Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dania główne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dania główne. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 26 czerwca 2016

Greckie smaki w szaszłykach z kurczaka

Dawno nie pisałam, oj bardzo dawno! Ostatnio jednak zatęskniłam za blogowaniem, więc podejmuję kolejną próbę. Będę się starała dodać nowy przepis 3-4 razy w miesiącu, a może częściej. Dziś przepis, który przeniesie nas do państwa z basenu Morza Śródziemnego. Bardzo lubię tamtejszą kuchnię i jej smaki, ale na tle Francji i Włoch, to właśnie Grecja, moim zdaniem, zdecydowanie się wyróżnia. Dla tubylców wszystko pachnie tam wspaniałą oliwą z oliwek i cynamonem (nawet spaghetti!), a desery są niezwykle słodkie od miodu i bakalii. Będąc tam koniecznie należy spróbować oliwek, fety i jogurtu, który w niczym nie przypomina wyrobu sprzedawanego w Polsce pod nazwą jogurt grecki. Charakterystycznymi potrawami są oczywiście moussaka, tzatziki, chleb pita oraz przypominające nasze gołąbki - dolmades, czyli liście winogron faszerowane ryżem. Widać więc, że tamtejszym potrawom bliżej do kuchni arabskiej czy tureckiej niż europejskiej i są przez to bardziej egzotyczne. Jeśli chcielibyście spróbować greckich specjałów, ale w tym roku wakacje macie już zaplanowane, polecam podróż kulinarną i próbę odtworzenia smaków słonecznej Grecji w swojej kuchni.

Szaszłyki z kurczaka i bakłażana w sosie pomidorowym

porcja dla 4 osób


Potrzebujemy:
  • podwójna pierś z kurczaka
  • średni bakłażan
  • ok. 400 g pomidorowej passaty (lub dobrego przecieru pomidorowego, ale nie koncentratu!)
  • przyprawy: sól morska, pieprz, tymianek, czosnek - w płatkach lub granulowany, cynamon, cukier, płatki chili (opcjonalnie)
  • makaron lub ryż do podania
  • oliwa z oliwek
  • patyczki lub szpikulce do szaszłyków

Kurczaka kroimy w równe plastry, w sumie powinno nam wyjść ok. 12 podobnych kawałków. Umieszczamy w misce, oprószamy, solą, pieprzem, czosnkiem, tymiankiem oraz chili - jeśli używamy, dodajemy 2 łyżki oliwy, mieszamy i odstawiamy do lodówki.

Umytego bakłażana kroimy na skos w ok. półcentymetrowe plastry (najlepiej, żeby wyszło tyle plastrów bakłażana, ile mamy kawałków kurczaka). Posypujemy go solą i odstawiamy na 15-20 min, aż na jego powierzchni pojawią się krople. Osuszamy papierowym ręcznikiem i doprawiamy tak samo, jak wcześniej kurczaka. Piekarnik rozgrzewamy do 180 °C. Plastry układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i podpiekamy ok. 5 min aż zmiękną.

W tym czasie do naczynia żaroodpornego (ok. 15x25 cm) przelewamy passatę, którą doprawiamy łyżeczką cynamonu (można dać więcej), solą, pieprzem, czosnkiem, tymiankiem i łyżeczką cukru. Mieszamy i odstawiamy na bok. Na każdym plasterku bakłażana układamy kawałek kurczaka i składamy w pół tak, by kurczak znalazł się w środku z bakłażanem na zewnątrz. Tak przygotowane porcje nadziewamy na patyczki, tworząc cztery szaszłyki i przekładamy do sosu.


Całość zapiekamy w nagrzanym do 180 °C piekarniku przez ok. 40 min. W tym czasie gotujemy makaron lub ryż według instrukcji na opakowaniu. Pasować będzie także kasza kuskus lub świeże pieczywo. Szaszłyki podajemy lekko ostudzone.


W Grecji do takiego dania na pewno podano by nam fetę lub jogurt ze świeżymi ziołami. Polecam serdecznie takie dodatki, które odświeżają całość i nadają potrawie lżejszy charakter. Można również posypać gotowe danie siekaną natką pietruszki lub miętą, które są tam bardzo popularne.

Smacznego!

sobota, 20 lutego 2016

Słodko-pikantna pieczeń z szynki

Za oknem śnieg na zmianę z deszczem. Zimno i pochmurno, chociaż bardziej jesiennie niż zimowo. Jak się rozgrzać przy takiej niesprzyjającej aurze? Najlepiej pysznym pieczystym. A konkretnie marynowaną, a później długo pieczoną z miodem i przyprawami, rozpływającą się w ustach szynką wieprzową w pysznym sosie. Na dodatek to wszystko robi się prawie samo! Niemożliwe? A jednak ;) Wprawdzie dzisiejsza propozycja doskonale wpisuje się w kategorię potraw raczej typowo zimowych, jednak z powodu technicznych trudności nie mogłam jej dodać wcześniej. Mimo to wiem, że sprawdzi się doskonale również teraz, kiedy pogoda raczej nie zachęca do długich spacerów. Gwarantuję też, że szynka swoim aromatem będzie wabić do kuchni podczas pieczenia wszystkich domowników. Zapraszam na wypróbowanie przepisu!

Długo pieczona szynka wieprzowa
z sosem miodowo-cebulowym

porcja dla 4 osób


Na marynatę będziemy potrzebować:
  • 1 litr zimnej wody
  • 50 g cukru
  • 70 g soli
  • 2 łyżeczki majeranku
  • 2 łyżeczki słodkiej wędzonej papryki
  • 2 łyżeczki granulowanego czosnku
  • 1 łyżeczka ostrej papryki

Na pieczeń:
  • ok. 650-700 g szynki wieprzowej
  • 2 średnie cebule (1 czerwona i 1 biała)
  • 100 g płynnego miodu
  • 2 łyżeczki majeranku
  • 2 łyżeczki słodkiej wędzonej papryki
  • 2 łyżeczki granulowanego czosnku
  • 1 łyżeczka ostrej papryki
  • 0,5 łyżeczki soli
  • 1 łyżka wody
  • 1 łyżka oliwy lub oleju
  • 150 g serka mascarpone (ewentualnie śmietanki kremówki)

Dodatkowo do podania (ilość według uznania):
  • ziemniaki
  • marchewka
  • 1 łyżka masła
  • sól
  • cukier

Marynowanie (dzień przed pieczeniem): Szynkę myjemy i osuszamy ręcznikiem papierowym. Wodę wlewamy do dość wysokiego, ale nie za szerokiego naczynia. (Musi być takie, żeby włożona do marynaty szynka była cała zakryta płynem.) Wsypujemy cukier, sól i przyprawy. Mieszamy do rozpuszczenia (zwracamy uwagę na to, żeby nie pozostały kryształki soli i cukru), a następnie umieszczamy w marynacie szynkę i odstawiamy do lodówki - najlepiej, żeby to było minimum 12 godz, ale może być dłużej.

Pieczenie: Następnego dnia cebule kroimy w piórka, a miód oraz wodę łączymy z przyprawami i dokładnie mieszamy. Dno naczynia żaroodpornego natłuszczamy i wykładamy je cebulą. Szynkę wyjmujemy z marynaty i lekko odciskamy z płynu. Całe mięso pokrywamy miodem z przyprawami (zostawiamy ok. 2 łyżek), a następnie układamy na cebuli. Z wierzchu polewamy resztą sosu i wstawiamy do nagrzanego do 200 stopni C piekarnika ustawionego na program z termoobiegiem (jeśli nie mamy termoobiegu, zwiększamy temperaturę do 220 stopni C) i pieczemy 15 min. - w tym czasie mięso powinno ładnie się zrumienić. Następnie zmniejszamy temperaturę do 150 stopni C, podlewamy ok. 100 ml wody, przykrywamy i pieczemy już bez termoobiegu przez 3 godziny. W połowie pieczenia odwracamy.

