Pokazywanie postów oznaczonych etykietą drożdże. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą drożdże. Pokaż wszystkie posty

sobota, 30 lipca 2016

Puszysta pizza!

Podobną potrawę jedli już starożytni Grecy, ale to w 1889 r. w Neapolu powstała w formie znanej współcześnie. O co może chodzić? Właściwa odpowiedź jest tylko jedna. To przecież... pizza! Początkowo jej składnikami były pomidory, ser mozarella i bazylia, które reprezentują narodowe barwy Włoch - państwa, w którym powstała znana na całym świecie popularna margherita. Dziś można zamówić pizzę z niemal każdym składnikiem, ale najlepiej przygotować ją od podstaw w domu :) Wprawdzie przepis na pizzę gościł już na moim blogu, jednak ostatnio sporo eksperymentowałam z ciastem i postanowiłam podzielić się z Wami moim aktualnym przepisem. Bo kto nie lubi pizzy? Ja piekę ją w domu regularnie i lubię mieć w lodówce zagniecione ciasto na awaryjny obiad. Utarło się, że ciasto drożdżowe lubi wyrastać w cieple i to prawda. Jednak nie wszyscy może wiedzą, że równie dobrą, a w niektórych przypadkach nawet lepszą metodą, jest pozostawienie zagniecionego ciasta na dużo dłuższy czas, ale w chłodzie, np. w lodówce. Wyrastanie zajmuje wtedy około 12 godz. Ciasto można przygotować wieczorem, a upiec dopiero następnego dnia. W tym wypadku, im dłużej leżakuje, tym lepiej. Znakomite będzie nawet po 3 dniach, ale nie polecam przechowywania go dłużej. Zachęcam natomiast do wypróbowania mojego nowego przepisu na idealnie puszystą pizzę!

Pizza na puszystym cieście

porcja na 2 bardzo duże lub 5-6 mniejszych placków


Składniki na ciasto:
  • 800 g mąki pszennej (ja zazwyczaj używam zwykłej - typ 550,
    ale może być również chlebowa)
  • 60 g świeżych drożdży
  • 6 łyżek oleju lub oliwy (ja używam oliwy aromatyzowanej bazylią, suszonymi pomidorami i czosnkiem)
  • 500 ml letniej wody
  • 3 łyżeczki cukru
  • 1,5 łyżeczki soli

Składniki na sos:
  • 500 g pomidorowej passaty (dobrego przecieru pomidorowego)
  • 2-3 ząbki czosnku (opcjonalnie czosnek granulowany)
  • 2 łyżeczki suszonego oregano (może być również bazylia lub zioła prowansalskie)
  • sól, cukier do smaku
  • 1 łyżka oleju lub oliwy

Dodatki (ilość według zapotrzebowania):
  • tarta mozarella
  • ser typu camembert - pokrojony w plastry
  • salami - w plastrach
  • kiełbasa jałowcowa - pokrojona w plasterki
  • ananas - w kawałkach
  • papryka - pokrojona w paseczki
  • kilka pieczarek - pokrojonych w plasterki
  • inne ulubione dodatki takie jak, np. szynka, oliwki, pomidorki koktajlowe czy świeża mozarella
  • suszone oregano do posypania pizzy

Ciasto:
Drożdże wkruszamy do miseczki, dodajemy cukier i całość zalewamy 150 ml letniej wody. Mieszamy do rozpuszczenia i odstawiamy na 10 min do spienienia. W dużej misce łączymy mąkę, sól, olej i resztę letniej wody oraz zawartość miseczki z drożdżami. Mieszamy łyżką, a następnie wykładamy na stolnicę lub blat i zagniatamy, aż ciasto będzie jednolite i elastyczne. Powinno to trwać około 10 min. (Jeśli mamy mikser z hakiem, to można to zrobić z jego pomocą). Formujemy kulę. Miskę lekko natłuszczamy i umieszczamy w niej ciasto, które również lekko smarujemy oliwą. Szczelnie przykrywamy folią spożywczą, dociskając ją lekko do ciasta. Odstawiamy na 1,5-2 godz. w ciepłe miejsce bez przeciągów. (Ciasto możemy również wstawić do lodówki i upiec następnego dnia.)

Sos pomidorowy:
Czosnek siekamy bardzo drobno. W rondlu rozgrzewamy oliwę i wrzucamy czosnek. Dodajemy pomidorową passatę i oregano, a następnie odparowujemy do uzyskania gęstej konsystencji. Doprawiamy solą i cukrem. Odstawiamy do ostygnięcia.

Ciasto cd.
Gotowe ciasto powinno podwoić swoją pierwotną objętość. Wtedy możemy przystąpić do dzielenia go na porcje i pieczenia. Z podanej ilości składników wyjdą trzy duże, dwie bardzo duże, pulchne pizze lub 5-6 mniejszych (o średnicy około 23 cm). Na małe, jednoosobowe pizze potrzeba od 200 do 300 g surowego ciasta, w zależności od tego, jak grube spody chcemy uzyskać. Jeśli jednorazowo nie upieczemy całego przygotowanego ciasta, to należy przykryć je folią, tak jak do wyrastania i zużyć w ciągu 2-3 dni.

Pizza na pierwszym planie jest bardziej puszysta
i do jej przygotowania użyłam 300 g surowego ciasta.

Ta w tle jest o 100 g lżejsza i trochę cieńsza, ale równie smaczna :)

Formowanie i pieczenie pizzy:
Wyrośnięte ciasto dzielimy na porcje. Każdą z nich formujemy w kulkę i rozpłaszczamy dłońmi na stolnicy. Staramy się nie podsypywać mąką. Formujemy nieco wyższy brzeg i przekładamy na blachę do pieczenia wyłożoną papierem albo kamień do pieczenia pizzy. Na raz formujemy tylko tyle spodów, ile będziemy od razu piec. Resztę trzymamy w misce pod przykryciem z folii. (Mnie najwygodniej jest przygotowywać spody w taki sposób: na silikonowej stolnicy rozpłaszczam ciasto, przykrywam je papierem, dociskając, a następnie odwracam, odklejając ciasto od stolnicy i gotowy placek wraz z papierem układam na blaszce.) Gotowe spody smarujemy hojnie sosem i posypujemy tartą mozarellą. Obkładamy pozostałymi dodatkami. Najlepiej nie dodawać zbyt dużo mokrych składników, bo spód za bardzo nasiąknie i nie wypiecze się ładnie. Np. na pizzę o średnicy 23 cm powinny wystarczyć 2-3 pieczarki. Wierzch posypujemy lekko suszonym oregano i pieczemy w temp. 250 °C około 15 min. Podajemy od razu, w towarzystwie sosu pomidorowego.

Smacznego!

środa, 31 grudnia 2014

S jak... smakowity sylwester!

Mam nadzieję, że Święta minęły Wam równie spokojnie i radośnie jak mnie ;) Odwiedziliśmy obie nasze rodziny i najedliśmy się chyba na cały przyszły rok (słodkości na pewno!), a wróciliśmy raczej śpiący niż wypoczęci, ale co tam! Święta rządzą się swoimi prawami i kto by wtedy myślał o spaniu? ;) Na szczęście później był wspaniały weekend i wcale tak szybko nie trzeba było wracać na ziemię. Przed powrotem do pracy (na raptem dwa dni) zdążyliśmy jeszcze odpocząć i poleniuchować. A teraz? O, jak dobrze! Teraz znów wolne :D Dopiero w styczniu na dobre wracamy do pracy, więc póki co odpoczywania ciąg dalszy. Bardzo się z tego cieszę. Czuję, że potrzeba mi chwili wytchnienia, a jak już pewnie wiecie, doskonale wypoczywa mi się w kuchni. Oczywiście tylko wtedy, gdy nie robię czegoś niezmiernie skomplikowanego i w związku z tym muszę trzymać się jakiejś przydługiej receptury. Tego raczej nie lubię... Ale, ale! Jeśli chodzi o dzisiejszy przepis, to powstał on właśnie w taki wieczór, kiedy zaszyłam się sama w kuchni, odrzuciłam na bok wszelkie książki, zeszyty, karteluszki i dałam ponieść wyobraźni ;) Powstało wtedy coś pysznego, co idealnie sprawdzi się jako imprezowa przekąska zarówno na ciepło, jak i na zimno. Czy może być coś lepszego w ten ostatni dzień roku?

