Pokazywanie postów oznaczonych etykietą na ciepło i na zimno. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą na ciepło i na zimno. Pokaż wszystkie posty

sobota, 20 lutego 2016

Słodko-pikantna pieczeń z szynki

Za oknem śnieg na zmianę z deszczem. Zimno i pochmurno, chociaż bardziej jesiennie niż zimowo. Jak się rozgrzać przy takiej niesprzyjającej aurze? Najlepiej pysznym pieczystym. A konkretnie marynowaną, a później długo pieczoną z miodem i przyprawami, rozpływającą się w ustach szynką wieprzową w pysznym sosie. Na dodatek to wszystko robi się prawie samo! Niemożliwe? A jednak ;) Wprawdzie dzisiejsza propozycja doskonale wpisuje się w kategorię potraw raczej typowo zimowych, jednak z powodu technicznych trudności nie mogłam jej dodać wcześniej. Mimo to wiem, że sprawdzi się doskonale również teraz, kiedy pogoda raczej nie zachęca do długich spacerów. Gwarantuję też, że szynka swoim aromatem będzie wabić do kuchni podczas pieczenia wszystkich domowników. Zapraszam na wypróbowanie przepisu!

Długo pieczona szynka wieprzowa
z sosem miodowo-cebulowym

porcja dla 4 osób


Na marynatę będziemy potrzebować:
  • 1 litr zimnej wody
  • 50 g cukru
  • 70 g soli
  • 2 łyżeczki majeranku
  • 2 łyżeczki słodkiej wędzonej papryki
  • 2 łyżeczki granulowanego czosnku
  • 1 łyżeczka ostrej papryki

Na pieczeń:
  • ok. 650-700 g szynki wieprzowej
  • 2 średnie cebule (1 czerwona i 1 biała)
  • 100 g płynnego miodu
  • 2 łyżeczki majeranku
  • 2 łyżeczki słodkiej wędzonej papryki
  • 2 łyżeczki granulowanego czosnku
  • 1 łyżeczka ostrej papryki
  • 0,5 łyżeczki soli
  • 1 łyżka wody
  • 1 łyżka oliwy lub oleju
  • 150 g serka mascarpone (ewentualnie śmietanki kremówki)

Dodatkowo do podania (ilość według uznania):
  • ziemniaki
  • marchewka
  • 1 łyżka masła
  • sól
  • cukier

Marynowanie (dzień przed pieczeniem): Szynkę myjemy i osuszamy ręcznikiem papierowym. Wodę wlewamy do dość wysokiego, ale nie za szerokiego naczynia. (Musi być takie, żeby włożona do marynaty szynka była cała zakryta płynem.) Wsypujemy cukier, sól i przyprawy. Mieszamy do rozpuszczenia (zwracamy uwagę na to, żeby nie pozostały kryształki soli i cukru), a następnie umieszczamy w marynacie szynkę i odstawiamy do lodówki - najlepiej, żeby to było minimum 12 godz, ale może być dłużej.

Pieczenie: Następnego dnia cebule kroimy w piórka, a miód oraz wodę łączymy z przyprawami i dokładnie mieszamy. Dno naczynia żaroodpornego natłuszczamy i wykładamy je cebulą. Szynkę wyjmujemy z marynaty i lekko odciskamy z płynu. Całe mięso pokrywamy miodem z przyprawami (zostawiamy ok. 2 łyżek), a następnie układamy na cebuli. Z wierzchu polewamy resztą sosu i wstawiamy do nagrzanego do 200 stopni C piekarnika ustawionego na program z termoobiegiem (jeśli nie mamy termoobiegu, zwiększamy temperaturę do 220 stopni C) i pieczemy 15 min. - w tym czasie mięso powinno ładnie się zrumienić. Następnie zmniejszamy temperaturę do 150 stopni C, podlewamy ok. 100 ml wody, przykrywamy i pieczemy już bez termoobiegu przez 3 godziny. W połowie pieczenia odwracamy.

Dodatki: Pod koniec pieczenia myjemy i obieramy warzywa. Ziemniaki gotujemy w osolonej wodzie do miękkości. W tym czasie przygotowujemy marchewkę. Kroimy ją wzdłuż na cztery lub na równej grubości plasterki (ważne, żeby kawałki były podobnej wielkości). Na patelni rozpuszczamy masło, wrzucamy pokrojone marchewki i oprószamy je solą oraz cukrem. Podsmażamy, pilnując, żeby się nie zrumieniły, aż będą półmiękkie (mają zostać lekko chrupiące).