Dodatki: Pod koniec pieczenia myjemy i obieramy warzywa. Ziemniaki gotujemy w osolonej wodzie do miękkości. W tym czasie przygotowujemy marchewkę. Kroimy ją wzdłuż na cztery lub na równej grubości plasterki (ważne, żeby kawałki były podobnej wielkości). Na patelni rozpuszczamy masło, wrzucamy pokrojone marchewki i oprószamy je solą oraz cukrem. Podsmażamy, pilnując, żeby się nie zrumieniły, aż będą półmiękkie (mają zostać lekko chrupiące).

Sos: Po upieczeniu wyjmujemy szynkę z piekarnika i naczynia, w którym się piekła. Umieszczamy w pojemniku z pokrywką i odstawiamy na 15 min. W tym czasie sos z pieczenia zlewamy do rondelka i redukujemy. Większość cebuli powinna się rozpaść i stworzyć gęsty sos. Dodajemy do niego mascarpone lub kremówkę i dokładnie łączymy. W razie potrzeby doprawiamy ostrą papryką. Jeśli sos wyjdzie zbyt gęsty, dolewamy 2-3 łyżki wody.


Podanie: Szynkę dzielimy na kawałki za pomocą dwóch widelców. Mięso będzie bardzo miękkie, więc nie da się go kroić, ale taki urok tej pieczeni. Podajemy z glazurowanymi marchewkami oraz ugotowanymi ziemniakami polanymi stopionym masłem (spod marchewek) i gęstym słodko-pikantnym sosem miodowo-cebulowym.

Smacznego!

niedziela, 22 marca 2015

Szybka i smaczna obiadokolacja

Ostatnio znów czuję, że brakuje mi na wszystko czasu. Przygotowania do ślubu wkroczyły na ostatnią prostą i chociaż wcale sobie jeszcze tego nie uświadamiam, to za nieco ponad miesiąc będę już mężatką :) Rozdajemy właśnie ostatnie zaproszenia, niedawno udało mi się kupić buty na zmianę, a w minionym tygodniu byłam na drugiej przymiarce sukni i teraz już mogę odetchnąć. Welony dotarły, a bolerko zostało zamówione. Suknia ma teraz idealną długość i bez problemu mogę się w niej poruszać poruszać. Wcześniej była za długa i obawiałam się, jak będzie wyglądać po skróceniu, ale wszystko jest idealnie :))) Większość spraw jest już dawno załatwiona i zaplanowana, jednak wciąż znajdują się rzeczy do zrobienia i dopilnowania. Dlatego większość naszych obiadów jest ostatnio przygotowywana na szybko i w biegu. Otwieram lodówkę, robię szybki rekonesans i po chwili już wiem, co będziemy jeść. A po kolejnej, nieco dłuższej chwili jedzenie jest już na stole. Czas na bardziej skomplikowane dania będzie prawdopodobnie dopiero w maju ;) Póki co kolejna propozycja na obiad w pół godziny. Bo przecież każdemu może czasami brakować czasu, siły lub ochoty na stanie przy garach ;)

Makaron z tuńczykiem, świeżym szpinakiem, suszonymi pomidorami i oliwkami

porcja dla 4 osób


Należy przygotować:
  • 250 g grubego makaronu (u mnie razowe penne)
  • 2 puszki tuńczyka w kawałkach, w sosie własnym (każda po 130 g ryby)
  • 2-3 ząbki czosnku
  • ok. 80-100 g świeżego szpinaku
  • 10-12 suszonych pomidorów z oliwy
  • ok. 50 g ciemnych oliwek
  • 1 łyżkę oliwy z oliwek
  • 100 ml płynnej śmietanki (ja użyłam 12%)
  • dużą garść świeżej bazylii
  • przyprawy: sól morską, świeżo mielony, czarny pieprz

Makaron gotujemy w dobrze osolonej wodzie ok. 2 min. krócej, niż podają w instrukcji na opakowaniu. Ma pozostać mocno al dente. Czosnek siekamy drobniutko, pomidory odcedzamy i kroimy w paski, a oliwki w plasterki. Szpinak oraz bazylię płuczemy, osuszamy i rwiemy lub grubo siekamy. (Kilka listków bazylii możemy zostawić do dekoracji). Tuńczyka odsączamy z zalewy i lekko rozdrabniamy, zachowując jednak trochę większych kawałków. W garnku lub szerokim rondlu podgrzewamy oliwę. Dodajemy czosnek i smażymy 1-2 min. Następnie dodajemy szpinak i śmietankę. Doprawiamy solą i pieprzem. Kiedy szpinak zmięknie i nieco straci swoją pierwotną objętość, dorzucamy suszone pomidory i oliwki. Mieszamy. W tym czasie makaron powinien już być gotowy. Odcedzamy go, zachowując ok. 2 łyżki wody z gotowania. Makaron wraz z wodą dodajemy do szpinaku. Mieszamy i chwilę razem podgrzewamy. Zestawiamy z ognia. Dodajemy tuńczyka oraz bazylię i jeszcze raz całość dokładnie mieszamy. Podajemy od razu, każdą porcję dekorując pozostałą bazylią.

Smacznego!
P.S. Taki makaron świetnie smakuje w wersji obiadowej - na ciepło, ale też jako sałatka - na zimno. Makaronowe sałatki są bardzo sycące i doskonale sprawdzają się jako pełnowartościowy posiłek do pracy :) Ja specjalnie przygotowałam podwójną porcję tego makaronu, żeby wystarczyło nie tylko na obiad, ale również na następny dzień do pracy ;)

niedziela, 22 lutego 2015

Zdrowe burgery z warzywnymi frytkami

W weekendy mam zwykle trochę więcej czasu na gotowanie i chętnie z tego korzystam. Wolne dni, to także więcej pokus, ale staram się również wtedy nie zapominać o zdrowym odżywianiu. Wychodzi to różnie i czasami wygrywa ochota na jakiś mniej zdrowy smakołyk, jednak przy odrobinie wysiłku można przekształcić niezdrowe danie w całkiem zdrowy, pożywny i smaczny posiłek. Na przykład ostatnio miałam ogromną ochotę na burgera z frytkami. Zaczęłam się zastanawiać z czego jestem w stanie zrezygnować, a co koniecznie chciałabym zjeść. Na wstępnie odrzuciłam bułkę, bo na gotową, hamburgerową nie miałam ochoty, a nie miałam też dość czasu (i ochoty) na pieczenie swojej. Tradycyjną wołowinę zamieniłam na kurczaka, a frytki na pieczone warzywa korzeniowe. Efekt końcowy może i odbiegał od tego, co początkowo chodziło mi po głowie, ale zdał egzamin na piątkę! Da się? Da się! Wyszło pysznie i zdrowo, a przecież o to chodziło :) Polecam wszystkim amatorom domowych burgerów!