Drożdżowe babeczki z nadzieniem mięsno-pieczarkowym

składniki na 24 niewielkie babeczki
(użyłam standardowej formy na 12 muffinów)



Do przygotowania ciasta będziemy potrzebować:
  • 550 g mąki pszennej
  • 200 ml mleka
  • 100 g rozpuszczonego i ostudzonego masła min. 82%
  • 3 jajka
  • 50 g drożdży
  • 1 łyżeczkę cukru
  • 1/2 łyżeczki soli
  • dodatkowo 1 łyżkę masła do natłuszczenia formy

Do nadzienia:
  • 250 g pieczarek
  • 250 g mielonego mięsa (użyłam drobiowego)
  • 150 g kwaśnej śmietany
  • 100 ml mleka
  • 2 łyżeczki mąki pszennej
  • 1 łyżkę masła
  • sok z 1/4 cytryny
  • przyprawy: sól, biały pieprz, tymianek

Drożdże wkruszamy do miseczki, dodajemy cukier i 100 ml letniego mleka. Dokładnie mieszamy, dosypujemy 4 łyżki mąki (odejmujemy je z tych 550 g z listy składników) i znów mieszamy. Przykrywamy ściereczką, odstawiamy w ciepłe miejsce na ok. 15 min. Resztę mąki przesiewamy do dużej miski, dodajemy wyrośnięty rozczyn, jajka, pozostałe mleko, masło i sól. Mieszamy łyżką, a później zagniatamy na stolnicy/blacie przez kilka minut, aż ciasto przestanie się lepić i będzie ładnie odchodziło od ręki (raczej nie podsypujemy mąką). Wkładamy je z powrotem do miski, przykrywamy szczelnie folią spożywczą i odstawiamy w ciepłe miejsce na ok. 1,5-2 godz.

W tym czasie przygotowujemy farsz. Pieczarki kroimy w drobną kostkę i podsmażamy na rozpuszczonym maśle. Skrapiamy sokiem z cytryny, a kiedy puszczą sok, dodajemy mięso i dokładnie mieszamy, by nie pozostały większe kawałki (zbitki). Smażymy jeszcze ok. 5 min., a następnie dodajemy śmietanę, rozprowadzoną w mleku mąkę i przyprawy. Sos zagotowujemy i jeśli jest zbyt rzadki, chwilę odparowujemy. Jeśli natomiast zgęstnieje za bardzo, dolewamy trochę mleka. Próbujemy i w razie potrzeby doprawiamy. Studzimy.

Metalową formę do muffinów natłuszczamy. Wyrośnięte ciasto wałkujemy na ok. 1 cm grubości (może też być ciut cieniej). Wykrawamy z niego krążki o ok. 9 cm średnicy, którymi wylepiamy zagłębienia na babeczki (nie trzeba dociskać do samego spodu). Każdą miseczkę z ciasta napełniamy po brzegi ostudzonym farszem.

Ready... Steady... Bake!

Pieczemy w nagrzanym do 180 stopni piekarniku przez ok. 25 min. (babeczki powinny być już wtedy ładnie zrumienione). Wyjmujemy i studzimy. Podajemy na ciepło lub zimno, chociaż moim zdaniem najlepiej smakują takie prosto z piekarnika :)

Smacznego...
...i szczęśliwego Nowego Roku!

PS. Ja formę do muffinów mam niestety tylko jedną, więc babeczki piekłam w dwóch turach. Wcale im to nie zaszkodziło, ale jeśli Wy macie dwie takie same formy, to na pewno będzie łatwiej i szybciej ;)

PPS. Jeśli macie ochotę, przed pieczeniem, babeczki możecie posypać tartym żółtym serem.

PPPS. Warta wypróbowania jest także wersja ze zrumienioną kiełbasą jałowcową zamiast mielonego mięsa.

niedziela, 21 grudnia 2014

Świąteczna strucla makowa

Wczoraj było o masie makowej, to dziś koniecznie o jednym ze sposobów jej wykorzystania. Uwielbiam wszystko, co zawiera mak i tak jak już pisałam we wczorajszym poście, makowiec to dla mnie świąteczna tradycja. Żeby był naprawdę dobry, masa makowa musi być słodka i pełna bakalii, a ciasto mięciutkie i mokre od makowego nadzienia. Jednak jako że bardzo lubię eksperymenty, nie byłabym sobą, gdybym i tym razem nie spróbowała zrobić czegoś bardzo tradycyjnego nieco inaczej i po swojemu. Pomysł wcale nie jest super nowatorski, jest raczej dość znany, ale ja jeszcze czegoś takiego nie robiłam i postanowiłam spróbować. A o co chodzi? Już wyjaśniam. Rolada makowa jest super, ale moim zdaniem nie prezentuje się jakoś bardzo odświętnie. Za to wieńce drożdżowe to już zupełnie inna bajka. Zawsze mi się podobały i uważam, że stanowią piękną ozdobę stołu. A przy tym jadalną! :D Wcześniej nie odważyłam się takiego upiec, bo - jak już kiedyś wspominałam - na początku mojej kulinarnej przygody wypieki drożdżowe nie były moją specjalnością. Chyba trochę się ich bałam, a okazało się, że nie ma czego. Teraz nie tylko już się drożdży nie boję, ale uwielbiam z nimi pracować. Drożdżowce piekę więc często i chętnie. Ciasta, bułeczki, nawet chleby, a tym razem wieniec makowy. Receptura na ciasto pochodzi ze starszej ode mnie książki (z 1974 roku!), która była podręcznikiem mojego taty w technikum. Zmodyfikowałam ją tylko odrobinę, bo początkowo ciasto było ciut za luźne i mogłoby nie utrzymać tak skomplikowanego kształtu. Jednak książka sama w sobie okazała się skarbem i na pewno często będę z niej korzystać. Tymczasem zapraszam na bardzo świąteczny i niezwykle efektowny, a przy tym zaskakująco prosty w przygotowaniu...

Wieniec drożdżowy z domową masą makową

składniki na jedną, dużą struclę



Potrzebujemy:
  • 280-300 g mąki + 2 łyżki
  • 75 ml mleka
  • 75 g masła
  • 3 jajka (żółtka i białka oddzielnie)
  • 20 g świeżych drożdży
  • 3 łyżki cukru
  • 1 łyżka rumu lub wódki
  • duża szczypta soli
  • 1/2 kg masy makowej (polecam z tego przepisu)

Dodatkowo na lukier:
  • 1/2 szklanki cukru pudru
  • 2 łyżki soku z cytryny
  • 1-2 łyżki wody

Na początek przygotowujemy rozczyn. Drożdże wkruszamy do miseczki, dodajemy łyżkę cukru oraz 50 ml letniego mleka. Mieszamy do całkowitego rozpuszczenia. Dodajemy 2 łyżki mąki, ponownie mieszamy (to nic, jeśli pozostaną niewielkie grudki, przy zagniataniu ciasta nie będzie miało to znaczenia), przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce na ok. 15, a maksymalnie 20 min. Masło rozpuszczamy i studzimy. Do dużej miski przesiewamy mąkę (początkowo 280 g). Dodajemy sól, pozostałe mleko, roztopione masło, żółtka, resztę cukru, alkohol i wyrośnięty rozczyn. Mieszamy, najpierw łyżką, a później zagniatamy ręcznie na blacie lub stolnicy. Staramy się przy tym nie podsypywać dodatkowo mąką, jednak jeśli masa mocno się klei lub jest bardzo luźna, dodajemy pozostałe 20 g mąki. Gotowe ciasto będzie gładkie i elastyczne, powinno też łatwo odchodzić od ręki. Formujemy je wtedy w kulę, wkładamy do dużej miski, przykrywamy ciasno folią spożywczą i odstawiamy w ciepłe miejsce na ok. 2 godz.