Sos: Po upieczeniu wyjmujemy szynkę z piekarnika i naczynia, w którym się piekła. Umieszczamy w pojemniku z pokrywką i odstawiamy na 15 min. W tym czasie sos z pieczenia zlewamy do rondelka i redukujemy. Większość cebuli powinna się rozpaść i stworzyć gęsty sos. Dodajemy do niego mascarpone lub kremówkę i dokładnie łączymy. W razie potrzeby doprawiamy ostrą papryką. Jeśli sos wyjdzie zbyt gęsty, dolewamy 2-3 łyżki wody.


Podanie: Szynkę dzielimy na kawałki za pomocą dwóch widelców. Mięso będzie bardzo miękkie, więc nie da się go kroić, ale taki urok tej pieczeni. Podajemy z glazurowanymi marchewkami oraz ugotowanymi ziemniakami polanymi stopionym masłem (spod marchewek) i gęstym słodko-pikantnym sosem miodowo-cebulowym.

Smacznego!

niedziela, 22 marca 2015

Szybka i smaczna obiadokolacja

Ostatnio znów czuję, że brakuje mi na wszystko czasu. Przygotowania do ślubu wkroczyły na ostatnią prostą i chociaż wcale sobie jeszcze tego nie uświadamiam, to za nieco ponad miesiąc będę już mężatką :) Rozdajemy właśnie ostatnie zaproszenia, niedawno udało mi się kupić buty na zmianę, a w minionym tygodniu byłam na drugiej przymiarce sukni i teraz już mogę odetchnąć. Welony dotarły, a bolerko zostało zamówione. Suknia ma teraz idealną długość i bez problemu mogę się w niej poruszać poruszać. Wcześniej była za długa i obawiałam się, jak będzie wyglądać po skróceniu, ale wszystko jest idealnie :))) Większość spraw jest już dawno załatwiona i zaplanowana, jednak wciąż znajdują się rzeczy do zrobienia i dopilnowania. Dlatego większość naszych obiadów jest ostatnio przygotowywana na szybko i w biegu. Otwieram lodówkę, robię szybki rekonesans i po chwili już wiem, co będziemy jeść. A po kolejnej, nieco dłuższej chwili jedzenie jest już na stole. Czas na bardziej skomplikowane dania będzie prawdopodobnie dopiero w maju ;) Póki co kolejna propozycja na obiad w pół godziny. Bo przecież każdemu może czasami brakować czasu, siły lub ochoty na stanie przy garach ;)

Makaron z tuńczykiem, świeżym szpinakiem, suszonymi pomidorami i oliwkami

porcja dla 4 osób


Należy przygotować:
  • 250 g grubego makaronu (u mnie razowe penne)
  • 2 puszki tuńczyka w kawałkach, w sosie własnym (każda po 130 g ryby)
  • 2-3 ząbki czosnku
  • ok. 80-100 g świeżego szpinaku
  • 10-12 suszonych pomidorów z oliwy
  • ok. 50 g ciemnych oliwek
  • 1 łyżkę oliwy z oliwek
  • 100 ml płynnej śmietanki (ja użyłam 12%)
  • dużą garść świeżej bazylii
  • przyprawy: sól morską, świeżo mielony, czarny pieprz

Makaron gotujemy w dobrze osolonej wodzie ok. 2 min. krócej, niż podają w instrukcji na opakowaniu. Ma pozostać mocno al dente. Czosnek siekamy drobniutko, pomidory odcedzamy i kroimy w paski, a oliwki w plasterki. Szpinak oraz bazylię płuczemy, osuszamy i rwiemy lub grubo siekamy. (Kilka listków bazylii możemy zostawić do dekoracji). Tuńczyka odsączamy z zalewy i lekko rozdrabniamy, zachowując jednak trochę większych kawałków. W garnku lub szerokim rondlu podgrzewamy oliwę. Dodajemy czosnek i smażymy 1-2 min. Następnie dodajemy szpinak i śmietankę. Doprawiamy solą i pieprzem. Kiedy szpinak zmięknie i nieco straci swoją pierwotną objętość, dorzucamy suszone pomidory i oliwki. Mieszamy. W tym czasie makaron powinien już być gotowy. Odcedzamy go, zachowując ok. 2 łyżki wody z gotowania. Makaron wraz z wodą dodajemy do szpinaku. Mieszamy i chwilę razem podgrzewamy. Zestawiamy z ognia. Dodajemy tuńczyka oraz bazylię i jeszcze raz całość dokładnie mieszamy. Podajemy od razu, każdą porcję dekorując pozostałą bazylią.