Aromatyczne burgery z kurczaka
z pieczonymi frytkami warzywnymi

przepis na 7 sporych kotletów i warzywa dla dwóch osób


Do przygotowania burgerów będziemy potrzebować:
  • ok. 700 g oczyszczonego mięsa z piersi kurczaka
  • 4 małe ząbki czosnku
  • 1 papryczkę piri-piri
  • ok. 2 cm świeżego imbiru
  • mały pęczek kolendry (lub ewentualnie natki pietruszki)
  • 2 czubate łyżki ziaren sezamu
  • 1 jajko
  • 1 łyżkę wody
  • sól morską
  • olej do smażenia

Dodatkowo:
  • 2 duże marchewki
  • 2 średnie buraki
  • 2 łyżki oleju lub oliwy z oliwek
  • 2 łyżki sezamu
  • sól morską

Imbir i czosnek obieramy. Papryczkę przekrawamy wzdłuż i pozbawiamy pestek. Imbir, czosnek i papryczkę drobno siekamy. Na patelni rozgrzewamy łyżkę oleju i wszystko podsmażamy 1-2 min. Zestawiamy z ognia. Kolendrę płuczemy i również drobno siekamy. Mięso mielimy w maszynce (lub blenderze/rozdrabniaczu) i przekładamy do sporej miski. Dodajemy imbir, czosnek, papryczkę i kolendrę, a także łyżkę zimnej wody, jajko i sezam oraz sól. Całość wyrabiamy ręką na jednolitą masę i odstawiamy do lodówki.

Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni. Warzywa myjemy, obieramy i kroimy na frytki. Skrapiamy oliwą, solimy i posypujemy sezamem. Układamy na blasze lub w naczyniu żaroodpornym i wstawiamy do piekarnika na ok. 30 min. (lub aż warzywa będą miękkie i ładnie przypieczone).

Kiedy nasze oszukane frytki się dopiekają, zajmujemy się burgerami. Z mięsa formujemy równiutkie, dość grube (moje miały ok. 2 cm) kotlety. Smażymy na suchej patelni (płaskiej lub grilowej albo na grillu elektrycznym) ok. 5-6 minut z jednej i ok. 4 minuty z drugiej strony (burgery nie mogą być w środku surowe, ale trzeba uważać, by ich nie przesuszyć). Po zdjęciu z patelni odstawiamy na przynajmniej minutę i dopiero wtedy podajemy w towarzystwie pieczonych warzyw.

Smacznego!


PS. A do takiego obiadu koktajl marchewka-pomarańcza :)

PPS. Następnym razem zrobię jeszcze domowy sos ziołowo-czosnkowy! Że też ja wcześniej na to nie wpadłam, a dopiero przy jedzeniu. Pasowałby idealnie ;)

niedziela, 11 stycznia 2015

Łosoś à la MasterChef

Święta, święta i po świętach... Co ja mówię, już niemal połowa stycznia! Czas płynie tak szybko, jakby ktoś wcisnął przewijanie, a ja? Ja mam ochotę wcisnąć stop. Już kiedyś podobnie pisałam, wiem, ale teraz czuję, że tracę nad tym kontrolę. Wszystko dlatego, że zbliża się mój (i mojego narzeczonego ;)) wielki dzień. Termin w kościele zarezerwowany, sala na przyjęcie również, suknia kupiona, ale wciąż jest tak wiele do zrobienia. Zaczynam się stresować i obawiam się, że przez najbliższe trzy miesiące będę myślała tylko o tym, a co za tym idzie, będę Was zanudzała ślubną tematyką. Mam nadzieję, że mi wybaczycie ;) Jednak nie bójcie się, nie zamierzam zmieniać profilu bloga! To właśnie w kuchni mogę odpocząć od tego całego zamieszania. Na chwilę się zapomnieć i zrelaksować, a uwierzcie mi, momentami bardzo tego potrzebuję. Ślub to przede wszystkim wielkie szczęście i radość, ale wesele... Wesele to przede wszystkim mnóstwo planowania. Dlatego tym bardziej doceniam chwile, kiedy nie muszę myśleć o niczym innym, tylko o tym, co podam na kolację. Zwykle więcej frajdy daje mi improwizacja, jednak oglądając ostatnią edycję MasterChef'a, jeden z przepisów wyjątkowo mi się spodobał i wiedziałam, że muszę go wypróbować. Tym bardziej, że jego autorem jest znakomity Michel Roux. My zachwyciliśmy się tym daniem, więc dziś chciałam się nim podzielić również z Wami.

Łosoś z pieczarkami i koprem włoskim w ziołowym naleśniku i szybkim cieście francuskim

porcja dla 2 głodnych osób - danie obiadowe lub dla 4 - przystawka
(Michela Roux przygotowującego to danie można obejrzeć w tym odcinku)


Potrzebujemy:
  • ok. 500-600 g łososia (filet - w dwóch równych kawałkach)
  • 100 g bulwy kopru włoskiego
  • 100 g pieczarek
  • 50 g masła
  • 2 łyżki płynnej śmietanki (najlepiej 30-36%)
  • olej do smażenia (słonecznikowy lub z pestek winogron)
  • mąka do obtoczenia ryby (1 czubata łyżka powinna wystarczyć)
  • sok z 1/4 cytryny
  • 1 jajko
  • sól i pieprz

Dodatkowo (na ciasto):
  • 250 g mąki pszennej + trochę do podsypania
  • 250 g bardzo zimnego masła
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 125 ml bardzo zimnej wody

Oraz (na naleśniki):
  • 30 g mąki
  • 75 ml mleka
  • 1 jajko
  • po 1/2 małego pęczka koperku i natki pietruszki (w sumie 7-8 g)
  • sól i pieprz
  • 1 łyżka masła (najlepiej klarowanego)

Koper i pieczarki kroimy w drobną kostkę. Masło (25 g) rozpuszczamy w garnuszku o grubym dnie. Dodajemy koper i podsmażamy ok. 5 min. Następnie dodajemy pieczarki oraz sok z cytryny i smażymy do momentu odparowania wody, którą puściły pieczarki. Dodajemy kremówkę, gotujemy minutę i zdejmujemy z ognia. Doprawiamy solą i pieprzem. Odstawiamy do ostudzenia.

Przygotowujemy ciasto. Mąkę przesiewamy na stolnicę lub blat i tworzymy z niej niewielki kopczyk. Masło kroimy w kostkę i dodajemy je do mąki wraz z solą. Całość siekamy nożem (można też użyć przyrządu do kruchego ciasta), a następnie rozcieramy palcami (masochiści mogą najpierw schłodzić dłonie ;)) Stopniowo dodajemy wodę i szybko zagniatamy. Tworzymy kulę. Posypujemy blat lekko mąką i rozwałkowujemy ciasto na spory prostokąt (ok. 35-40 na 20 cm). Składamy boki do środka tak, aby utworzyły się trzy warstwy, przekręcamy o 90 stopni i znów wałkujemy na prostokąt o takich samych wymiarach. Ponownie składamy ciasto na trzy, przekręcamy i jeszcze raz wałkujemy na taki sam prostokąt. Owijamy ciasto w folię spożywczą i chowamy do lodówki na ok. 20-30 min. (lub na 10-15 min. do zamrażalnika).

W tym czasie przygotowujemy ciasto na naleśniki. Zioła drobno siekamy. Mąkę, połowę mleka i jajko mieszamy rózgą. Dolewamy resztę mleka, przelewamy przez sito i odstawiamy na 10 min. Do przygotowanego ciasta dodajemy zioła i smażymy na maśle dwa duże naleśniki, które przekładamy pergaminem, by się nie skleiły i odstawiamy na bok.

Wracamy do ciasta. Wyjmujemy je z lodówki i teraz czynność wałkowania, składania oraz przekręcania wykonujemy ponownie dwa razy. W sumie czterokrotnie składane i wałkowane ciasto znów odkładamy na 20-30 min. do lodówki.

Filety łososia myjemy i osuszamy papierowym ręcznikiem. Mąkę mieszamy z solą, a następnie obtaczamy w niej rybę. Na patelni rozgrzewamy masło (25 g) i olej (2 łyżki). Smażymy łososia (minutę z jednej strony i trochę krócej z drugiej), odkładamy na kratkę do ostygnięcia.