Kiedy ciasto podwoi swoją objętość, wyciągamy je na leciutko oprószony mąką blat (lub matę silikonową) i rozwałkowujemy na duży prostokąt o wymiarach ok. 45 na 30 cm. Przykrywamy ściereczką. Dwa białka ubijamy na sztywną pianę i łączymy z 1/2 kg masy makowej. Powstałe nadzienie rozsmarowujemy równo na cieście, pozostawiając ok. 2 cm odstępu ze wszystkich stron. Przy jednym z dłuższych boków ten margines może być nawet trochę większy i możemy posmarować go lekko pozostałym białkiem. Ciasto zwijamy w rulon wzdłóż dłuższego boku i w stronę większego marginesu. Łączenie koniecznie umieszczamy pod spodem, a brzegi dokładnie zlepiamy i podwijamy. Rulon przecinamy wzdłuż (nie docinając jednak z jednego brzegu do końca). Powstałe pasy przeplatamy ze sobą, a końce łączymy i formujemy wieniec. Pieczemy go na blasze wyłożonej pergaminem (lub na macie silikonowej) przez ok. 30-35 min. w nagrzanym do 180 stopni piekarniku, aż ładnie się zrumieni. Wyjmujemy i studzimy.



Z cukru pudru, soku z cytryny i wody przygotowujemy płynny, ale dość gęsty lukier. (Jeśli będzie zbyt rzadki – dodajemy więcej cukru, jeśli zbyt gęsty – więcej soku lub wody.) Polewamy nim jeszcze lekko letni, ale nie gorący wieniec i odstawiamy do całkowitego ostygnięcia.

Z tego przepisu można przygotować także tradycyjny makowiec. Rulonu z ciasta nie przecinamy wtedy wzdłuż, zawijamy natomiast dość luźno w pergamin (pozostawiając nie więcej niż 2 cm przestrzeni) i pieczemy w 180 stopniach również przez 30-35 min. Upieczony i polukrowany makowiec posypujemy posiekanymi migdałami, skórką pomarańczową lub makiem (niemielonym).

Makowce świetnie się przechowują i można je upiec nawet 3-4 dni przed Świętami. Całkowicie ostudzone ciasta należy w takim wypadku zawinąć w ściereczkę i schować do szczelnego pojemnika lub woreczka foliowego, a polukrować dopiero w dniu podania. Strucle makowe można także upiec jeszcze wcześniej i ostudzone zamrozić. Oczywiście lukrujemy je wtedy po odmrożeniu i kiedy osiągną temperaturę pokojową.

Ja wprawdzie najadłam się już makowca przed Świętami, ale jeśli znajdę chwilę, upiekę taki wieniec dla rodziny. Może i Wy w tym roku zaskoczycie bliskich takim podarkiem? Własnoręcznie wykonane/upieczone prezenty zawsze cieszą najbardziej ;) A jeśli jesteśmy już przy prezentach, to na koniec jeszcze taki mały bonus ode mnie...


Wesołych Świąt!


zBLOGowani.pl

czwartek, 1 maja 2014

Mój pierwszy chleb

Domowe pieczywo to jest to. Nie żadne sklepowe, nadmuchane buły czy watowaty chleb. Owszem, nawet w mojej okolicy, można dostać wspaniałe pieczywo doskonałej jakości, ale nic nie zastąpi tego zapachu podczas pieczenia. Mmmmm... :) Uwielbiam ten aromat. A później krojenie jeszcze ciepłego bochenka, bo nie mogę się doczekać, jak wyszedł i zajadanie się ciepłymi i chrupiącymi kromeczkami bez żadnych dodatków. No właśnie, nie mogłam się doczekać efektu, bo ostatnio, już jakiś czas temu odbył się mój chlebowy debiut. Do tej pory piekłam tylko bułeczki. Słodkie i wytrawne i z naprawdę dobrymi rezultatami, jednak chleba trochę się obawiałam. W sumie sama nie jestem w stanie stwierdzić dlaczego. W końcu, z powodu braku pieczywa na weekend, postanowiłam zmierzyć się z tym wyzwaniem. Przepis na tzw. nocny chlebek (i bardzo prosty, wręcz banalny, bez wyrabiania) już dawno spisałam z jakiegoś opakowania po mące (wcale nie typowo chlebowej, a bodajże typu graham) i pozostało go jedynie wypróbować. No to co? No to do dzieła :)


Chleb bez wyrabiania

(przepis na okrągłą formę nie większą niż 24 cm)



Należy przygotować:
  • 250 g mąki pszennej (może być zwykła, ale najlepiej byłoby użyć chlebowej)
  • 150 g mąki typu graham
  • 1 łyżeczka soli
  • 1 łyżeczka cukru
  • 20 g świeżych drożdży
  • 300 ml wody (w temperaturze pokojowej)
  • ok. 100 g suszonych pomidorów (zamiast pomidorów polecam również zielone oliwki lub zrumienioną na patelni cebulkę)

Do dużej miski przesiewamy mąkę. Jeśli na sitku zostały otręby, to ich nie wyrzucamy, ale również je dodajemy, a także łyżeczkę soli i łyżeczkę cukru. Obie mogą być z lekką górką. Do miseczki lub dużego kubka wkruszamy drożdże, zalewamy wodą i dokładnie rozpuszczamy. Suszone pomidory, których tym razem akurat użyłam, kroimy w ok. 1 cm kosteczkę. Do mąki wlewamy wodę z rozpuszczonymi drożdżami, dodajemy pokrojone suszone pomidory i mieszamy. Najlepiej zrobić to drewnianą łyżką i tylko do czasu połączenia składników (potrwa to nie dłużej niż 30 sekund). Masa powinna być w miarę jednorodna i na pewno będzie się kleić. To ciasto takie właśnie ma być. (Ja początkowo miałam pewne obawy, bo to coś, co uzyskałam w misce nie przypominało wcale gładkiego, elastycznego, drożdżowego ciasta, a raczej szarą maź. Postanowiłam jednak zobaczyć, co z tego wyjdzie i wyszło super!) Gotowe ciasto na chleb przykrywamy folią spożywczą i wstawiamy na całą no do lodówki (ok. 12 godz. powinno być ok.). Rano wyciągamy wyrośnięte ciasto na obsypany mąką blat i składamy na wzór koperty. Najpierw górę i dół, a później boki do środka. Czystą ściereczkę szczodrze obsypujemy mąką i układamy na niej nasz bochenek, który z wierzchu również posypujemy obficie mąką, by się nie przykleił. Zawijamy w materiał i odstawiamy w ciepłe miejsce bez przeciągów. Czekamy aż podwoi swoją objętość, a nawet trochę dłużej. Ja na początku dałam chlebkowi tylko 1,5 godz. na wyrastanie i był naprawdę super, ale mój kolejny chleb wyrastał ok. 2,5 godz. i chociaż po pierwszym razie wydawało mi się, że to będzie niemożliwe, to był jeszcze lepszy. Chleb pieczemy w żaroodpornym naczyniu z pokrywką, które uprzednio rozgrzewało się wraz z piekarnikiem. Dlatego na jakieś 15 min. przed planowanym pieczeniem włączamy piekarnik, ustawiamy na 250 stopni i wkładamy do niego nasze puste naczynie. Idealny byłby żeliwny garnek, ale moje zwykłe szkło żaroodporne też daje radę. Kiedy chlebek ładnie wyrośnie, a piekarnik i forma do pieczenia będą już nagrzane, następuje najbardziej skomplikowana operacja. Gorące naczynie wyjmujemy z piekarnika i przekładamy do niego wyrośnięte ciasto, najlepiej nie parząc się przy tym ;) Później szybko je przykrywamy i wstawiamy znów do piekarnika. Pieczemy 30 min., a następnie zdejmujemy pokrywkę, ale przykrywamy chlebek kawałkiem folii aluminiowej i pieczemy kolejne 20 min. Po tym czasie w całym domu będzie na pewno pięknie pachniało, a nasz chleb będzie już na pewno gotowy. Upieczony bochenek wyjmujemy z naczynia i studzimy na kratce. Przyznaję, że mnie zdarza się często (no dobra, chyba za każdym razem, a było ich do tej pory kilka) kroić jeszcze lekko ciepły, a nawet gorący - to za pierwszym razem ;) Później już tylko delektujemy się wspaniałym, domowym pieczywem. Chlebek z tego przepisu jest przepyszny! Mięciutki, wilgotny i z rewelacyjną, chrupiącą skórką. Ja taki uwielbiam :) Na dodatek jego wielkim plusem jest to, że przechowywany w szczelnym, foliowym woreczku (oczywiście dopiero po całkowitym przestudzeniu), długo zachowuje świeżość. Ja piekę go zwykle w sobotę rano, a jeszcze w czwartek dojadam i nadal jest miękki. Chleb ten może więc przetrwać niemal tydzień i wiecie jaki jest jedyny efekt? Skórka traci chrupkość, staje się po prostu miękka i... tyle :) Dla mnie rewelacja! Polecam serdecznie.