Smacznego!
P.S. Taki makaron świetnie smakuje w wersji obiadowej - na ciepło, ale też jako sałatka - na zimno. Makaronowe sałatki są bardzo sycące i doskonale sprawdzają się jako pełnowartościowy posiłek do pracy :) Ja specjalnie przygotowałam podwójną porcję tego makaronu, żeby wystarczyło nie tylko na obiad, ale również na następny dzień do pracy ;)

środa, 31 grudnia 2014

S jak... smakowity sylwester!

Mam nadzieję, że Święta minęły Wam równie spokojnie i radośnie jak mnie ;) Odwiedziliśmy obie nasze rodziny i najedliśmy się chyba na cały przyszły rok (słodkości na pewno!), a wróciliśmy raczej śpiący niż wypoczęci, ale co tam! Święta rządzą się swoimi prawami i kto by wtedy myślał o spaniu? ;) Na szczęście później był wspaniały weekend i wcale tak szybko nie trzeba było wracać na ziemię. Przed powrotem do pracy (na raptem dwa dni) zdążyliśmy jeszcze odpocząć i poleniuchować. A teraz? O, jak dobrze! Teraz znów wolne :D Dopiero w styczniu na dobre wracamy do pracy, więc póki co odpoczywania ciąg dalszy. Bardzo się z tego cieszę. Czuję, że potrzeba mi chwili wytchnienia, a jak już pewnie wiecie, doskonale wypoczywa mi się w kuchni. Oczywiście tylko wtedy, gdy nie robię czegoś niezmiernie skomplikowanego i w związku z tym muszę trzymać się jakiejś przydługiej receptury. Tego raczej nie lubię... Ale, ale! Jeśli chodzi o dzisiejszy przepis, to powstał on właśnie w taki wieczór, kiedy zaszyłam się sama w kuchni, odrzuciłam na bok wszelkie książki, zeszyty, karteluszki i dałam ponieść wyobraźni ;) Powstało wtedy coś pysznego, co idealnie sprawdzi się jako imprezowa przekąska zarówno na ciepło, jak i na zimno. Czy może być coś lepszego w ten ostatni dzień roku?

Drożdżowe babeczki z nadzieniem mięsno-pieczarkowym

składniki na 24 niewielkie babeczki
(użyłam standardowej formy na 12 muffinów)



Do przygotowania ciasta będziemy potrzebować:
  • 550 g mąki pszennej
  • 200 ml mleka
  • 100 g rozpuszczonego i ostudzonego masła min. 82%
  • 3 jajka
  • 50 g drożdży
  • 1 łyżeczkę cukru
  • 1/2 łyżeczki soli
  • dodatkowo 1 łyżkę masła do natłuszczenia formy

Do nadzienia:
  • 250 g pieczarek
  • 250 g mielonego mięsa (użyłam drobiowego)
  • 150 g kwaśnej śmietany
  • 100 ml mleka
  • 2 łyżeczki mąki pszennej
  • 1 łyżkę masła
  • sok z 1/4 cytryny
  • przyprawy: sól, biały pieprz, tymianek

Drożdże wkruszamy do miseczki, dodajemy cukier i 100 ml letniego mleka. Dokładnie mieszamy, dosypujemy 4 łyżki mąki (odejmujemy je z tych 550 g z listy składników) i znów mieszamy. Przykrywamy ściereczką, odstawiamy w ciepłe miejsce na ok. 15 min. Resztę mąki przesiewamy do dużej miski, dodajemy wyrośnięty rozczyn, jajka, pozostałe mleko, masło i sól. Mieszamy łyżką, a później zagniatamy na stolnicy/blacie przez kilka minut, aż ciasto przestanie się lepić i będzie ładnie odchodziło od ręki (raczej nie podsypujemy mąką). Wkładamy je z powrotem do miski, przykrywamy szczelnie folią spożywczą i odstawiamy w ciepłe miejsce na ok. 1,5-2 godz.

W tym czasie przygotowujemy farsz. Pieczarki kroimy w drobną kostkę i podsmażamy na rozpuszczonym maśle. Skrapiamy sokiem z cytryny, a kiedy puszczą sok, dodajemy mięso i dokładnie mieszamy, by nie pozostały większe kawałki (zbitki). Smażymy jeszcze ok. 5 min., a następnie dodajemy śmietanę, rozprowadzoną w mleku mąkę i przyprawy. Sos zagotowujemy i jeśli jest zbyt rzadki, chwilę odparowujemy. Jeśli natomiast zgęstnieje za bardzo, dolewamy trochę mleka. Próbujemy i w razie potrzeby doprawiamy. Studzimy.