Na delikatnie posypanym mąką blacie rozwałkowujemy 40% schłodzonego ciasta na prostokąt o wymiarach ok. 30 na 15 cm (wymiary trzeba dopasować do wielkości filetów, musi zostać spory margines), nawijamy na wałek i przenosimy na wyłożoną pergaminem blachę do pieczenia. Na środku ciasta układamy jeden naleśnik, na tym 1/3 kopru i pieczarek, jeden filet z łososia, kolejną 1/3 nadzienia, drugi filet i resztę kopru z pieczarkami. Całość przykrywamy drugim naleśnikiem (brzegi dobrze jest podwinąć pod spód).


Resztę ciasta rozwałkowujemy na prostokąt o wymiarach ok. 35 na 20 cm (musi być odrobinę większy niż ten pierwszy), nawijamy go na wałek, rozwijamy nad rybą i dociskamy brzegi (ciasto musi zakrywać całą rybę wraz z nadzieniem i naleśnikami). Chowamy do lodówki na 20 min.

Piekarnik nagrzewamy do 200 stopni Celsjusza. Wyjmujemy schłodzonego łososia. Odcinamy nadmiarowe ciasto wokół nadzienia, wycinając kształt ryby i zostawiając ok. 2-3 cm obramowania dookoła (więcej przy głowie i ogonie jeśli chcemy zachować kształt ryby). Dociskamy brzegi, a całość smarujemy roztrzepanym jajkiem. Ostrym nożem delikatnie nacinamy ciasto tworząc na nim wzór łusek, głowy i ogona. Pieczemy w 200 stopniach przez 10 min., a następnie obniżamy temperaturę do 180 stopni i dopiekamy jeszcze 25 min.


Po upieczeniu delikatnie zsuwamy całość na półmisek. Serwujemy i kroimy po ok. 10 min. od wyjęcia z piekarnika. Podajemy z lampką białego wina.

Smacznego!

PS. Przepis jest pracochłonny, ale tak naprawdę dość prosty. Ciasto można wprawdzie zastąpić gotowym francuskim, ale wierzcie mi na słowo, warto się trochę potrudzić. Ciasto z tego przepisu jest delikatne, ładnie się rozwarstwia i wprost rozpływa się w ustach! Gorąco polecam :)

niedziela, 14 grudnia 2014

Wołowy gulasz z miodem i suszonymi śliwkami

Początek grudnia może być pięknym czasem. Przymrozki, szron na drzewach, puszysty śnieg... I chociaż o tej porze roku nie byłoby to nic dziwnego, to za moim oknem wciąż jest raczej późna, smutna jesień. Jest szaro, buro i chłodno. Przez kilka dni lekki mrozik dawał nadzieję na śnieg, ale teraz powróciły dodatnie temperatury. Wieje, od czasu do czasu siąpi nieprzyjemny deszczyk, a drzewa za moim oknem straszą gołymi gałęziami. Co tu dużo mówić, aura jest wyjątkowo nieprzyjemna i najchętniej nie wyściubiałabym nosa z domu. Jednak wczoraj przed południem postanowiłam wybrać się na świąteczne zakupy i uzupełnić prezentowe braki. Po czterogodzinnym spacerze byłam wykończona, ale przeszczęśliwa. Misja została zakończona sukcesem, a ja mimo bólu nóg wracałam do domu jak na skrzydłach :) Tylko ta nieszczęsna pogoda nie pozwoliła mi w pełni cieszyć się tym czasem, bo przyznam szczerze, że kocham kupować prezenty. Takie zakupy dają mi największą radość. Teraz oczywiście nie będę się mogła doczekać chwili, kiedy obdaruję nimi bliskich, ale na szczęście nie zostało już zbyt dużo czasu. Co roku jak dziecko czekam z utęsknieniem na święta. Uwielbiam, kiedy w domu jest tyle ludzi i pachnie tak, tak... Jak pachną tylko święta :) Ten czas ma w sobie coś magicznego i mam nadzieję, że nigdy nie przestanie mnie cieszyć. Oczywiście święta to też wyjątkowe potrawy, aromaty i smaki kojarzące się właśnie z Bożym Narodzeniem. Jednym z przepisów, którym wprawiam się powoli w świąteczny nastrój jest pyszny gulasz wołowy. Słodkawy, z miodem, ciemnym piwem, suszonymi grzybami i śliwkami jest moim numerem jeden zarówno na jesienne chłody, jak i zimowe mrozy. Sprawdzi się też na świąteczny obiad. Można go podać z chlebem, ziemniakami, kaszą, śląskimi kluseczkami lub kopytkami i to właśnie na te ostatnie postawiłam tym razem. Odsmażone i z chrupiącą skórką komponowały się idealnie. Do tego kilka korniszonków i do szczęścia nie trzeba mi już nic oprócz dobrego towarzystwa. Gotuje się go długo, ale warto poczekać. Polecam gorąco, a sama zmykam do kuchni, bo wzywa mnie makowiec ;)

Wołowy gulasz na ciemnym piwie z miodem, suszonymi grzybami i śliwkami

porcja dla 3-4 osób



Będziemy potrzebować:
  • 500 g wołowiny
  • 2 cebule
  • 8-10 suszonych śliwek
  • 4-6 kapeluszy suszonych prawdziwków (wcześniej namoczonych lub podgotowanych w bulionie)
  • 200 ml ciemnego piwa (ja użyłam Guiness'a)
  • 200 ml domowego bulionu warzywnego (na marchewce, pietruszce, selerze, porze i przypalonej cebuli, z zielem angielskim, pieprzem ziarnistym oraz liściem laurowym)
  • 2-3 łyżki ciemnego sosu sojowego
  • 1 łyżka miodu (1,5 jeśli lubicie słodsze)
  • przyprawy: 4 ziarna ziela angielskiego, 2 liście laurowe, sól i pieprz do smaku
  • olej do smażenia
  • trochę mąki do obtoczenia mięsa

Cebulę obieramy i kroimy w piórka, śliwki w paseczki, a grzyby na pół (jeśli nie są zbyt duże, to można zostawić całe). Mięso myjemy, kroimy w sporą kostkę, obtaczamy w mące. W garnku o grubym dnie rozgrzewamy 2-3 łyżki oleju. Smażymy na średnim ogniu, aż się ładnie zrumieni. Dodajemy pokrojoną cebulę i smażymy razem jeszcze chwilę. Następnie dodajemy grzyby, śliwki, miód i sos sojowy. Po ok. 2 min. dodajemy również piwo. Gotujemy kolejne 2-3 min., a po tym czasie dolewamy bulion. Do powstałego sosu dodajemy ziele angielskie, liście laurowe i pieprz. Zmniejszamy ogień, przykrywamy garnek i dusimy całość do miękkości. Może to zająć od 4 do nawet 6 godzin. W tym czasie warto co jakiś czas zamieszać zawartość garnka, zwłaszcza pod koniec. Kiedy mięso zmięknie, można zdjąć pokrywkę, zwiększyć ogień i pogotować całość jeszcze ok. 15 min., by nieco odparować sos. Na koniec doprawiamy gulasz solą i jeśli jest taka potrzeba, to również pieprzem. Podajemy na ciepło z ulubionymi dodatkami.