Smacznego!

sobota, 1 lutego 2014

Drożdżowe rolls'y z budyniem kokosowym

Nareszcie weekend :D A jak weekend, to i coś na słodko. Dziś przyszła pora na pulchniutkie, delikatne, absolutnie przepyszne bułeczki. Pierwszy raz piekłam je już dość dawno, ale że przepis był eksperymentem, to nie trafił od razu na bloga. Wtedy dodawałam wszystko na oko. Mąka, cukier, szczypta soli. Masła miałam w lodówce trochę ponad pół kostki, więc dałam całe. Zostało mi też trochę kefiru, więc i jego dodałam. Jeszcze trochę mąki. Dwa jajka... No, niech będą trzy. Na koniec drożdże. Zagniotłam wszystko, odstawiłam do wyrośnięcia i modliłam się, żeby nie było klapy. O dziwo efekt był nie tylko zadowalający, ale zachwycający! :) Potem musiałam się upewnić, że to nie był przypadek, że drożdżówki wyjdą za każdym razem tak samo dobre, i że mogę je Wam z czystym sumieniem polecić. Zabierałam się do tego bardzo długo. Pierwsze wrażenia po tych ślimaczkach były tak dobre, że bałam się je sobie popsuć. Już na samo wspomnienie ciekła ślinka ;) W końcu, za namową mojego P. upiekłam je kolejny raz i... Nie zawiodłam się nic a nic :D Zmniejszyłam jedynie ilość cukru i masła, bo początkowo dałam ciut za dużo. Nauczyłam się też kilku ważnych rzeczy i teraz, odrobinę mądrzejsza o własne doświadczenia, mogę je wreszcie z dumą zaprezentować. Z dumą, bo kiedyś drożdżowe wypieki nie bardzo mnie lubiły, a teraz nie sprawiają mi już najmniejszego problemu :)))

Drożdżowe ślimaczki na kefirze z budyniem kokosowym

(z przepisu wychodzi 12 sporych bułeczek)


Do ciasta drożdżowego potrzebujemy:
  • 4 i 2/3 szklanki mąki pszennej (użyłam zwykłej, najzwyklejszej, typ 500)
  • 1/2 szklanki cukru + 4 płaskie łyżeczki
  • 3/4 szklanki kefiru
  • 2/3 szklanki rozpuszczonego masła
  • 3 jajka + 1 białko
  • 25 g świeżych drożdży
  • dużą szczyptę soli

Do budyniu:
  • 3 i 1/2 szklanki mleka
  • 1/3 szklanki cukru
  • 4 łyżki mąki pszennej
  • 4 łyżki mąki ziemniaczanej
  • 1 żółtko
  • 1 szklankę wiórków kokosowych

Drożdże wkruszamy do miseczki i zasypujemy 4 łyżeczkami cukru. Czekamy aż się rozpuszczą i delikatnie spienią. Do dużej miski wsypujemy mąkę, cukier i sól. Wlewamy masło (może być delikatnie ciepłe) i kefir, dodajemy jajka i rozpuszczone drożdże. Zagniatamy ciasto. Na początku może się kleić, ale nie podsypujemy mąką. Na koniec powinniśmy uzyskać gładkie, elastyczne, ale wciąż delikatne i mięciutkie ciasto. Przykrywamy je ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia. Ciasto nie rośnie tak bardzo, jak np. ciasto na pizzę. To nic złego! Jest ono cięższe i bardziej wilgotne. Dlatego tylko delikatnie się napuszy (moje podwoiło swoją objętość mniej więcej o połowę) i tak ma być.

Gdy ciasto rośnie, przygotowujemy budyń. W garnku podgrzewamy 3 szklanki mleka z cukrem. W pozostałym mleku dokładnie roztrzepujemy obie mąki i żółtko. Można sobie pomóc blenderem, wtedy mamy pewność, że nie pozostaną grudki. Kiedy mleko będzie bardzo gorące (dosłownie na chwilę przed jego zagotowaniem), cienką strużką wlewamy mleko z mąką i żółtkiem. Od razu energicznie mieszamy. Ja często wlewam tę mieszankę przez sitko, ponieważ mój blender niestety się popsuł, a bardzo nie chcę grudek. Proszę wtedy mojego mężczyznę do pomocy, bo przydaje się trzecia ręka ;) Cały czas mieszając, czekamy aż na powierzchni budyniu pojawią się bąble i zdejmujemy z palnika. Szybko dodajemy wiórki kokosowe, mieszamy, odstawiamy do całkowitego ostygnięcia. Gotowy budyń powinien być bardzo gęsty. Tak gęsty, że włożona łyżka będzie w nim stała. Jeśli będzie rzadki, wypłynie nam później z ciasta.

Podrośnięte ciasto lekko zagniatamy i rozwałkowujemy na prostokąt o wymiarach ok. 40 na 50 cm.  Można delikatnie podsypać mąką, ale nie za dużo. Następnie smarujemy ostudzonym, gęstym budyniem, pozostawiając z jednego, dłuższego boku margines ok. 3 cm.


Prostokąt ciasno zwijamy wzdłuż dłuższego boku. Rulon układamy tak, by łączenie było na spodzie. W ten sposób, lekko obciążone lepiej się zlepi. Ciasto kroimy bardzo ostrym nożem lub nitką (ja zdecydowanie wolę tę metodę) na 12 części. Na początek dobrze je sobie na górze zaznaczyć.

Nitkę wsuwamy pod rulon ciasta, z góry krzyżujemy i ściskamy.
Krojąc ciasto w ten sposób, nie wyciśniemy z niego budyniu.

Im ciaśniej i ładniej zwiniemy rulon z budyniem, tym ładniejsze będą gotowe bułeczki :)

Ślimaczki układamy na wyłożonej papierem do pieczenia blasze w sporych odstępach. Ja na raz piekę zawsze sześć, nie więcej. Pozostałe przykrywam ściereczką i odstawiam na bok. Przed włożeniem do piekarnika, smarujemy wierzch i boki bułeczek roztrzepanym białkiem.


