiałam szybciutko pisać przepis, by koleżanka mojej mamy mogła je zrobić na ten weekend ;) Bardzo się ucieszyłam, że tak smakowało. Tym bardziej, że to była spontaniczna decyzja i w dużej mierze eksperyment. Teraz z jeszcze większą radością dzielę się tym smakołykiem z Wami :) Polecam, bo naprawdę warto!

Lekka pianka cytrynowa z musem śliwkowym na korzennym, ciasteczkowym spodzie

przepis na formę o wymiarach 35x25 cm



Na ciasteczkowy spód należy przygotować:
  • 350 g ciasteczek - koniecznie korzennych!
  • 200 g rozpuszczonego masła dobrej jakości

Na cytrynową piankę:
  • 350 g pianek marshmallow (użyłam waniliowych)
  • 500 g śmietanki 36%
  • 1 galaretkę cytrynową

Na mus śliwkowy:
  • 1,7 kg renklod
  • sok z 1/2 cytryny
  • 200 g cukru
  • 2 laski wanilii
  • 1 galaretkę cytrynową
  • 2 łyżeczki żelatyny

Śliwki pokroić w kostkę se skórką, przełożyć do dużego, szerokiego garnka, zasypać cukrem, dodać sok z cytryny i odstawić, aż puszczą sok (ja schowałam je na noc do lodówki). Laski wanilii naciąć wzdłuż, wyskrobać ziarenka, dodać je do śliwek. Przekrojone laski wanilii też wrzucić do garnka. Śliwki zagotować i smażyć, często mieszając do zgęstnienia. (Ja mus przygotowywałam tak, jak zwykle robię powidła. W dwóch turach. Śliwki zagotowałam i smażyłam ok. 45 min. Następnie wystudziłam i schowałam na noc do lodówki, a następnego dnia smażyłam do uzyskania pożądanej konsystencji - ok. 30 min.) Z garnka wyjmujemy laski wanilii i blendujemy całość na gładki mus. Do gorącej masy śliwkowej dodajemy galaretkę w proszku i rozprowadzone w 1/4 szklanki wody 2 łyżeczki żelatyny. Całość dokładnie mieszamy i odstawiamy do lekkiego zgęstnienia.

W tym czasie przygotowujemy spód. Ciasteczka miksujemy lub kruszymy bardzo drobno, na piaseczek (najlepiej jednak zrobić to w malakserze lub rozdrabniaczu). Dodajemy rozpuszczone masło i mieszamy. Formę wykładamy papierem do pieczenia, najlepiej zarówno spód, jak i boki. Zmiksowanymi ciasteczkami równomiernie wykładamy dno i lekko ubijamy. Formę wkładamy do lodówki i czekamy aż ciasteczkowa masa zastygnie.



Drugą galaretkę rozpuszczamy w szklance wody. Śmietankę ubijamy na sztywno. Pianki rozpuszczamy w garnuszku, uważający przy tym, by ich nie przypalić. Ubitą śmietankę łączymy delikatnie z rozpuszczonymi piankami i galaretką. Masę wylewamy na ciasteczkowy spód. Na piankę wykładamy gęstniejący mus. Patyczkiem do szaszłyków, zanurzonym aż do ciasteczkowego spodu, rysujemy esy-floresy, wyciągając trochę białej pianki na wierzch i tworząc wzory. Całość chowamy do lodówki na minimum 3-4 godz. - do całkowitego stężenia. Następnie kroimy i pałaszujemy ze smakiem :D

Ciasto jest dość ścisłe, ładnie trzyma kształt i kroi się bardzo łatwo. Można więc poszaleć w wymyślaniu kształtów poszczególnych kawałków. Ja postawiłam na trójkąty i wydaje mi się, że tak prezentowało się bardzo dobrze :) Tak przygotowana pianka również świetnie się przechowuje. Najlepiej zawinąć ją w papier i schować do lodówki. Wytrzyma wtedy spokojnie 4 do 5 dni.



Wskazówka:
Mus śliwkowy można wyłożyć na piankę dość szybko, już po ok. pięciu, góra dziesięciu minutach. Masa z pianek marshmallow gęstnieje bardzo szybko. Trzeba nawet uważać, by pianka nie zgęstniała za bardzo, ponieważ później nie będzie już możliwości rysowania wzorów z jasnej masy na wierzchu i ciasto pozostanie gładkie, choć równie dobre ;)

Smacznego!

wtorek, 19 sierpnia 2014

Meksykańska zapiekanka z mięsem i ziemniakami

Moje trzy ostatnie wpisy to: tortkolejny tort i mus czekoladowy ;) Jak widać, same słodkości. Wszystko to dlatego, że ostatnimi czasy lato nas rozpieszczało, a ja starałam się nim nacieszyć, ile się tylko da :) Jednak kiedy temperatury za oknem sięgają lub nawet przekraczają 30 stopni, nikt mi nie wmówi, że włączenie kuchenki czy piekarnika już nic nie zmieni. Zmieni, bo to ja się będę nad nimi pochylać! Ale, ale... Ile tak można bez gotowania? Okazuje się, że wcale nie tak długo. Przynajmniej w moim przypadku ;) Dopadła mnie w końcu nieposkromiona chęć upichcenia czegoś bliżej nieokreślonego. Skorzystałam więc z niewielkiego ochłodzenia i uruchomiłam wyobraźnię oraz piekarnik. Dlaczego wyobraźnię? Ano dlatego, że naszło mnie na kuchnię meksykańską. Ostatnio wracałam myślami częściej niż zwykle do pewnej meksykańskiej knajpki, w której miałam przyjemność kilka razy jadać. Wiadoma sprawa - tacosy, enchilady, nachosy z salsą i guacamole, mmm... Rozmarzyłam się :) Oprócz tych wszystkich znanych nazw była tam też jedna potrawa, której nigdy wcześniej nie jadłam. Casserole. Kiedy zamówiłam to danie już jakiś czas temu, po powrocie do domu szybko je wygooglowałam i dowiedziałam się, że casserole to raczej pewien typ potrawy (danie jednogarnkowe, zapiekane później w piekarniku lub po prostu zapiekanka), a nie konkretne danie. No i klops... Wiedziałam wtedy jedynie jak ma to to wyglądać i jak smakować, ale przepis, oprócz spraw oczywistych, był dla mnie zgaduj-zgadulą. Poszukałam jednak, popatrzyłam, poprzeglądałam blogi i znalazłam coś, co miało potencjał! :D Skarbnicą dań meksykańskich jest pewien dobrze znany mi blog - Ale Meksyk! i właśnie tam znalazłam przepis, który wykorzystałam jako bazę dla mojego dania :) Dużo zmieniać nie musiałam, nie chciałam też przekombinować, jednak nie byłabym sobą, gdybym trochę nie powymyślała ;) Powstało coś na kształt zapiekanki farmerskiej, ale w klimacie meksykańskim. Nam smakowało! Zapraszam na przepis.

Zapiekanka meksykańska

3 duże lub 4 mniejsze porcje



Potrzebujemy:
  • 700 g ziemniaków (ważone już po obraniu)
  • 500 g mielonego mięsa - najlepiej wołowo-wieprzowego, ale na upartego i kurczak może być ;)
  • 1 cebulę
  • 1 puszkę kukurydzy
  • 500 g pomidorów
  • 3-4 ząbki czosnku
  • 1 papryczkę piri-piri (ja użyłam takiej z zalewy)
  • 2-3 łyżki kwaśnej śmietany 12-18%
  • przyprawy: sól i pieprz do smaku, oregano, suszony/granulowany czosnek, gałka muszkatołowa, 1/2 łyżeczki ziaren kolendry, 1/2 łyżeczki ziaren kminu rzymskiego
  • oliwę z oliwek (ja użyłam aromatyzowanej czosnkiem)

Ziemniaki obieramy, kroimy na równe kawałki, zalewamy wodą, solimy i gotujemy. W czasie gdy będą się gotowały, przygotowujemy mięso. Cebulę kroimy w drobną kostkę i podsmażamy na rozgrzanej łyżce oliwy. Kiedy się zeszkli, dodajemy mięso i dalej smażymy. Po ok. 10 min. dodajemy kukurydzę, posiekane ząbki czosnku oraz obrane ze skóry i pokrojone w kostkę pomidory. Całość doprawiamy solą, pieprzem, łyżeczką oregano i zmiażdżonymi w moździerzu ziarnami kolendry oraz kminu. Dusimy razem do odparowania większości soku z pomidorów i postania gęstego sosu.

Ugotowane ziemniaki dokładnie odcedzamy i ugniatamy ze śmietaną na gładkie puree. Dodajemy łyżeczkę oregano oraz granulowany czosnek i gałkę muszkatołową do smaku, mieszamy. Żaroodporne naczynie lub naczynia (ja użyłam 2 małych - jednoosobowych i jednego większego) delikatnie natłuszczamy. Układamy warstwę mięsno-warzywną, a następnie przykrywamy ją ziemniakami. Wierzch smarujemy odrobiną oliwy. Zapiekamy ok. 25 min. w 190 stopniach, do lekkiego zrumienienia. Podajemy od razu :)






Smacznego!