Metalową formę do muffinów natłuszczamy. Wyrośnięte ciasto wałkujemy na ok. 1 cm grubości (może też być ciut cieniej). Wykrawamy z niego krążki o ok. 9 cm średnicy, którymi wylepiamy zagłębienia na babeczki (nie trzeba dociskać do samego spodu). Każdą miseczkę z ciasta napełniamy po brzegi ostudzonym farszem.

Ready... Steady... Bake!

Pieczemy w nagrzanym do 180 stopni piekarniku przez ok. 25 min. (babeczki powinny być już wtedy ładnie zrumienione). Wyjmujemy i studzimy. Podajemy na ciepło lub zimno, chociaż moim zdaniem najlepiej smakują takie prosto z piekarnika :)

Smacznego...
...i szczęśliwego Nowego Roku!

PS. Ja formę do muffinów mam niestety tylko jedną, więc babeczki piekłam w dwóch turach. Wcale im to nie zaszkodziło, ale jeśli Wy macie dwie takie same formy, to na pewno będzie łatwiej i szybciej ;)

PPS. Jeśli macie ochotę, przed pieczeniem, babeczki możecie posypać tartym żółtym serem.

PPPS. Warta wypróbowania jest także wersja ze zrumienioną kiełbasą jałowcową zamiast mielonego mięsa.

niedziela, 7 lipca 2013

Idealny letni deser, czyli crumble z truskawkami

Ostatnio wszystkie moje posiłki muszą spełniać trzy kryteria. Mają być proste, szybkie i pyszne :) Dotyczy to także deserów. Dziś wprawdzie miałam już nic nie piec (i trochę odpocząć), ale nakupiłam wczoraj truskawek i raczej byśmy ich nie przejedli. Słodziutkie i pachnące truskawy nie mogły się zmarnować, powstało więc crumble, które spełnia nie tylko te trzy wspomniane kryteria. To jeden z moich ulubionych deserów. Podczas pieczenia pachnie zawsze obłędnie, a smakuje wyśmienicie. Robię go również z jabłkami z cynamonem, z nektarynkami i borówkami amerykańskimi (rewelacja!), a czasami posypuję go również płatkami migdałów. Tak naprawdę kombinacji może być wiele i ogranicza Was jedynie kulinarna wyobraźnia. Polecam nie tylko na niedzielę!

Proste crumble z truskawkami

(porcja na prostokątną formę o wielkości 28 na 18 cm)

Ten deser ma niestety jedną wadę:
za szybko znika! ;)

Będziemy potrzebować:
  • 500-700 g truskawek
  • 16 łyżek mąki pszennej
  • 8 łyżek cukru
  • 8 łyżek zimnego masła
  • ulubione lody (ok. 500 ml)

Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni. Truskawki myjemy i odszypułkowujemy. Jeśli są duże, można je pokroić na połówki lub ćwiartki. Małe zostawiamy w całości. Mąkę, cukier i masło umieszczamy w misce i przecieramy przez palce, aż całość nabierze konsystencji mokrego piasku. Kruszonkę można również trochę pozgniatać w dłoniach, tworząc trochę większych grudek, które po upieczeniu będą przyjemnie chrupiące. Przygotowaną kruszonką posypujemy owoce, a następnie formę umieszczamy w nagrzanym piekarniku. Pieczemy 30 min. (na ostatnie 5 min. zostawiłam tylko górną grzałkę i zwiększyłam temperaturę do 200 stopni). Podajemy lekko przestudzone (wciąż ciepłe, ale nie gorące!), w towarzystwie lodów. Najlepiej będą pasowały śmietankowe lub waniliowe, ale ja miałam dziś toffi i również się sprawdziły :)

Smacznego!

Przed włożeniem do piekarnika...

...po wyjęciu z piekarnika...

...tuż przed podaniem :)

PS. Kruszonka, którą zaproponowałam do dzisiejszego crumble jest moją ulubioną. Wychodzi zawsze rewelacyjnie chrupiąca, a do tego przygotowuje się ją w niecałe 5 min. Używam jej zarówno do drożdżówek, muffinów, jak i szarlotki. Jest świetna, a cały sekret tkwi w proporcjach. Mąki ma być dwa razy tyle co cukru. Natomiast masła ma być dokładnie tyle, ile cukru. Prawda, że proste? Od kiedy zrobiłam ją pierwszy raz, nie robię już innej. Koniecznie musicie ją wypróbować ;)