Pieczemy w 180 stopniach przez ok. 20-25 min., aż nabiorą rumianego koloru. Po upieczeniu zostawiamy na ok. 5 min. na blasze do lekkiego ostygnięcia, a następnie delikatnie przenosimy na kratkę, a później już tylko zajadamy ze smakiem ;)

Bułeczki z budyniem kokosowym polecają się na niedzielne śniadanie :)
Smacznego!

niedziela, 2 czerwca 2013

2w1 czyli pizza pieróg

Ja i P. uwielbiamy pizzę. Obydwoje jesteśmy także wielkimi miłośnikami pierogów. Wczorajszy Dzień Dziecka świętowaliśmy więc z udziałem pysznej, domowej i pełnoziarnistej calzone :) Może to nic odkrywczego, ale ja robiłam ją w domu po raz pierwszy. Trochę martwiłam się o to, czy wyjdzie i jak będzie smakowała, ale okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. Pizzowe pierogi wyszły dość ładne i zgrabne, a do tego sycące. Wydawało mi się, że po dwa na pewno damy radę zjeść, ale już po jednym byliśmy najedzeni. Na szczęście nie mam tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki temu dziś również mogliśmy delektować się smacznym obiadkiem, a jutro zabierzemy po jednym pierogu do pracy. Natomiast jeśli chodzi o samo ciasto, to postanowiłam trochę poeksperymentować. Sporo ostatnio o tym czytałam i zamiast zrobić moje tradycyjne ciasto na pizzę, nieco je zmodyfikowałam. Mianowicie dodałam do niego jajko i pominęłam mleko (zamiast niego użyłam po prostu więcej wody). Efekt? Tak przygotowane ciasto jest bardziej kruche i w moim odczuciu do calzone sprawdza się wręcz rewelacyjnie :) Jeszcze jedną innowacją, było dla mnie użycie drożdży instant. Zawsze używałam świeżych, jednak tym razem zapomniałam o nich na zakupach i gdy już myślałam, że nici z planowanego obiadu, znalazłam w szufladzie te sproszkowane. Ciasto wyrosło na nich, a później upiekło się bardzo ładnie, zupełnie tak samo, jak to na świeżych. Jedyną różnicą, którą zauważyłam był brak intensywnego drożdżowego zapachu. Gotowa pizza nie ma również charakterystycznego, drożdżowego posmaku. Niektórzy tego nie lubią i wtedy będzie to na pewno plus. Mnie ten zapach i smak nie przeszkadza, a nawet go lubię. Muszę jednak przyznać, że drożdże instant nie zawiodły i na pewno do nich wrócę. Podsumowując, calzone wyszła przepyszna. W prawdzie jest to nieco bardziej pracochłonna wersja pizzy, ale godna polecenia. Zobaczcie sami.

Pełnoziarnista calzone z kiełbasą

przepis na 8 sporych pierogów



Będziemy potrzebować:
  • 2,5 szkl. pełnoziarnistej mąki pszennej
  • 1,5 szkl. mąki pszennej
  • 1 jajo
  • 1 szkl. ciepłej wody
  • 6 łyżek oliwy lub oleju + trochę do posmarowania miski i gotowych pierogów
  • 8 g drożdży instant

Dodatkowo:
  • 200 g koncentratu pomidorowego
  • ok. 150-200 g tartego żółtego sera
  • mały pęczek natki pietruszki
  • 1 niewielką paprykę
  • garść oliwek
  • 2 garści krojonego ananasa z puszki
  • sporą laskę kiełbasy
  • przyprawy: sól, pieprz, 1 łyżeczkę cukru

Wszystkie składniki na ciasto umieszczamy w sporej misce, mieszamy drewnianą łyżką, a po chwili wyciągamy masę na blat/stolnicę i zagniatamy elastyczne ciasto. Miskę delikatnie natłuszczamy, przekładamy do niej ciasto, przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce. Czekamy aż co najmniej podwoi lub potroi swoją objętość. W tym czasie przygotowujemy składniki do nadzienia i sos. Natkę pietruszki siekamy drobno i łączymy z koncentratem oraz 3-4 łyżkami wody. Dodajemy pieprz, sól i cukier, mieszamy. Paprykę kroimy w kostkę, oliwki w plasterki. Jeśli ananasa mamy w plastrach, to kroimy go na mniejsze części. Kiełbasę kroimy w półplasterki lub kostkę i podsmażamy na patelni do zrumienienia. Gdy ciasto wyrośnie, dzielimy je na 8 równych części. Każdą rozwałkowujemy w owal o grubości ok. 5 mm. Połowę każdego owalu smarujemy sosem (zostawiając ok. 1 cm brzegu) oraz posypujemy serem. Na ser nakładamy wybrane dodatki (ja zrobiłam calzone w dwóch wersjach: kiełbasa, papryka, oliwki i kiełbasa, papryka, ananas) i dokładnie zlepiamy brzegi (tak samo jak w przypadku zwykłych pierogów). Powstały brzeg możemy jeszcze zawinąć do środka lub zrobić z niego falbankę. Jak kto lubi, jak kto umie. Myślę, że mnie, jak na pierwszy raz, wyszło to całkiem nieźle (miejscami tylko przedziurawiłam ciasto paznokciami, ale to akurat nie wpłynęło na smak dania ;)). Tak przygotowane pierogi można jeszcze posmarować delikatnie oliwą (lub rozmąconym jajkiem). Calzone pieczemy do zrumienienia, czyli 20-25 min. w 200 stopniach. Podajemy same, z ulubionymi sosami lub keczupem.



Wygląda apetycznie, prawda? ;)

Smacznego!

PS. Mała rada dla tych, którzy calzone będą robić po raz pierwszy. Rozwałkowany placek na pieróg dobrze jest ułożyć sobie od razu na papierze do pieczenia. Gdy już nałożymy na niego wszystkie składniki i zlepimy, może być nam ciężko go przenieść. Nasze calzone podczas przenoszenia na pewno stracą ładny kształt lub, co gorsza, mogą się nawet rozpaść, a tego przecież nie chcemy ;)

niedziela, 26 maja 2013

Słodkie co nieco na niedzielę

Dziś proponuję drożdżowe muffiny, z kwaskowym, rabarbarowym środkiem i słodką kruszonką. Pasują idealnie do popołudniowej herbaty lub jako wyjątkowe, późne śniadanie. Powstały dość spontanicznie i może dlatego tak nam smakowały. Gdy na straganie zobaczyłam rabarbar, to wprost nie mogłam mu się oprzeć, a po powrocie do domu okazało się, że mam pół opakowania świeżych drożdży, które trzeba w najbliższym czasie wykorzystać. Pomysł zrodził się więc sam, a ja nie zastanawiając się wiele i nie szukając konkretnego przepisu, wzięłam się do pracy. Efekty możecie oglądać na zdjęciach, które mimo brzydkiej pogody pachną wiosną i... rabarbarem :)

Drożdżowe muffiny z rabarbarem i razową kruszonką

porcja na 12 sporych babeczek



Będziemy potrzebować:
  • 3,5 szkl. mąki pszennej
  • 1 szkl. cukru + trochę do zaczynu i posypania rabarbaru
  • 200 g roztopionego i ostudzonego masła (82%!)
  • 50 g świeżych drożdży
  • 2 jajka
  • 1/3 szkl. ciepłego mleka
  • 1 dużą łodygę rabarbaru

Dodatkowo:
  • 50 g pszennej mąki pełnoziarnistej
  • 25 g zimnego masła
  • 25 g cukru

Przygotowanie muffinek rozpoczynamy od zrobienia zaczynu. Do miseczki wkruszamy drożdże, zasypujemy 2 łyżeczkami cukru i czekamy aż się rozpuszczą. Kiedy już staną się płynne, dodajemy ciepłe (ale nie gorące!) mleko, mieszamy i odstawiamy w ciepłe miejsce na ok. 5-7 min. (uważamy, by zaczyn nie wykipiał). Do dużej miski przesiewamy mąkę, dodajemy cukier, jajka i rozpuszczone masło (zostawiając sobie ok. 2 łyżek do posmarowania muffinek), a także wyrośnięty zaczyn. Wyrabiamy gładkie ciasto, miskę przykrywamy ściereczką i ponownie odstawiamy w ciepłe miejsce. Kiedy ciasto rośnie, myjemy i kroimy rabarbar. Kawałki powinny być niewielkie, ok. centymetrowe. Formę lub foremki wykładamy papilotkami, a gdy ciasto co najmniej podwoi swoją objętość, krótko je przerabiamy i dzielimy na 12 równych części. Z każdej formujemy kule, a następnie rozpłaszczamy. Pojedynczą porcję ciasta umieszczamy z przygotowanej foremce z papilotką, której spód i brzegi dokładnie wylepiamy. W powstałym zagłębieniach umieszczamy po kilka kawałków rabarbaru (możemy go lekko wcisnąć w ciasto). Muffiny ustawiamy na blasze, przykrywamy ściereczką i po raz kolejny odstawiamy w ciepłe miejsce (np. na nagrzewający się piekarnik). Przygotowujemy kruszonkę. Wszystkie składniki umieszczamy w misce i rozcieramy w palcach, tworząc trochę większych grudek. Babeczki smarujemy z wierzchu resztą masła, posypujemy kruszonką i pieczemy w 180 stopniach ok. 25 min. Po upieczeniu chwilę studzimy w piekarniku, przy uchylonych drzwiczkach, a następnie na kratce (chociaż wiadomo, że ciepłe są najlepsze ;)).



Śliczne i niezwykle fotogeniczne, a do tego jakie dobre! :D

Smacznego!

sobota, 4 maja 2013

Nocne bułeczki

Na ten przepis natykałam się co rusz na różnych blogach i serwisach kulinarnych. Większość osób go chwaliła, a chyba nikt jakoś bardzo go nie skrytykował. Dlatego po moich ostatnich próbach z bułeczkami pomidorowymi i na słodko, przyszła kolej na nocne bułeczki. Sama nie wiem, kto pierwszy ten przepis umieścił w sieci. Z resztą jeśli wpiszecie w google hasło: nocne bułeczki, wyskoczy Wam cała masa stron z tym lub bardzo zbliżonym przepisem. Autor może być dumny, że jego receptura zyskała taką popularność. Nam bułeczki bardzo smakowały i na pewno je powtórzę. Chyba jedynie zmniejszę nieco ilość drożdży, bo były dość mocno wyczuwalne w końcowym produkcie. Ostatnio polubiłam się z mąką pełnoziarnistą i postanowiłam 2/3 zwykłej mąki, zastąpić właśnie taką, a bułeczki i tak były puszyste i dość lekkie, ale bez wrażenia nadmuchanego środka. Naprawdę świetne. I chociaż wiem, że przepis krąży w eterze od dawna i można na niego trafić prawie wszędzie, mimo to postanowiłam go tutaj zamieścić. Dlaczego? Bo jest tego wart :)

Nocne bułeczki pełnoziarniste

z przepisu wyjdzie od 8 do 12 bułeczek (zależnie od tego, jak duże je zrobicie)



Będziemy potrzebować:
  • 2 szklanki pełnoziarnistej mąki pszennej
  • 1 szklankę mąki pszennej
  • 1 łyżkę mąki ziemniaczanej
  • 1 łyżkę cukru
  • 1 łyżeczkę soli
  • 1/2 szklanki letniej wody
  • 1/2 szklanki letniego mleka
  • 1/3 szklanki oleju + trochę do natłuszczenia miski
  • 40 g świeżych drożdży
  • 1 jako do posmarowania bułeczek
  • mak, siemię lniane, sezam, kminek lub co tylko będzie Wam pasowało do posypania

Wieczorem na dzień przed podaniem:

Drożdże wkruszamy do sporego kubka lub miseczki, zasypujemy je cukrem, dodajemy łyżkę mąki i dwie łyżki mleka, odstawiamy w ciepłe miejsce i czekamy, aż urośnie. Wszystkie mąki przesiewamy do dużej miski, dodajemy sól, mleko, wodę, olej oraz zaczyn. Na początku mieszamy wszystko drewniana łyżką, a następnie krótko wyrabiamy (ok. 3-5 min. powinno wystarczyć). Przykrywamy miskę z ciastem ściereczką i odstawiamy na 5 min. w ciepłe miejsce. Po tym czasie ponownie je wyrabiamy i odkładamy do natłuszczonej dużej miski. Miskę następnie przykrywamy folią spożywczą i chowamy na noc do lodówki.

Rano:

Ciasto dzielimy na tyle części, ile bułeczek chcemy uzyskać, formujemy i układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Odstawiamy w ciepłe miejsce na 20 min., np. na piekarnik, który rozgrzewamy do 220 stopni. Bułeczki smarujemy rozmąconym jajkiem, posypujemy dowolnymi dodatkami (ja niestety miałam tylko mielony mak) i pieczemy 25 min. Studzimy na kratce lub zajadamy ciepłe :)



W sam raz na jutrzejsze śniadanie. Prawda? ;)

Smacznego!

PS. Moje bułeczki zaplatałam na dwa sposoby. Zrobiłam proste ślimaczki i takie śliczne zawijaski. Byłam bardzo dumna, że mi wyszły :) Instrukcję jak je zrobić znajdziecie m. in. u Smacznej Pyzy.

czwartek, 21 marca 2013

Bułeczki z suszonymi pomidorami

Bardzo długo zabierałam się za upieczenie domowych bułeczek, aż w końcu, gdy wreszcie się za nie wzięłam, nie mogłam się zdecydować, które upiec najpierw. Upiekłam więc bułeczki w dwóch smakach. Słodkie z rodzynkami oraz wytrawne z suszonymi pomidorami. Te drugie są póki co na pierwszym miejscu, ale szybko może się to zmienić, ponieważ w weekend znów planuję pieczenie. Tymczasem zapraszam na puszyste bułeczki o intensywnym smaku, świetnie nadające się na leniwe śniadanie.

Ziołowe bułeczki z suszonymi pomidorami

składniki na 5 bułeczek



Do ich przygotowania będziemy potrzebować:
  • 250 g mąki + 1 garść do podsypania
  • 1 łyżeczka soli
  • 175 ml wody
  • 2  łyżki oliwy z pomidorów+ trochę do posmarowania miski oraz bułeczek
  • 5 mięsistych suszonych pomidorów z oliwy
  • 10 g świeżych drożdży + 1 łyżeczka cukru
  • po 0,5 łyżeczki suszonej bazylii i tymianku oraz słodkiej mielonej papryki

Przygotowanie bułeczek jest bardzo proste i niemal identyczne, jak przygotowanie ich słodkiej wersji z rodzynkamiDrożdże wkruszamy do sporej miski, posypujemy 1 łyżeczką cukru, odstawiamy na chwilę, a gdy drożdże się rozpuszczą, dodajemy oliwę i wodę. Następnie dodajemy sól i stopniowo mąkę. Mieszamy drewnianą łyżką, a po dodaniu całej mąki, wyjmujemy ciasto na blat/stolnicę i zagniatamy. Po chwili dodajemy pokrojone w paseczki suszone pomidory oraz zioła i paprykę, dalej wyrabiając. Gotowe ciasto jest gładkie, jednolite i łatwo odchodzi od rąk Miskę delikatnie natłuszczamy i z powrotem przekładamy do niej ciasto. Przykrywamy ją ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce. Po ok. 1-1,5 godz. ciasto powinno podwoić swoją objętość. Wtedy wyjmujemy je jeszcze raz na blat/stolnicę, chwilę przerabiamy, a następnie formujemy 5 mniej więcej tej samej wielkości bułeczek. Układamy je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, przykrywamy ściereczką i odstawiamy do ponownego wyrośnięcia na ok. 20 min. W tym czasie piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni. Na spód piekarnika możemy wstawić naczynie z wodą. Wyrośnięte bułeczki smarujemy delikatnie oliwą z pomidorów i pieczemy w nagrzanym piecyku 20 min. Upieczone studzimy na kratce. Smakują wyśmienicie zarówno same, jak i z dodatkami, np. z twarożkiem lub mozarellą. Polecam serdecznie.




Smacznego!

poniedziałek, 18 marca 2013

Słodkie bułeczki z rodzynkami

Ostatnio zabrałam się za drożdżowe bułeczki. Przygotowałam je w dwóch wersjach smakowych. Ciasto drożdżowe zawsze trochę mnie przerażało i chociaż do tej pory nie upiekłam jeszcze tradycyjnej drożdżówki, to drożdżowe wypieki pojawiają się u mnie coraz częściej i wychodzą mi coraz lepiej. Jako pierwsze przedstawiam śniadaniowe bułeczki, lekko słodkie i z rodzynkami. Doskonałe również na przekąskę. Smakują zarówno same, jak i z dżemem lub w towarzystwie szklanki mleka. Delikatne i puszyste, ale nie przesadnie nadmuchane. Bez wrażenia pustego środka. Zdecydowanie bardziej treściwe, niż ich odpowiedniki dostępne w sklepach. Przepis powstał na bazie mojego starego i wielokrotnie modyfikowanego przepisu na rogaliki. Wyszły zadziwiająco dobre. Do tego łatwe i szybkie. Czy może być jeszcze lepiej?

Drożdżowe bułeczki z rodzynkami

składniki na 5 bułeczek



Należy przygotować:
  • 250 g mąki + 1 garść do podsypania
  • 4 łyżki cukru pudru (może być też zwykły)
  • 150 ml mleka + trochę do posmarowania bułeczek
  • 50 g masła + trochę do posmarowania miski
  • 50 g rodzynek
  • szczypta soli
  • 10 g świeżych drożdży + 1 łyżeczka cukru

Masło rozpuszczamy razem z mlekiem i studzimy. Drożdże wkruszamy do sporej miski, posypujemy 1 łyżeczką cukru, odstawiamy na chwilę, a gdy drożdże się rozpuszczą, dodajemy masło z mlekiem. Następnie dodajemy cukier, szczyptę soli i stopniowo mąkę. Mieszamy drewnianą łyżką, a po dodaniu całej mąki, wyjmujemy ciasto na blat/stolnicę i zagniatamy. Po chwili dodajemy rodzynki i dalej wyrabiamy. Gotowe ciasto jest gładkie, jednolite i łatwo odchodzi od rąk Miskę delikatnie natłuszczamy i z powrotem przekładamy do niej ciasto. Przykrywamy ją ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce. Po ok. 1-1,5 godz. ciasto powinno podwoić swoją objętość. Wtedy wyjmujemy je jeszcze raz na blat/stolnicę, chwilę przerabiamy, a następnie formujemy 5 mniej więcej tej samej wielkości bułeczek. Układamy je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, przykrywamy ściereczką i odstawiamy do ponownego wyrośnięcia na ok. 20 min. W tym czasie piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni. Na spód piekarnika możemy wstawić naczynie z wodą. Wyrośnięte bułeczki smarujemy delikatnie mlekiem i pieczemy w nagrzanym piecyku ok. 15 min. (Ja piekłam je ciut dłużej i było to niestety ciut za długo.) Upieczone studzimy na kratce (o ile nie zjemy ich wcześniej ciepłych ;)).




Smacznego!

P.S. Już wkrótce przepis na kolejne bułeczki! Tym razem wytrawne - ziołowe z suszonymi pomidorami. Równie dobre, a może nawet lepsze :)

poniedziałek, 11 lutego 2013

Cebularze

O tych pysznych bułeczkach myślałam już od jakiegoś czasu, ale nie miałam własnego, sprawdzonego przepisu. Przyznam też szczerze, że sama nie miałam głowy do wymyślania czegokolwiek, postanowiłam więc poszukać przepisu w internecie. Zdecydowanie bardziej ufam przepisom z blogów, niż z książek kucharskich. Wiem, że są one zawsze sprawdzone, a zdjęcia autentyczne i jeszcze nigdy się nie zawiodłam. Natomiast jeśli chodzi o książki kucharskie, nie zawsze wszystko udawało się tak, jak tego oczekiwałam. Jestem początkującą bloggerką, ale gotuję nie od dziś (ani wczoraj ;)), więc przejrzałam kilka przepisów i wybrałam ten, który wydał mi się najsensowniejszy. Znajdziecie go tutaj. Nie modyfikowałam go wcale, zwiększyłam jedynie ilość składników, ponieważ potrzebowałam trochę więcej cebularzy, niż przewiduje autorka oryginału. Na temat samych bułeczek powiem tyle, że są naprawdę łatwe do zrobienia i pasują mi w 100%. Są puszyste, delikatnie maślane i idealnie wyrośnięte. Mam nadzieję, że tyle wystarczy, by zachęcić Was do upieczenia tych cebulowych pyszności, bo naprawdę warto :)

Cebularze

przepis na 10 bułeczek



Będziemy potrzebować:
  • 400 g mąki pszennej
  • 40 g świeżych drożdży
  • 3 łyżeczki cukru
  • 3/4 szklanki mleka
  • 2 jajka
  • 1 łyżeczka soli
  • 5 łyżek masła
  • 3 spore cebule (lub 4 małe)
  • kilka pieczarek (ja miałam 10 szt.)
  • przyprawy: sól, pieprz, 1,5 łyżeczki suszonego majeranku
  • żółty ser (ok. 150 g)
  • olej do smażenia
Drożdże umieszczamy w miseczce (nie bardzo małej, bo mój zaczyn prawie wykipiał), dodajemy cukier, 3 łyżki mąki i 4 łyżki ciepłego mleka. Odstawiamy w ciepłe miejsce. Mąkę przesiewamy do dużej miski, dodajemy sól, rozczyn, masło rozpuszczone w reszcie mleka i roztrzepane widelcem jajka. Zagniatamy do momentu uzyskania jednolitej i gładkiej masy. Ciasto łatwo się wyrabia. Jest niezwykle delikatne i elastyczne, przez co nie ma z nim najmniejszych problemów. Bardzo szybko zaczyna odchodzić od ręki, ale można pougniatać je chwilę dłużej (ja tak zrobiłam). Następnie odkładami je z powrotem do miski, przykrywamy do wyrośnięcia i odstawiamy do wyrośnięcia (również najlepiej w ciepłe miejsce).

Kiedy ciasto rośnie przygotowujemy cebulkę. Kroimy ją w kostkę nieprzesadzając z dokładnością, bo po co? Pieczarki kroimy z półplasterki (można drobniej, ja po prostu lubię, gdy widać ich pierwotny kształt). W garnku z grubym dnem rozgrzewamy ok. 2 łyżek oleju i wrzucamy cebulkę. Gdy będzie już szklista i nieco zmięknie, dodajemy pieczarki i smażymy do momentu, aż wszystko będzie miękkie. Doprawiamy solą, pieprzem i majerankiem. Odstawiamy do ostygnięcia. Żółty ser ścieramy na tarce (ja zrobiłam to na grubych oczkach). 

Do cebulki można dodać przeróżne dodatki. Pokrojoną w kostkę szynkę, oliwki, suszone pomidory, paprykę i wiele, wiele innych. Tutaj wszystko jest dozwolone wedle smaku i gustu. Ja na pewno powtórzę jeszcze nie raz ten przepis, ale z nieco zmodyfikowanym farszem.