Smacznego!

niedziela, 16 listopada 2014

Trochę zapomniany już smak gołąbków

Pamiętam, że kiedyś wcale nie przepadałam za tym daniem. Źle mi się kojarzyło - ze szkolną stołówką i brakiem smaku. Co tu dużo mówić stołówkowe gołąbki były po prostu mdłe i niedobre, a sos był wodnisty i bez koloru (zresztą identyczny jak do pulpetów, których również nie znosiłam). Szczerze tej potrawy wtedy nienawidziłam. Nieco później, kiedy już pamięć tamtego smaku trochę zanikła, polubiłam gołąbki w innym wydaniu - domowym, babcinym. Wprawdzie nie powiedziałabym, że nagle zapałałam do nich wielką miłością, ale lubiłam je i ostatnio, jakoś kilka dni temu zaczęło mi się chcieć właśnie gołąbków. Taka moja mała zachcianka. No i cóż miałam zrobić? Gołąbki oczywiście :D Niestety skutecznie zniechęcał mnie proces gotowania całej główki białej kapusty i kombinowałam co by tu zrobić, żeby gołąbki jednak zjeść, a się nie narobić ;) Olśniło mnie na targu, kiedy oglądałam dorodne główki w różnych rozmiarach i kolorach. Włoska kapusta! Oczywiście! Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że nie ja pierwsza wpadłam na ten genialny pomysł, ale ciii, co tam, kto by się wdawał w takie szczegóły ;) Zadowolona z siebie przytachałam kapustę oraz parę innych sprawunków do domu i wzięłam się do dzieła. Wiedziałam na pewno jakiego efektu nie chcę uzyskać. Wiedziałam też, że sos musi mieć bardziej intensywny i zdecydowany smak, niż ten, który utkwił w moich szkolnych wspomnieniach. Końcowy rezultat przerósł moje najśmielsze oczekiwania, a gołąbki  w takim wydaniu włączę na stałe do naszego menu. Jesteście ciekawi co takiego wymyśliłam? Zapraszam na przepis :)

Pieczone gołąbki w sosie warzywnym

przepis na ok. 9 sporych gołąbków


Do przygotowania gołąbków będziemy potrzebować:
  • 9 dużych liści włoskiej kapusty (+/- kilka sztuk w zależności od wielkości docelowych gołąbków)
  • 0,5 kg mięsa mielonego (u mnie drobiowe)
  • 100 g białego ryżu
  • 1 średnią cebulkę
  • przyprawy: sól, cukier, czarny mielony pieprz, majeranek
  • olej do smażenia

Do sosu:
  • 2 średnie marchewki
  • 2 cebule
  • 500 g pomidorowej passaty
  • 200 g dobrej jakości przecieru pomidorowego (najlepiej domowego)
  • przyprawy: sól, cukier, czarny mielony pieprz, słodką paprykę, zioła prowansalskie
  • olej do smażenia

Dodatkowo:
  • świeże zioła do podania (u mnie natka pietruszki)

Najpierw przygotowujemy sos (spokojnie można to zrobić dzień wcześniej). Marchew trzemy na tarce (nie ma znaczenia czy na dużych, czy na małych oczkach, bo później i tak wszystko zmiksujemy), cebulę kroimy w drobną kostkę. Marchewki i cebuli powinno być mniej więcej tyle samo. W głębokiej patelni rozgrzewamy 2 łyżki oleju i dodajemy warzywa. Podsmażamy ok. 10 min., a następnie dodajemy passatę, przecier i wodę (tyle, by sos pozostał gęsty - ja dolałam ok. 250-300 ml) oraz przyprawy (sól i pieprz do smaku, 1,5 łyżeczki cukru, 2 łyżeczki słodkiej papryki, 2 łyżeczki ziół prowansalskich). Całość dusimy aż warzywa zmiękną, dokładnie blendujemy (można użyć zarówno blendera kielichowego jak i ręcznego) i przecieramy przez metalowe sito. Sos przelewamy z powrotem do garnka, próbujemy, w razie potrzeby doprawiamy i dolewamy wody. Odstawiamy na bok. (Jeżeli potrawę będziemy kończyć następnego dnia, to po ostudzeniu wstawiamy go do lodówki).

Ryż gotujemy w osolonej wodzie 2-3 min. krócej niż w instrukcji na opakowaniu. W tym czasie cebulę kroimy w drobną kostkę i podsmażamy na łyżce oleju do zrumienienia. Ugotowany ryż odcedzamy i studzimy. Łączymy z cebulką i mięsem mielonym. Dodajemy przyprawy: sól, pieprz oraz majeranek i dokładnie wyrabiamy - najlepiej dłońmi.

Z kapusty delikatnie oddzielamy wierzchnie liście, które dokładnie płuczemy. (W razie konieczności dwa zewnętrzne odrzucamy.) W dużym garnku zagotowujemy lekko osoloną i posłodzoną wodę (ja dałam 3/4 łyżeczki soli i tyle samo cukru). Na wrzątek wrzucamy po 3-4 liście i gotujemy po 5 min. Obgotowane liście osuszamy i delikatnie ścinamy z nich główny, gruby nerw tak, by nie zrobić w liściu dziur, ale uzyskać dość równą powierzchnię.

Na każdy liść (od strony nerwu, który ścinaliśmy) nakładamy 2 czubate łyżki farszu i ciasno zwijamy, podwijając brzegi do środka. Gołąbki układamy ciasno w lekko natłuszczonym naczyniu żaroodpornym i zalewamy przygotowanym wcześniej sosem tak, by przykrył je całkowicie. Pieczemy je w 180 stopniach przez 2 godz., a następnie podajemy, obficie polewając sosem i posypując np. natką pietruszki. Ja lubię maczać w sosie świeże pieczywo, więc gołąbki podałam również z angielką :)



Moje gołąbki piekłam w odkrytym naczyniu, ponieważ zależało mi na tym, aby sos odparował i się zagęścił. Jeśli wolicie zupełnie rzadki sos, to polecam je przykryć. W każdym wypadku czas pieczenia pozostaje taki sam. Po upływie 2 godz. można jeszcze sprawdzić, czy kapusta na pewno zmiękła i w razie potrzeby dopiec przez ok. 0,5 godz., ale raczej nie powinno to być konieczne.

Smacznego!

Ale to było dobre :D

wtorek, 19 sierpnia 2014

Meksykańska zapiekanka z mięsem i ziemniakami

Moje trzy ostatnie wpisy to: tortkolejny tort i mus czekoladowy ;) Jak widać, same słodkości. Wszystko to dlatego, że ostatnimi czasy lato nas rozpieszczało, a ja starałam się nim nacieszyć, ile się tylko da :) Jednak kiedy temperatury za oknem sięgają lub nawet przekraczają 30 stopni, nikt mi nie wmówi, że włączenie kuchenki czy piekarnika już nic nie zmieni. Zmieni, bo to ja się będę nad nimi pochylać! Ale, ale... Ile tak można bez gotowania? Okazuje się, że wcale nie tak długo. Przynajmniej w moim przypadku ;) Dopadła mnie w końcu nieposkromiona chęć upichcenia czegoś bliżej nieokreślonego. Skorzystałam więc z niewielkiego ochłodzenia i uruchomiłam wyobraźnię oraz piekarnik. Dlaczego wyobraźnię? Ano dlatego, że naszło mnie na kuchnię meksykańską. Ostatnio wracałam myślami częściej niż zwykle do pewnej meksykańskiej knajpki, w której miałam przyjemność kilka razy jadać. Wiadoma sprawa - tacosy, enchilady, nachosy z salsą i guacamole, mmm... Rozmarzyłam się :) Oprócz tych wszystkich znanych nazw była tam też jedna potrawa, której nigdy wcześniej nie jadłam. Casserole. Kiedy zamówiłam to danie już jakiś czas temu, po powrocie do domu szybko je wygooglowałam i dowiedziałam się, że casserole to raczej pewien typ potrawy (danie jednogarnkowe, zapiekane później w piekarniku lub po prostu zapiekanka), a nie konkretne danie. No i klops... Wiedziałam wtedy jedynie jak ma to to wyglądać i jak smakować, ale przepis, oprócz spraw oczywistych, był dla mnie zgaduj-zgadulą. Poszukałam jednak, popatrzyłam, poprzeglądałam blogi i znalazłam coś, co miało potencjał! :D Skarbnicą dań meksykańskich jest pewien dobrze znany mi blog - Ale Meksyk! i właśnie tam znalazłam przepis, który wykorzystałam jako bazę dla mojego dania :) Dużo zmieniać nie musiałam, nie chciałam też przekombinować, jednak nie byłabym sobą, gdybym trochę nie powymyślała ;) Powstało coś na kształt zapiekanki farmerskiej, ale w klimacie meksykańskim. Nam smakowało! Zapraszam na przepis.