Szybki pomysł na weekendową przekąskę

Dwa tygodnie bez żadnego przepisu? Skandal! Niestety ostatnio brakuje mi czasu dosłownie na wszystko. Dni mijają w zastraszającym tempie, a ja staram się łapać każdą wolną minutę, by trochę odpocząć. Na szczęście dziś mam nieco więcej czasu dla siebie (chyba po raz pierwszy od właśnie 2 tyg.) i nie muszę wybierać pomiędzy dodaniem przepisu na bloga, a np. wyjściem na rower. Jednak kiedy każda wolna chwila jest na wagę złota, nie mam wcale ochoty spędzać połowy dnia w kuchni. Wtedy sprawdzają się przepisy błyskawiczne i nie wymagające zbyt wiele zaangażowania. I chociaż nie lubię gotowców i nie uznaję np. sosów ze słoika czy z papierka, a na co dzień staram się wszystko robić sama, to czasami korzystam z gotowych produktów lub półproduktów. Robienie w domu np. ciasta francuskiego może być super pomysłem na leniwy weekend, ale nie, gdy mam tylko jeden dzień względnego spokoju. Przyznaję, że w zamrażalniku często mam porcję tego ciasta. Korzystam z niego chętnie i bez wyrzutów sumienia, ale pod warunkiem, że jest dobrej jakości. Przede wszystkim wybieram takie, które w składzie ma prawdziwe masło. Jeśli macie ochotę, oczywiście możecie przygotować je samodzielnie, ale w taki piękny dzień po prostu szkoda mi na to czasu. Wolę iść na spacer i użyć gotowego ;) A ciasto francuskie to świetna baza do wielu potraw na słodko i słono. Dziś proponuję minipizze/tartinki, które sprawdzą się zarówno na popołudniową przekąskę, kolację, jak i danie imprezowe. Smakują na ciepło i na zimno, a położyć można na nie praktycznie wszytko. Zapraszam na przepis...

Minipizze z ciasta francuskiego z grillowanym kurczakiem

(kolacja dla dwóch lub przekąska dla kilku osób)



Potrzebujemy:
  • opakowanie ciasta francuskiego
  • garść ciemnych oliwek
  • 1 czerwoną paprykę
  • 1 grillowaną pierś z kurczaka (ja zgrillowałam ją z ziołami prowansalskimi, ale może być np. taka jak tutaj)
  • ok. 300 g tartego żółtego sera
  • ok. 100 g dobrego koncentratu pomidorowego
  • mały pęczek natki pietruszki
  • przyprawy: sól, pieprz, 1 płaska łyżeczka cuku

Ciasto rozmrażamy i kroimy na 8 prostokątów. Koncentrat pomidorowy mieszamy z solą, pieprzem, cukrem i posiekaną natką pietruszki. Paprykę kroimy w niewielką kostkę, a oliwki i kurczaka w plasterki. Każdy kawałek ciasta smarujemy sosem pomidorowym (zostawiając wolny brzeg), posypujemy serem i obkładamy dodatkami. Zapiekamy w 180 stopniach ok. 18-20 min. (do lekkiego zrumienienia). Podajemy na ciepłą kolację lub jako zimną przystawkę.



Miłej niedzieli!

piątek, 21 czerwca 2013

Kurczak na sałacie, czyli obiad w upalny dzień

Uff jak gorąco. Na dworze ledwo da się wytrzymać, ale jakkolwiek by było mamy wreszcie lato. Już pierwszego dnia powitało nas gorącym, parnym, odrobinę burzowym powietrzem i chociaż należę raczej do ciepłolubnych osób, to chyba jednak umiar jest wskazany we wszystkim. Kto lubi, jak mu pot kapie z nosa? No kto? Chyba że podczas ćwiczeń. Wtedy to już co innego ;) Poza tym ciągle słyszę, że w taką pogodę, to nikomu nic się nie chce. Ok, w tym akurat coś jest. Mnie w taki skwar na pewno nie chce się stać w kuchni przy rozgrzanej i rozpalonej kuchence. Jeść też jakby trochę mniej się chce. Na pewno odeszła ochota na ciężkie, gęste, pikantne i gorące. Już wcześniej pisałam, że największym dobrodziejstwem obecnej pory roku są warzywa i owoce. Do tej pory jeszcze mi się chciało wykorzystywać je do gotowania i pieczenia, ale teraz zarządzam strajk. Najlepsze jedzenie na taki upał? Zielone, surowe i ekspresowe :) Taka jest moja dzisiejsza propozycja. Kusi kolorem i lekkością sezonowych warzyw w towarzystwie aromatycznego kurczaka. Uwodzi aromatem oliwy z oliwek z cytrusową nutką, która całości nadaje ciekawego charakteru. Po prostu zestaw idealny. Jest to obiad z cyklu w mniej niż pół godziny, a jednocześnie porcja zdrowia na talerzu. Nie ma w nim zbędnych zapychaczy, a przy tym syci i satysfakcjonuje. Coś mi się wydaje, że tego typu dania będę teraz serwować znacznie częściej ;) A może i Was zainspiruję?