Wyrośnięte ciasto dzielimy na 10 w miarę równych części, a każdą z nich wałkujemy lub rozpłaszczamy w okrąg. Środek możemy delikatnie ucisnąć, ale niekoniecznie. W tym miejscu układamy po trochu żółtego sera i jakieś 3 kopiaste łyżeczki nadzienia. Tak przygotowane bułeczki odstawiamy jeszcze na 10-15 min. do podrośnięcia, a następnie pieczemy w 200 stopniach Celsjusza przez ok. 20-25 min.



Smacznego!

PS. Cebularze zniknęły błyskawicznie. Nie ma już ani okruszka. Świeże i jeszcze cieplutkie są oczywiście najlepsze, ale i na zimno bardzo nam smakowały. Mój P. zajadał się nimi z dodatkiem ziołowo-czosnkowego keczupu. Pycha :)

niedziela, 27 stycznia 2013

Z cyklu weekendowe słodkości... drożdżówki ślimaczki

Dawno nie piekłam już żadnych słodkości, więc jako że mamy weekend, postanowiłam zrobić nam coś słodkiego na przekąskę. Niestety mróz taki, że jak nie muszę, to nigdzie nie wychodzę. W związku z tym musiałam wymyślić coś z rzeczy, które akurat mieliśmy w domu. Mamy jeszcze całkiem niezły zapas przetworów owocowych, a w lodówce znalazłam trochę zapomniane, ale wciąż dobre drożdże. Trzeba było je wykorzystać, więc tym razem padło na drożdżówki.

Drożdżowe ślimaczki z dżemem wiśniowym




Będziemy potrzebować:

  • 400 g mąki pszennej
  • 40 g drożdży
  • 150 g masła
  • 200 ml ciepłego mleka
  • 3 łyżki cukru
  • szczyptę soli
  • słoiczek dżemu wiśniowego (lub innego ulubionego lub aktualnie posiadanego)
  • 1 jajko
Do sporej miski przesiewamy mąkę, dodajemy sól, robimy wgłębienie, w które wkruszamy drożdże, a następnie zasypujemy je cukrem. W ten dołek wlewamy połowę ciepłego mleka i delikatnie mieszamy, ale tylko z wierzchu, tak by mleko z drożdżami, cukrem i częścią mąki utworzyło masę o konsystencji gęstej śmietany. Całość przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce na ok. 10-15 min. W reszcie mleka rozpuszczamy masło. Po upływie wymaganego czasu dodajemy mleko z masłem do mieszanki drożdżowej i wszystko dokładnie wyrabiamy. Jeszcze raz odstawiamy miskę w ciepłe miejsce na ok. 1 do 1,5 godz. Po tym czasie ciasto powinno mniej więcej podwoić swoją objętość. Na papierze do pieczenia rozwałkowujemy ciasto na kształt prostokąta i smarujemy całą jego powierzchnię dżemem. Zwijamy ciasto tak jak na roladę. Dobrze jest sobie przy tym pomagać papierem, na którym rozwałkowaliśmy ciasto i zwijać je tak, jak to się robi w przypadku zwijania sushi na macie bambusowej. Ciasto jest dość luźne i nie bardzo zwięzłe, dlatego może się to okazać konieczne. Brzeg rolady sklejamy, a następnie kroimy ją bardzo ostrym nożem na plastry o grubości ok. 1,5-2 cm. Rolada będzie się spłaszczać pod naciskiem noża, ale to nic. Bułeczki układamy na papierze do pieczenie w odstępach ok. 3-4 cm. Z wierzchu smarujemy roztrzepanym jajkiem. Dodatkowo można je posypać grubym, brązowym cukrem. Pieczemy 20 min. w 190 stopniach Celsjusza.




Najsmaczniejsze są oczywiście tego samego dnia - niezwykle lekkie, puszyste i delikatne, ale nie bardzo słodkie. Jeśli chcemy drożdżówki zostawić na dzień następny, warto schować je do papierowej torebki i szczelnie zamknąć, ale mimo wszystko nie będą już tak dobre jak świeże. Myślę jednak, że z tym nie będzie problemu, bułeczki wprost rozpływają się w ustach i znikają w mgnieniu oka.

Miłego wieczoru!

sobota, 26 stycznia 2013

Cebulowa focaccia

Focaccia to rodzaj włoskiego pieczywa. W wersji podstawowej posypana jest z wierzchu gruboziarnistą solą, jednak do ciasta bywają dodawane rozmaite dodatki. Najczęściej są to oliwki lub różne zioła. Focaccia może także przypominać nieco pizzę bez sosu, a z suszonymi pomidorkami, prosciutto czy parmezanem. Jednak warto nie przesadzać z dodatkami, by nie zdominowały smaku samego chlebka, który jest naprawdę wyjątkowy.

Focaccia z cebulą




Potrzebujemy:
  • 500 g mąki
  • 40 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczkę cukru
  • 1 łyżeczkę soli
  • 1/4 szklanki oliwy z oliwej + trochę do skropienia focacci przed pieczeniem
  • ok. 300 ml ciepłej wody
  • 1 cebulę
  • ok. 1/2 łyżeczki suszonego tymianku
  • olej do smażenia
  • sól morską, gruboziarnistą (np. w młynku)
Drożdże i cukier rozpuszczamy w 1/2 szklanki ciepłej wody i odstawiamy na jakieś 10-15 min., aż wierzch płynu lekko się spieni. Do miski przesiewamy mąkę, dodajemy łyżeczkę soli, a także spienione drożdże i oliwę. Całość mieszamy i wyrabiamy ok. 10 min. Po tym czasie powinniśmy uzyskać jędrne i dość gładkie ciasto, powracające do swojego pierwotnego kształtu po uciśnięciu dłonią. Tak przygotowane ciasto odstawiamy w ciepłe miejsce na ok. 2 godz. Najlepiej włożyć je do miski oprószonej mąką, przykryć ściereczką i postawić przy włączonej kuchence gazowej. Niestety jest teraz tak zimno, że jest to jedyny sposób. Cebulkę kroimy w poprzek na pół, a połówki jeszcze raz na pół, ale wzdłóż. Następnie przekrojone połówki kroimy cienko, tak jak w piórka. Tak pokrojoną cebulkę podsmażamy do zrumienienia i mieszamy z tymiankiem. Odstawiamy do ostygnięcia. Po upływie 1,5 godz. możemy sprawdzić ciasto. Jeśli podwoiło objętość, naciskamy je palcem, tym razem ślad powinien zostać. Jeśli tak jest, ciasto jest gotowe. Gdyby jednak ciasto jeszcze nie wyrosło dość dobrze, zostawiamy je jeszcze na ok. 0,5 godz. Piekarnik rozgrzewamy do 230 stopni Celsjusza. Gotowe ciasto ugniatamy jeszcze chwilę, a następnie rozciągamy je w mniej więcej prostokąt o grubości 1 cm. Rozpłaszczone ciasto naciskamy gdzieniegdzie palcem, tworząc małe zagłębienia. W przypadku tradycyjnej focaccii wystarczyłoby ją jeszcze tylko skropić oliwą, posypać gruboziarnistą solą i tyle, jednak w przypadku tego przepisu, na jej wierzchu rozprowadzamy podsmażoną cebulkę i dopiero posypujemy solą. Jeśli cebulka jest dość sucha, dodatkowo również skrapiamy ciasto oliwą. Chlebek pieczemy ok. 20 min. Wyśmienicie smakuje ciepły, ale można go także podawać w temperaturze pokojowej. Polecam również jako pieczywo śniadaniowo-kolacyjne lub jako dodatek do zup i sosów.





Naszą focaccię zjedliśmy z resztą paprykowo-pomidorowej zupy krem
i muszę przyznać, że idealnie się uzupełniały :)


Smacznego!