niedziela, 15 czerwca 2014

Mus czekoladowy z wiśniami

Ze wstawieniem tego deseru zwlekałam już stanowczo zbyt długo (nigdy nie mam czasu zrobić mu porządnej sesji zdjęciowej). W końcu jednak postanowiłam wziąć go na warsztat i sprzedać Wam drodzy czytelnicy, jako pysznościowy smakołyk na poprawę humoru podczas tej wyjątkowo zmiennej pogody ;) To, że ja chwilowo ograniczam słodkości wcale nie znaczy, że na blogu nie może znaleźć się żaden deser, a tak się składa, że ten mus robi się tylko chwileczkę i w recepturze nie ma nic skomplikowanego. Później trzeba swoje odczekać, ale potem pozostaje już tylko delektować się tym cudem. Tak, cudem! Bo ten mus potrafi śnić mi się po nocach :D Jest niesamowicie czekoladowy, powiedziałabym, że nawet bardziej od samej czekolady (o ile to możliwe), a przy tym delikatny i puszysty. Wspaniały, daję słowo! Jego konsystencja i smak są nie do podrobienia i niestety w tym przypadku nie istnieje żaden dietetyczny zamiennik. Ale co tam. Jak już grzeszyć, to na całego. Kto ma ochotę na taką czekoladową rozpustę?

Jedwabisty mus czekoladowy z konfiturą wiśniową

(z przepisu wyjdzie od 4 do nawet 8 porcji, w zależności od wielkości szklanek/pucharków)


Należy przygotować:
  • 200 g gorzkiej czekolady (połączenie 100 g mlecznej i 100 g gorzkiej również się sprawdza, ale smak musu traci wtedy trochę na intensywności)
  • 500 ml śmietanki kremówki (ja zwykle używam 36% - ubija się lepiej niż 30%, a w tym wypadku ma to ogromne znaczenie)
  • 2 świeże jaja ze sprawdzonego źródła (najlepiej dość duże)
  • 6 łyżek cukru
  • 4 łyżki mleka
  • szczyptę soli
  • konfiturę lub frużelinę wiśniową (200-250 g powinno wystarczyć)

Czekoladę wraz z mlekiem rozpuszczamy w kąpieli wodnej (lub w rondelku na małym ogniu, uważając przy tym, by jej nie przypalić) i odstawiamy do ostygnięcia. W tym czasie białka ubijamy ze szczyptą soli, a gdy mocno się spienią (powstanie taka luźna piana), zaczynamy po łyżce dodawać cukier. Ubijamy do momentu, kiedy będą sztywne i błyszczące (jak na bezę). Mocno schłodzoną kremówkę również ubijamy na sztywno. Do ostudzonej czekolady (może być letnia, ale nigdy cieplejsza) dodajemy żółtka i dokładnie roztrzepujemy rózgą albo krótko miksujemy. Rozpuszczoną czekoladę dodajemy do ubitej śmietanki. Najpierw ok. 2 łyżek, delikatnie mieszamy masę łyżką do połączenia składników, a później stopniowo resztę. Następnie partiami dodajemy ubite białka, najlepiej na trzy tury, a całość delikatnie mieszamy łyżką tak, by piana nie opadła. Do pucharków lub szklanek nakładamy po 2-3 czubate łyżki musu tak, by wypełnić naczynka mniej więcej do połowy. Dodajemy po kilka wiśni, a następnie przykrywamy je resztą musu. Na górze również możemy dodać kilka wisienek. Owoce będą się zapadać w mus, ale płynną częścią konfitury/frużeliny można narysować na powierzchni esy-floresy i jeśli zrobimy to delikatnie, to powinny pozostać widoczne. Jeśli chcemy, aby owoce pozostały na wierzchu, możemy ozdobić nimi deser po zastygnięciu, a przed samym podaniem. Pełne szklanki/pucharki wstawiamy do lodówki na minimum 6 godzin, a najlepiej na całą noc. Gotowy deser możemy ozdobić również kleksem z bitej śmietany z wisienką na czubku lub wiórkami z białej czekolady. Można też wetknąć w mus rurki waflowe, miniprecelki w czekoladzie lub ułożyć na nim pralinkę w ciekawym kształcie. Np. na walentynki świetnie wyglądałoby serduszko z białej czekolady. Wszelkie wariacje na temat jak najbardziej dozwolone, a nawet wskazane ;)


Kiedy mus przygotowuję dla gości,
podaję go zwykle w wysokich, przezroczystych szklankach
(jak na pierwszym zdjęciu),
ale gdy robię go na romantyczną kolację we dwoje,
wybieram takie urocze filiżanki :)
Smacznego!

5 komentarzy: