poniedziałek, 6 stycznia 2014

Coś na zimowe wieczory... Rozgrzewający gulasz

Ostatni rok, a właściwie ostatnie dwa lata były dla mnie przełomowe pod wieloma względami. Wydarzyło się tak wiele, że mnie samej wydaje się to niemałym szaleństwem. Wariackie przeprowadzki (w tym pierwsza z nich do innego miasta) i urządzanie od zera nowego mieszkania, to tylko niektóre ze zmian w moim życiu i to nie ostatnie. Moje życie wcale nie zwalnia tempa. Dlatego musicie mi wybaczyć tę nieobecność na blogu. Bardzo mi miło, że są osoby, które pytają, co się dzieje i proszą o dodawanie przepisów. To mnie niezwykle motywuje i, chociaż zwykle tego nie robię, to w tym roku coś sobie jednak postanowiłam. Moje postanowienie noworoczne dotyczy właśnie prowadzenia bloga i większej systematyczności w dodawaniu postów. Zobaczymy, jak to wyjdzie, ale mam nadzieję, że uda mi się w tym wytrwać. Trzymajcie kciuki! :) Skoro już słowo się rzekło, to i pora na przepis. I mimo, że pogoda za oknem bardziej przypomina wczesną jesień lub nawet wiosnę, to przepis z tych raczej zimowych. Pyszny i rozgrzewający...

Gulasz wołowy z karmelizowaną marchewką i miodem pitnym

(4 duże porcje)



Będziemy potrzebować:
  • 700 g wołowiny (łopatka lub antrykot)
  • 500 g cebuli
  • 300 g pieczarek
  • 2 marchewki (moje były spore i mogły ważyć ok. 350-400 g)
  • 3-4 ząbki czosnku
  • 100 ml miodu pitnego (u mnie trójniak)
  • przyprawy: 2 listki laurowe, 2 ziarna ziela angielskiego, 1,5 łyżeczki majeranku, sól, pieprz, 1-2 łyżeczki cukru
  • dodatkowo: olej i masło do smażenia, mąka do oprószenia mięsa i ewentualnego zagęszczenia sosu
  • do podania: 8 ziemniaków pokrojonych w kostkę i ugotowanych

Mięso myjemy, oczyszczamy i kroimy w kostkę o boku ok. 2-3 cm. Cebule oraz czosnek siekamy w drobną kosteczkę. W szerokim garnku lub rondlu o grubym dnie rozgrzewamy ok. 2 łyżki oleju. Każdy kawałek wołowiny dokładnie otaczamy w mące, a następnie wrzucamy na rozgrzany tłuszcz. (Dobrze jeśli nasze naczynie jest na tyle szerokie, że kawałki mięsa nie leżą jeden na drugim, a w jednej warstwie, bezpośrednio na dnie.) Mięso staramy się podsmażyć równomiernie. Tak, by każdy kawałeczek był obsmażony ze wszystkich stron. Jednocześnie nie smażymy mięsa zbyt długo, chwilka z każdej strony będzie w sam raz. Następnie do garnka wrzucamy posiekaną cebulę. Całość zalewamy miodem pitnym, mieszamy i smażymy razem, aż płyn odparuje.  Dolewamy wodę, wystarczy ok. 2 cm powyżej poziomu mięsa z cebulą. Dodajemy listek laurowy, ziele angielskie i majeranek. Przykrywamy pokrywką i dusimy.

Po ok. 1,5 godz. możemy zająć się pieczarkami i marchewką, które kroimy dość grubo. Pieczarki w ćwiartki, a marchewkę w ok. 5 mm plasterki (to ważne, by na sam koniec wciąż pozostała półtwarda). Na dużej patelni rozpuszczamy ok. 1,5 łyżki masła i wrzucamy na nie marchewkę. Posypujemy ją cukrem i smażymy ok. 2-3 min. Następnie zalewamy ją wodą (tylko do poziomu samej marchwi, nie więcej). Czekamy, aż płyn odparuje i powstanie coś jakby maślano-cukrowy syrop, delikatnie solimy. Marchew powinna lekko, ale nie całkowicie zmięknąć. Jeśli będzie zbyt miękka, później straci swój kształt i wyrazistość. Pieczarki możemy podsmażyć najpierw na odrobinie tłuszczu lub dodać surowe go gulaszu i w nim je ugotować. Ja jednak wolę usmażyć je osobno i osobno posolić. Inaczej w gulaszu mogą być lekko mdłe.

Mięsa oczywiście pilnujemy, co jakiś czas mieszamy i sprawdzamy jego miękkość. Jeśli jest taka potrzeba, dodajemy więcej wody i czekamy, aż zmięknie. W sumie może to potrwać ok. 2 godz. Czasem nawet dłużej. Pod koniec cebula powinna się rozpaść i utworzyć sos, a gdy mięso będzie już miękkie, możemy dodać marchew i pieczarki. Całość dusimy jeszcze maksymalnie 10 min. Próbujemy, doprawiamy solą i pieprzem. Na koniec, jeśli uznamy, że sos jest za rzadki, zagęszczamy go 2 czubatymi łyżeczkami mąki rozprowadzonymi w 1/3 szklanki wody. Pamiętajmy jednak, że po dodaniu mąki, gulasz trzeba jeszcze raz zagotować. Podajemy z ugotowanymi ziemniakami, kaszą, makaronem, kopytkami, kluskami śląskimi, kuskusem lub świeżym pieczywem. Dowolność jest duża, a wszelkie urozmaicenia nawet wskazane :)

Smacznego!

PS1. Nie udało Wam się zjeść wszystkiego na raz? Został zarówno gulasz, jak i ugotowane już ziemniaczki? To wcale nie problem. Ziemniaki dorzucamy do garnka z gulaszem, mieszamy i następnego dnia odgrzewamy razem. Ja nawet zrobiłam tak specjalnie i miałam super dwudniowy obiad :)

PS2. Jeśli nie chcecie brudzić tak wielu naczyń, ziemniaki można ugotować w gulaszu, a nie osobno. Po prostu po 1,5 godz. duszenia dorzucamy do gulaszu surowe, pokrojone w kosteczkę ziemniaki i czekamy, aż wszystko będzie miękkie :) To jeden z moich ulubionych sposobów na ograniczenie sobie zmywania ;)

4 komentarze:

  1. Gulasze są idealne na tę porę roku, sama często je przyrządzam właśnie w chłodniejsze dni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gulasz na chłody zawsze super, tylko ta pora roku coś nie do końca taka, jak być powinna ;) Mimo to gulasz polecam i pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  2. Witam!
    Przeczytałam kilka słów o Tobie i widzę, że jestem w podobnej sytuacji. Długo czekałam na moment, aż opuszczę rodzinny dom i zacznę sama dla siebie gotować. Bądź pewna, że wypróbuję kilka z przepisów z Twojej strony (np. ciasta bez pieczenia, bo ciągle nie mam piekarnika na nowym mieszkaniu :) ), oczywiście dam znać jak dopadły!
    Nie zastanawiałaś się nad zrobieniem jakiegoś menu do bloga? Łatwiej szukałoby się przepisów.
    Serdecznie pozdrawiam i życzę przyjemnej zabawy z gotowaniem! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :)
      Czekam na wrażenia i komentarze odnośnie przepisów. Będzie mi bardzo miło, jeśli jakieś wypróbujesz :)
      Natomiast odnośnie menu - cały czas o tym myślę. Jestem na etapie, kiedy chciałabym zmienić coś na blogu, więc kto wie, może już niedługo wprowadzę jakieś zmiany.
      Pozdrawiam i zapraszam do mnie częściej ;)

      Usuń