Zapiekanka meksykańska

3 duże lub 4 mniejsze porcje



Potrzebujemy:
  • 700 g ziemniaków (ważone już po obraniu)
  • 500 g mielonego mięsa - najlepiej wołowo-wieprzowego, ale na upartego i kurczak może być ;)
  • 1 cebulę
  • 1 puszkę kukurydzy
  • 500 g pomidorów
  • 3-4 ząbki czosnku
  • 1 papryczkę piri-piri (ja użyłam takiej z zalewy)
  • 2-3 łyżki kwaśnej śmietany 12-18%
  • przyprawy: sól i pieprz do smaku, oregano, suszony/granulowany czosnek, gałka muszkatołowa, 1/2 łyżeczki ziaren kolendry, 1/2 łyżeczki ziaren kminu rzymskiego
  • oliwę z oliwek (ja użyłam aromatyzowanej czosnkiem)

Ziemniaki obieramy, kroimy na równe kawałki, zalewamy wodą, solimy i gotujemy. W czasie gdy będą się gotowały, przygotowujemy mięso. Cebulę kroimy w drobną kostkę i podsmażamy na rozgrzanej łyżce oliwy. Kiedy się zeszkli, dodajemy mięso i dalej smażymy. Po ok. 10 min. dodajemy kukurydzę, posiekane ząbki czosnku oraz obrane ze skóry i pokrojone w kostkę pomidory. Całość doprawiamy solą, pieprzem, łyżeczką oregano i zmiażdżonymi w moździerzu ziarnami kolendry oraz kminu. Dusimy razem do odparowania większości soku z pomidorów i postania gęstego sosu.

Ugotowane ziemniaki dokładnie odcedzamy i ugniatamy ze śmietaną na gładkie puree. Dodajemy łyżeczkę oregano oraz granulowany czosnek i gałkę muszkatołową do smaku, mieszamy. Żaroodporne naczynie lub naczynia (ja użyłam 2 małych - jednoosobowych i jednego większego) delikatnie natłuszczamy. Układamy warstwę mięsno-warzywną, a następnie przykrywamy ją ziemniakami. Wierzch smarujemy odrobiną oliwy. Zapiekamy ok. 25 min. w 190 stopniach, do lekkiego zrumienienia. Podajemy od razu :)






Smacznego!

poniedziałek, 26 maja 2014

Kolejne roladki, tym razem z mięsa mielonego

Z okazji Dnia Matki, a przy okazji również moich imienin postanowiłam się zmobilizować i dodać nowy przepis. To kolejny pomysł na zdrowy, względnie dietetyczny obiad, którego przygotowanie nie powinno przysporzyć Wam żadnych problemów. Nam bardzo smakował i na pewno powtórzę to danie nie raz i nie dwa, a może pojawią się jakieś nowe warianty ;) Jeśli chcecie go wypróbować, to wystarczy tylko chwilka pracy, hop do piekarnika i danie gotowe. Żeby też wszystko było takie proste ;)

Roladki z mięsa mielonego z warzywami

(przepis na 12 niewielkich roladek)


Do przygotowania roladek będziemy potrzebować:
  • 0,5 kg mielonego mięsa z kurczaka/indyka
  • 4 łyżki bułki tartej
  • 1 jajko
  • 3-4 niewielkie ogórki konserwowe
  • 1/2 cukinii
  • 1/2 papryki
  • przyprawy: zioła prowansalskie (lub inne ulubione, np. majeranek lub tymianek), sól morska, świeżo mielony czarny pieprz
  • 1-2 łyżki oliwy z oliwek

Dodatkowo do roladek proponuję (porcja dla 2 osób):
  • 3-4 ziemniaki
  • ok. 25 dag pieczarek
  • przyprawy: sól morska, zioła (te same, których użyliśmy do mięsa)

Mięso mielone mieszamy z jajkiem, bułką tartą i przyprawami na jednolitą, dość zwięzłą masę, odstawiamy na czas krojenia warzyw do lodówki. Ogórki, paprykę i cukinię kroimy w zbliżonej długości grube słupki. Na płaskie powierzchni rozwijamy kawałek folii aluminiowej lub spożywczej i smarujemy go cienko oliwą. Łyżką nabieramy porcję mięsa, którą układamy na folii i forujemy w prostokąt o grubości ok. 0,5 cm, którego krótszy bok będzie ciut dłuższy od naszych warzywnych słupków. Przy jednym z jego krótszych boków układamy po kawałku każdego warzywa i ciasno zwijamy, pomagając sobie przy tym folią. Zaklejamy boki, by warzywa nie wystawały. Postępujemy tak aż do wykorzystania całego mięsa, w razie potrzeby ponownie natłuszczając folię. Zwinięte roladki układamy na wyłożonej papierem do pieczenia blasze i pieczemy w nagrzanym do 190 stopni C piekarniku przez ok. 35 min. W trakcie pieczenia można je raz odwrócić, by równomiernie się zrumieniły.


Ja roladki podałam z pieczonymi ziemniakami i pieczarkami. Ziemniaki pokroiłam wcześniej w ósemki, skropiłam oliwą, posypałam solą i ziołami, wymieszałam, ułożyłam na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia, a następnie wstawiłam do piekarnika na 10 min. przed włożeniem roladek. Pieczarki natomiast opłukałam i lekko posoliłam, a później wstawiłam do piekarnika równocześnie z mięsem. Tym sposobem wszystko było gotowe o tej samej porze :) Serdecznie polecam taki sposób przygotowywania obiadu!

Może roladki nie wyglądają bardzo wykwintnie i elegancko,
ale za to są przepyszne :) Smacznego!

niedziela, 11 maja 2014

Roladki z polędwicy wieprzowej i sezonowych warzyw

Od jakiegoś czasu staram się, by nasze obiady były nie tylko smaczne, ale również zdrowsze. Nie zawsze to wychodzi, ale tak jak napisałam, staram się, by tak było ;) Oznacza to ograniczenie cukru, soli, a także tłuszczu (głównie oleju) i wszelkich pustych kalorii. Kilka propozycji tego typu obiadów pojawiło się już na blogu. np. minizapiekanki z rybą i warzywamizimowa sola sauténietypowe klopsiki w delikatnym sosie pomidorowymdelikatna zupa porowa z kukurydzą i kurczakiemproste i szybkie, wegetariańskie leczozupa pomidorowo-imbirowa z zieloną soczewicą. Przyzwyczajam się do tego, by piec, zamiast smażyć i wykorzystywać w kuchni jak najwięcej warzyw. Przepis, który chcę dziś zaprezentować to kwintesencja zdrowego, pięknego, a także pysznego jedzenia :)

Roladki z polędwicy wieprzowej nadziane cukinią oraz kolorową papryką

(porcja dla 2-3 osób)


Potrzebujemy:
  • 1 sporą polędwicę wieprzową (moja ważyła ok. 0,5 kg)
  • 1 cukinię
  • 1/2 żółtej papryki
  • 1/2 czerwonej papryki
  • 1 puszkę pomidorów
  • 2 łyżki koncentratu pomidorowego
  • 100 g brązowego, naturalnego ryżu
  • przyprawy: sól morską, świeżo mielony czarny pieprz, tymianek, 0,5 łyżeczki cukru
  • 2 łyżki (+ odrobinę do natłuszczenia naczynia) oliwy (użyłam czosnkowej)

Polędwicę oczyszczamy z błon i tłuszczu i nacinamy z dwóch przeciwnych stron tak, by powstał jeden, duży płat. Mięso następnie przekrawamy na pół (w poprzek) i delikatnie rozbijamy każdy kawałek. Oprószamy solą, pieprzem i tymiankiem i odstawiamy na bok. 1/2 cukinii kroimy wzdłuż na cieniutkie plasterki (ja użyłam do tego tej strony tarki, która pozwala kroić np. ogórki na mizerię), które następnie docinamy tak, by zmieściły się na naszej polędwicy. 1/4 czerwonej i żółtej papryki kroimy w paseczki. Plastry cukinii układamy na mięsie, a na niej, z jednej strony paski obu papryk. Każdy kawałek ciasno zwijamy i okręcamy nitką (można też spiąć je wykałaczkami, ale ich akurat nie posiadałam). Na patelni rozgrzewamy oliwę. Podsmażamy nasze polędwiczki krótko, ale na mocnym ogniu i ze wszystkich stron do czasu, aż się trochę zrumienią. Roladki przekładamy wtedy do lekko natłuszczonego naczynia żaroodpornego, zlewamy do niego sok, który puściły podczas smażenia i pieczemy w nagrzanym do 180 stopni C piekarniku przez 35-40 min.



W tym czasie gotujemy w lekko osolonej wodzie ryż (mój brązowy gotuje się akurat 30 min.) i przygotowujemy leczo. Resztę cukinii i obu papryk kroimy na niewielkie, równe kawałki, np. w paski. Paprykę wrzucamy na rozgrzaną patelnię (ja użyłam tej patelni, na której smażyłam polędwiczki, i która pozostała po tym lekko tłusta). Podsmażamy 4-5 min. i dodajemy cukinię. Po ok. 1-2 min. dodajemy również pomidory z puszki i koncentrat. Doprawiamy solą, pieprzem, cukrem oraz tymiankiem i dusimy do chwili, kiedy warzywa zmiękną, ale zachowają ładny kształt.

Upieczone polędwiczki uwalniamy z nitek i odkładamy na 2 min, by odpoczęły. W tym czasie na talerze wykładamy ugotowany ryż oraz leczo. Roladki kroimy w plastry i układamy na ryżu i warzywach. Podajemy od razu :)



Smacznego!

sobota, 22 lutego 2014

Kwaśno-pikantna wieprzowina z brązowym ryżem

Jeeeeej, jak dawno nie jadłam czerwonego mięsa. W ogóle dość rzadko je serwuję, ale tym razem przerwa była już stanowczo zbyt długa. I to wcale nie tak, że nagle za nim zatęskniłam. Co to, to nie. Na obiad planowałam krewetki tygrysie i obszukałam kilka sklepów zanim na dobre się poddałam. Jednak w końcu, zrezygnowana udałam się do mięsnego i zobaczyłam śliczny, względnie chudy kawałek karczku. To było to. Olśnienie! Będzie wieprzowinka. Ucieszyłam się, bo karczek uwielbiam. Najlepiej po prostu uduszony z cebulką, ale tym razem postanowiłam zaszaleć. Kupiłam limonkę, imbir, papryczki piri-piri oraz kilka innych składników i zaczęłam kulinarne zmagania. Niestety nie miałam takich warzyw, jakie bardzo chciałam mieć, ale nie przejęłam się nic a nic. Postanowiłam i tak wykorzystać te, które już kupiłam. I chociaż kompozycja warzywna nie za bardzo odpowiadała mojemu pragnieniu orientalnych smaków, to jednak całość wyszła zaskakująco dobrze. Żałowałam tylko, że nie było kiełków fasoli mun albo pędów bambusa. Następnym razem na pewno je dodam (o ile wcześniej nie zapomnę kupić). Mimo to postanowiłam zaprezentować ten przepis na blogu. A wiecie dlaczego? Bo jak tylko spróbowałam mojego dania, to wszystkie wątpliwości zniknęły :) Smakowało mi tak bardzo, że przestałam myśleć o jakichkolwiek modyfikacjach i po prostu cieszyłam się pysznym obiadkiem. Wam również polecam.

Kwaśno-pikantna wieprzowina z brązowym ryżem, czyli chińszczyzna po polsku

(porcja dla 4-5 osób)




Potrzebujemy:
  • ok. 60-70 dag wieprzowiny (ja miałam karczek, ale wyjątkowo chudy)
  • 2 łyżki sosu sojowego
  • 2 łyżki oleju
  • sok z 1 małej limonki
  • 4 ząbki czosnku
  • 1 papryczkę piri-piri razem z ziarenkami (jeśli wolicie mniej pikantne potrawy, to koniecznie je wyjmijcie)
  • kawałek imbiru (ok. 5 cm)
  • 2 marchewki
  • 0,5 puszki zielonego groszku (lub odpowiednią ilość mrożonego)
  • 100 g minikolb kukurydzy z zalewy
  • 2 cebulki dymki ze szczypiorkiem
  • mały pęczek natki pietruszki
  • garść niesolonych orzeszków ziemnych
  • 2 płaskie łyżki mąki pszennej do zagęszczenia sosu (może być też ziemniaczana, ale tym razem jej nie miałam)
  • 2 woreczki (200 g) naturalnego, brązowego ryżu

Wieprzowinę myjemy i kroimy w paseczki (ok. 1,5 na 4 cm). Błonki możemy powykrawać. Ja tak zrobiłam, bo ich nie znoszę ;) Czosnek siekamy drobniutko, imbir ścieramy na tarce, a papryczkę kroimy w cienkie krążki/plasterki. Mięso umieszczamy w sporej misce. Dodajemy 2 łyżki oleju, 2 łyżki sosu sojowego, sok z limonki oraz czosnek, imbir i papryczkę. Mieszamy, przykrywamy i odstawiamy do lodówki na co najmniej 2 godz., a najlepiej na całą noc. Orzeszki prażymy na suchej patelni i odstawiamy do ostygnięcia. Marchewki kroimy w słupki, dymkę w piórka, minikolby kukurydzy w spore krążki, a szczypior siekamy. Siekamy także natkę i orzechy, ale dość grubo. Ryż gotujemy w osolonej wodzie według instrukcji na opakowaniu (będzie to ok. 30 min.). Zamarynowane mięso wrzucamy na mocno rozgrzaną, suchą patelnię (na razie nie zlewamy marynaty, zostawiamy ją w misce!). Obsmażamy szybko ze wszystkich stron i przekładamy do sporego garnka. Dolewamy pozostałości marynaty z miski oraz tyle wody, by przykryła mięso, ale nie więcej. Dusimy do miękkości. Kiedy wieprzowina zmięknie, dodajemy marchew, kukurydzę i dymkę. W razie potrzeby dolewamy troszeczkę wody i dalej dusimy. Teraz już cały czas pilnujemy i uważamy, by nie rozgotować warzyw. Marchewka powinna zostać al dente. A już na pewno nie możemy dopuścić do sytuacji, kiedy zacznie tracić kształt i się rozpadać. Tak drobno pokrojone warzywa nie potrzebują dużo czasu, więc nawet chwila może o wszystkim zaważyć. Kiedy warzywa zmiękną, dodajemy groszek z puszki (mrożony wymagałby wcześniejszego dodania!) i rozmieszaną w 1/4 szkl. wody mąkę. Całość zagotowujemy i zestawiamy z ognia. W razie potrzeby doprawiamy solą (z tym ostrożnie, bo sos sojowy jest słony). Dodajemy ugotowany ryż oraz szczypiorek i dokładnie mieszamy. Każdą porcję przed podaniem obficie posypujemy natką i orzeszkami.