Grillowany kurczak na wiosennej sałacie

porcja dla 4 osób



Będziemy potrzebować:
  • 2 spore piersi z kurczaka
  • 1 główkę sałaty lodowej
  • 2 nie za duże ogórki
  • 1 pęczek rzodkiewek
  • 1 sporą młodą cebulkę ze szczypiorkiem
  • przyprawy: sól morską, świeżo mielony czarny pieprz
  • cytrynową oliwę z oliwek z pierwszego tłoczenia (może być też zwykła z dodatkiem soku i otartej skórki z cytryny)

Piersi z kurczaka myjemy i oczyszczamy, a następnie przekrawamy każdą wzdłuż. Powstałe w ten sposób kotleciki oprószamy solą i pieprzem oraz skrapiamy cytrynową oliwą i odstawiamy do lodówki (dobrze byłoby co najmniej na 2 godz., ale jeśli nam się spieszy, to chociaż na czas przygotowania sałaty). Warzywa dokładnie myjemy. Sałatę rwiemy na mniejsze kawałki, ogórki i rzodkiewki kroimy w półplasterki, a cebulkę w piórka. Szczypiorek siekamy dość grubo (lub jak kto lubi). Wszystkie umieszczamy w sporej misce, delikatnie doprawiamy solą i pieprzem, a także skrapiamy aromatyzowaną oliwą. Mieszamy i odstawiamy do lodówki. Kurczaka szybko obsmażamy na grillu elektrycznym lub na patelni. Zdejmujemy i dajemy chwilę odsapnąć. W tym czasie na talerze nakładamy spore porcje warzyw. Po kilku (2-3) minutach kurczaka kroimy w skośne plastry i układamy na sałacie. Gotowe :)


Prawda, że wygląda zachęcająco? :)

Smacznego!

niedziela, 2 czerwca 2013

2w1 czyli pizza pieróg

Ja i P. uwielbiamy pizzę. Obydwoje jesteśmy także wielkimi miłośnikami pierogów. Wczorajszy Dzień Dziecka świętowaliśmy więc z udziałem pysznej, domowej i pełnoziarnistej calzone :) Może to nic odkrywczego, ale ja robiłam ją w domu po raz pierwszy. Trochę martwiłam się o to, czy wyjdzie i jak będzie smakowała, ale okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. Pizzowe pierogi wyszły dość ładne i zgrabne, a do tego sycące. Wydawało mi się, że po dwa na pewno damy radę zjeść, ale już po jednym byliśmy najedzeni. Na szczęście nie mam tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki temu dziś również mogliśmy delektować się smacznym obiadkiem, a jutro zabierzemy po jednym pierogu do pracy. Natomiast jeśli chodzi o samo ciasto, to postanowiłam trochę poeksperymentować. Sporo ostatnio o tym czytałam i zamiast zrobić moje tradycyjne ciasto na pizzę, nieco je zmodyfikowałam. Mianowicie dodałam do niego jajko i pominęłam mleko (zamiast niego użyłam po prostu więcej wody). Efekt? Tak przygotowane ciasto jest bardziej kruche i w moim odczuciu do calzone sprawdza się wręcz rewelacyjnie :) Jeszcze jedną innowacją, było dla mnie użycie drożdży instant. Zawsze używałam świeżych, jednak tym razem zapomniałam o nich na zakupach i gdy już myślałam, że nici z planowanego obiadu, znalazłam w szufladzie te sproszkowane. Ciasto wyrosło na nich, a później upiekło się bardzo ładnie, zupełnie tak samo, jak to na świeżych. Jedyną różnicą, którą zauważyłam był brak intensywnego drożdżowego zapachu. Gotowa pizza nie ma również charakterystycznego, drożdżowego posmaku. Niektórzy tego nie lubią i wtedy będzie to na pewno plus. Mnie ten zapach i smak nie przeszkadza, a nawet go lubię. Muszę jednak przyznać, że drożdże instant nie zawiodły i na pewno do nich wrócę. Podsumowując, calzone wyszła przepyszna. W prawdzie jest to nieco bardziej pracochłonna wersja pizzy, ale godna polecenia. Zobaczcie sami.

Pełnoziarnista calzone z kiełbasą

przepis na 8 sporych pierogów



Będziemy potrzebować:
  • 2,5 szkl. pełnoziarnistej mąki pszennej
  • 1,5 szkl. mąki pszennej
  • 1 jajo
  • 1 szkl. ciepłej wody
  • 6 łyżek oliwy lub oleju + trochę do posmarowania miski i gotowych pierogów
  • 8 g drożdży instant

Dodatkowo:
  • 200 g koncentratu pomidorowego
  • ok. 150-200 g tartego żółtego sera
  • mały pęczek natki pietruszki
  • 1 niewielką paprykę
  • garść oliwek
  • 2 garści krojonego ananasa z puszki
  • sporą laskę kiełbasy
  • przyprawy: sól, pieprz, 1 łyżeczkę cukru

Wszystkie składniki na ciasto umieszczamy w sporej misce, mieszamy drewnianą łyżką, a po chwili wyciągamy masę na blat/stolnicę i zagniatamy elastyczne ciasto. Miskę delikatnie natłuszczamy, przekładamy do niej ciasto, przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce. Czekamy aż co najmniej podwoi lub potroi swoją objętość. W tym czasie przygotowujemy składniki do nadzienia i sos. Natkę pietruszki siekamy drobno i łączymy z koncentratem oraz 3-4 łyżkami wody. Dodajemy pieprz, sól i cukier, mieszamy. Paprykę kroimy w kostkę, oliwki w plasterki. Jeśli ananasa mamy w plastrach, to kroimy go na mniejsze części. Kiełbasę kroimy w półplasterki lub kostkę i podsmażamy na patelni do zrumienienia. Gdy ciasto wyrośnie, dzielimy je na 8 równych części. Każdą rozwałkowujemy w owal o grubości ok. 5 mm. Połowę każdego owalu smarujemy sosem (zostawiając ok. 1 cm brzegu) oraz posypujemy serem. Na ser nakładamy wybrane dodatki (ja zrobiłam calzone w dwóch wersjach: kiełbasa, papryka, oliwki i kiełbasa, papryka, ananas) i dokładnie zlepiamy brzegi (tak samo jak w przypadku zwykłych pierogów). Powstały brzeg możemy jeszcze zawinąć do środka lub zrobić z niego falbankę. Jak kto lubi, jak kto umie. Myślę, że mnie, jak na pierwszy raz, wyszło to całkiem nieźle (miejscami tylko przedziurawiłam ciasto paznokciami, ale to akurat nie wpłynęło na smak dania ;)). Tak przygotowane pierogi można jeszcze posmarować delikatnie oliwą (lub rozmąconym jajkiem). Calzone pieczemy do zrumienienia, czyli 20-25 min. w 200 stopniach. Podajemy same, z ulubionymi sosami lub keczupem.



Wygląda apetycznie, prawda? ;)

Smacznego!

PS. Mała rada dla tych, którzy calzone będą robić po raz pierwszy. Rozwałkowany placek na pieróg dobrze jest ułożyć sobie od razu na papierze do pieczenia. Gdy już nałożymy na niego wszystkie składniki i zlepimy, może być nam ciężko go przenieść. Nasze calzone podczas przenoszenia na pewno stracą ładny kształt lub, co gorsza, mogą się nawet rozpaść, a tego przecież nie chcemy ;)

wtorek, 12 lutego 2013

Nieco inne pierogi

Dziś kontynuacja kulinarnych podróży. Tym razem proponuję pierożki, lecz nie nasze tradycyjne. Empanadas, bo to właśnie je mam na myśli, są przyrządzane zarówno w cieplejszej części Europy (głównie chyba w Hiszpanii, stamtąd znam je ja), jak i w Ameryce Południowej. Są bardzo popularne w Argentynie i Chile, gdzie istnieje wiele ich odmian. Mogą być podawane jako przekąska, przystawka lub danie główne. Wyglądem często przypominają nasze pierogi, ale występują także w innych kształtach. Natomiast farsz i ciasto raczej odbiegają od tego, co znamy. Wypełnienie pierożków mogą stanowić same warzywa lub z mięsem czy kiełbasą w sosie pomidorowym. Ciasto bywa francuskie, chlebowe, pierogowe, a także bardzo kruche i delikatne. Podawane są zazwyczaj z różnymi dipami śmietanowymi, jogurtowymi lub z salsą. Stanowią ciekawą odmianę i alternatywę dla polskich pierożków. Zapraszam na przepis.

Empanadas z fasolą i hiszpańską kiełbasą 

+ pikantny dip śmietanowy

duża porcja, na ok. 7-8 osób



Do ciasta należy przygotować:
  • 600 g mąki
  • 50 g masła
  • 50 g smalcu
  • 200 ml białego wina (ja użyłam półwytrawnego)
  • 200 ml wody
  • 2 płaskie łyżeczki soli

Do farszu:
  • 250 g hiszpańskiej surowej kiełbasy, np. chorizo (ja użyła wieprzowej kiełbasy z białym pieprzem)
  • 2 cebule
  • 1 zieloną paprykę
  • 2 małe ząbki czosnku
  • 2 cebulki dymki razem ze szczypiorkiem
  • puszkę czerwonej fasoli (200-250 g)
  • ok. 150 g koncentratu pomidorowego
  • przyprawy: sól, pieprz, słodką mieloną paprykę, chili w proszku
  • olej do smażenia

Do dipu:
  • 200 g kwaśnej śmietany 18% lub gęstego jogurtu naturalnego (np. typu greckiego)
  • 1 cebulkę dymkę ze szczypiorkiem
  • 1 ząbek czosnku
  • 2 łyżeczki kaparów
  • przyprawy: sól, pieprz, słodką mieloną paprykę, chili w proszku

Dodatkowo:
  • olej do smażenia (może być pół na pół ze smalcem lub nawet sam smalec)
Ciasto najlepiej jest przygotować wcześniej, ponieważ powinno odstać ok. 2 godz. przed wałkowaniem i formowaniem pierożków.

Wodę i wino podgrzewamy w rondelku. Następnie dodajemy masło oraz smalec i ciągle mieszając, czekamy, aż się rozpuszczą. Nie doprowadzamy jednak do wrzenia. Zdejmujemy płyn z ognia i dosypujemy mąkę z solą. Całość mieszamy, ale nie bardzo dokładnie i odstawiamy, aby trochę przestygło. Kiedy już masa nie parzy, przekładamy ją na stolnicę i zagniatamy. Ciasto jest delikatne i bardzo elastyczne, więc po ok. 5 min. jest już gładkie i jednolite. Tak przygotowaną masę formujemy w kulę i z powrotem wkładamy do garnka (jego dno najlepiej podsypać mąką), by odpoczęło.

Teraz możemy zająć się farszem. Cebulę, dymkę, paprykę i kiełbasę kroimy w niewielką kostkę. Czosnek i szczypiorek siekamy. Pieczarki kroimy w półplasterki lub drobniej. Na rozgrzanym oleju smażymy najpierw cebulkę, a gdy się zeszkli dorzucamy pieczarki i paprykę. Po chwili dodajemy również czosnek, dymkę i szczypiorek. Gdy warzywa zmiękną, przekładamy je do miseczki. Ponownie rozgrzewamy olej, tym razem naprawdę odrobinę i smażymy na nim kiełbasę. Kiedy jest już równomiernie usmażona, z powrotem dokładamy warzywa, a także koncentrat pomidorowy. Wszystko doprawiamy solą, pieprzem, słodką papryką i chili. Odstawiamy do ostygnięcia.

Moja pyszna kiełbaska prosto z Hiszpanii :)

Dip możemy przygotować od razu, gdy skończymy przyrządzać farsz. Wtedy smaki lepiej się przegryzą. Kapary, czosnek, dymkę i szczypiorek siekamy bardzo drobno. Dodajemy do śmietany i mieszamy. Doprawiamy do smaku solą i pieprzem oraz słodką mieloną papryką i chili. Do czasu podania przechowujemy go w lodówce. (Jeśli jednak chcielibyście przygotować go dzień wcześniej, to musicie wiedzieć, że straci on wtedy swoją gęstą konsystencję. Warzywa puszczą sok i dip nieco się rozrzedzi, jednak na smaku nie straci nic a nic. Mimo to myślę, że gęsty lepiej pasuje do pierożków.)

Po upływie min. 1,5 godz. możemy wrócić do ciasta. Dzielimy je na kilka części, bierzemy jedną, a resztę odkładamy na bok i przykrywamy ściereczką, bo dość szybko obsycha. Ciasto wałkujemy dość cienko (tak jak na tradycyjne pierogi) i wycinamy z niego okręgi, np. dużą szklanką. Następnie każdy krążek nieco rozciągamy w bardziej podłużny kształt. Na jego środku układamy porcję farszu (u mnie była to pełna, a nawet kopiasta łyżeczka) i dokładnie sklejamy. Brzegi możemy docisnąć widelcem, bo pierożki lubią się rozklejać. Gotowe smażymy na patelni lub pieczemy w piekarniku (w 220 stopniach Celsjusza przez ok. 20-25 min.) na złoty kolor. Podajemy na ciepło lub na zimno z przygotowanym wcześniej dipem i białym winem.



Życzę Wam równie smacznych kulinarnych eksperymentów!