niedziela, 29 listopada 2015

Ale piernik! (pierwsza część przepisu)

Wielkimi krokami zbliżamy się do świąt. W sklepach niemal wszędzie spotkać można bożonarodzeniowe dekoracje, na ulicach powoli pojawiają się choinki, a w telewizji reklamy, w których pełno jest reniferów i mikołajów. Mnie Boże Narodzenie kojarzy się przede wszystkim ze wspaniałymi, bogatymi zapachami, wydobywającymi się z kuchni i przenikającymi cały dom. To dlatego uwielbiam ten czas. I wiecie co? W mojej kuchni już zapachniało świętami!
To niemal już ostatni dzwonek, żeby przygotować coś, czego w wielu domach po prostu nie może zabraknąć pod koniec grudnia - piernik! A dokładniej piernik staropolski, który niegdyś uważany był za wyjątkowy rarytas. Dziś przyprawy używane do jego przygotowania nie kojarzą się nam z egzotyką i bogactwem. Jednak w XVII wieku, kiedy w Polsce zaczęto go wypiekać, były to towary drogie i sprowadzane do nielicznych tylko miast, które mogły poszczycić się kontaktami ze światem. Pierniki pieczono między innymi w Gdańsku i Toruniu, gdzie były symbolem powodzenia i dobrobytu. Korzenne ciasta i ciasteczka rozpowszechniły się w Polsce w XIX wieku. Nawet wtedy ceniono je na tyle, że surowe ciasto piernikowe wchodziło w skład wiana panny młodej. Obecnie w sklepach półki uginają się pod ciężarem ogromnego wyboru pierniczków, które niewiele mają już wspólnego z tą piękną tradycją. Dlatego raz w roku proponuję nie chodzić na skróty i sięgnąć do korzeni.
Przygotowanie piernika staropolskiego nie jest ani trudne, ani skomplikowane, ale trzeba zacząć na długo przed tym, zanim będzie można zasiąść do stołu. Surowe ciasto musi bowiem długo dojrzewać, a mianowicie - według różnych źródeł - od 2 aż do 6 tygodni. Nie tracąc zatem więcej czasu, zapraszam na pierwszą część przepisu na wyjątkowy, aromatyczny i prawdziwie świąteczny...

Piernik  staropolski

przepis na 3-4 podłużne, przekładane pierniki


Będziemy potrzebować:
  • 500 g miodu pszczelego
  • 250 g cukru (ja używam trzcinowego, ale można dać biały)
  • 250 g tłuszczu - najlepiej 150 g prawdziwego masła i 100 g smalcu
  • 3 duże jajka (jeśli są małe, to lepiej dać 4)
  • 1 kg mąki
  • 3 płaskie łyżeczki sody oczyszczonej
  • 0,5 łyżeczki soli
  • 0,5 szklanki mleka
  • 50 g przyprawy korzennej (można użyć domowej lub kupnej, ale jeśli używamy gotowej, to należy dać jej trochę więcej - ok. 60 g)

Miód, cukier, masło, smalec i przyprawy łączymy w garnku i podgrzewamy na średnim ogniu. Czekamy, aż tłuszcz się rozpuści, a całość będzie płynna i jednolita. Gorącą mieszankę wylewamy na mąkę i zaparzamy ją. Mieszamy drewnianą łyżką, a następnie odstawiamy do lekkiego ostygnięcia. W zimnym mleku rozpuszczamy sodę i dodajemy do ciasta wraz z solą. Ponownie mieszamy (można to robić łyżką lub mikserem z końcówką do ucierania, ale można również - po wstępnym wymieszaniu - przełożyć całość na stolnicę i zagniatać rękami). Następnie dodajemy jajka i ponownie mieszamy/zagniatamy ciasto, aż do uzyskania jednolitej konsystencji (jeśli robimy to ręcznie, dłonie można lekko natłuścić, ponieważ masa będzie się lepić). Całość przekładamy do szklanej lub ceramicznej miski i przykrywamy bawełnianą albo lnianą ściereczką. Obwiązujemy brzegi, np. gumką recepturką, a następnie odstawiamy w chłodne miejsce - może to być dolna półka lodówki, balkon (jeśli nie ma mrozu!) lub piwnica.
Najlepiej jeśli tak przygotowane ciasto leżakuje ok. 4-6 tygodni. Jednak jeśli o pierniku przypomnieliśmy sobie zbyt późno, tak jak ja w tym roku, powinny wystarczyć mu dwa, chociaż to już absolutne minimum. O dojrzewającym cieście przypominamy sobie dopiero na 7 do 4 dni przed świętami, ale obiecuję, że instrukcje, co z nim zrobić, pojawią się na tydzień przed Bożym Narodzeniem.