Smacznego! :)

sobota, 8 lutego 2014

Proste i szybkie, wegetariańskie leczo

Od niemal 1,5 roku, czyli od czasu, gdy mam stałą pracę na pełen etat, miałam pewien problem. Ok. godz. 12, czasem wcześniej robiłam się potwornie głodna. Trzeba więc było coś zjeść, a przekąska musiała być na tyle sycąca, bym mogła bez trudu wytrzymać do obiadokolacji, którą przygotowuję zwykle dopiero po powrocie do domu. Często te moje przegryzki nie były najzdrowsze. Zdarzały się kanapki, wafle ryżowe, twarożki i owoce, ale przeważały jednak drożdżówki i inne słodkości. Kaloryczne i niezdrowe. Czasami zabierałam ze sobą dania obiadowe z poprzedniego dnia, ale wtedy jadałam dwa obiady. Jeden w pracy, a drugi w domu. To też nie było najlepsze rozwiązanie. Dodajmy do tego pracę siedzącą i otrzymujemy prostą receptę na to, jak bez trudu zyskać na wadze. Na szczęście dość szybko nadeszło olśnienie. Sałatki! Miks warzyw (i nie tylko) z dobrym sosem, do tego np. bułka grahamka i pełnowartościowy posiłek gotowy. Od jakiegoś czasu zabieram ze sobą do pracy przygotowane dzień wcześniej pudełeczko z pyszną zawartością. W ten sposób nie głoduję, nie opycham się i jestem przeszczęśliwa. Zdarzają się wprawdzie wpadki. A to nie zdążę, a to zapomnę, ale zwykle nie mam takich problemów. Jest za to inny. Zima! Sałatkę czy surówkę do czasu zjedzenia trzymam oczywiście w lodówce, więc jest zimna. Sama myśl o takim posiłku, gdy za oknem panują minusowe temperatury, nie nastraja zbyt pozytywnie. W związku z tym mój cudowny pomysł trafił szlag, jak tylko nadeszły mrozy. Chciałam czegoś ciepłego, czegoś co rozgrzeje i da energię do dalszej pracy, ale nie zrujnuje przy tym mojej sylwetki. Jednym z dań spełniających te kryteria, jest wegetariańskie leczo. Proste, szybkie i sycące. Bez boczusia, bez kiełbaski, za to z papryką i cukinią. Można je sobie dowolnie urozmaicać. Raz dodać kukurydzę, raz czerwoną fasolę, a innym razem grilowanego kurczaka. Dziś jednak przepis na wersję podstawową.

Wegetariańskie leczo

(porcja dla 2 lub 4 osób, w zależności od tego, czy leczo będzie waszym samodzielnym posiłkiem, czy tylko dodatkiem do niego)




Należy przygotować:
  • 2 czerwone papryki
  • 1 cukinię
  • 1 cebulę
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 puszka krojonych pomidorów
  • 100 g dobrej jakości przecieru pomidorowego lub passaty
  • 1 łyżka oleju
  • przyprawy: sól, świeżo mielony czarny pieprz, słodką mieloną paprykę, zioła prowansalskie, płaską łyżeczkę cukru

Cebulę kroimy wzdłuż na pół, później jeszcze raz na pół, a na koniec w plasterki (nie bardzo cienko). Wychodzą z tego takie półpiórka. Czosnek siekamy. Papryki i cukinię kroimy w paseczki. W garnku o grubym dnie rozgrzewamy łyżkę oleju i podsmażamy na nim najpierw cebulę. Kiedy się zrumieni dodajemy czosnek i paprykę. Pozostawiamy na ok. 2-3 min., a gdy leciutko zmięknie, dodajemy cukinię. Całość zalewamy pomidorami z puszki. Dodajemy też przecier pomidorowy i przyprawy. Dusimy do uzyskania pożądanej miękkości warzyw. Pilnujemy jednak, by się nie rozgotowały i nie straciły ładnych kształtów. Mnie najbardziej smakują lekko al dente. W razie potrzeby doprawiamy.

Mój lunch do pracy gotowy :)

Leczo podajemy jako samodzielną potrawę, np. w towarzystwie pełnoziarnistego pieczywa lub jako dodatek do mięs. Smakuje wyśmienicie również z ryżem, kaszą czy razowym makaronem. Można także podać do niego upieczone na złoto ziemniaczki. Dowolność jest duża. Ogranicza nas jedynie własny smak i kulinarna fantazja. Polecam serdecznie!

piątek, 31 stycznia 2014

Nietypowe klopsiki w delikatnym sosie pomidorowym

Ostatnio jem zdecydowanie więcej ryb, z czego jestem oczywiście bardzo zadowolona, ale chętnie wracam do mojego ukochanego kurczaka. Mało to wyszukane, ale naprawdę uwielbiam drób i to prawie pod każdą postacią. Chyba tylko za skrzydełkami nie przepadam. Zresztą raczej z powodów praktycznych aniżeli za sprawą ich walorów smakowych. I tak, po kilku rybnych daniach wpadł mi do głowy pewien pomysł. Nie byłabym sobą, gdybym raz na jakiś czas nie poeksperymentowała trochę, a ten eksperyment muszę zaliczyć do zdecydowanie udanych. Otwarcie przyznaję, że nie ufam gotowemu mięsu mielonemu. Kto wie, co tam do środka pakują? Ja nie wiem, ale już kilka razy zdarzyło mi się znaleźć podejrzanie wyglądające kawałki. To mnie skutecznie zniechęciło. W okolicznych sklepach na moje nieszczęście nie mielą wskazanego kawałka mięsa, a ja maszynki w domu nie posiadam (malaksera, blendera czy innego cuda też). Pozostało mi więc spróbować jakoś tę moją pierś z kurczaka na mielonkę zamienić w inny sposób. Z mięsem na pierogi i paszteciki się udało, więc dlaczego i tym razem miałoby się nie udać? Jak pomyślałam, tak zrobiłam i mięso potraktowałam tasakiem. Efekt? Znacznie odbiegał od tradycyjnego mielonego, ale mnie zachwycił! Przede wszystkim czułam, że jem mięso! A nie jakąś papkę o wątpliwym kolorze. Kurczak był świeży. No, na 99 % ;) Poza tym była to kurka z dobrego źródła. Wiedziałam też, co do tych moich kotlecików włożyłam i byłam pewna, że to co jem, jest zdrowe i dobrej jakości. Dodatkowo moje danie jest na pewno lżejsze niż tradycyjne, tłuste mielone. Same korzyści :) Właśnie dlatego ten mój eksperyment na stałe zagości w naszym menu. Polecam gorąco!

Siekane klopsiki drobiowe z oliwkami

(porcja dla 5-6 osób)




Do ich przygotowania należy przygotować:
  • 65-70 dag piersi z kurczaka (u mnie trzy pojedyncze)
  • 5-7 ciemnych oliwek
  • 1 cebulka dymka ze szczypiorkiem
  • 2 ząbki czosnku
  • 2 niewielkie jajka
  • 3 łyżki + trochę do obtoczenia mielonych płatków owsianych, otrąb lub bułki tartej
  • 500 g passaty pomidorowej (lub dobrego, domowego przecieru)
  • przyprawy: sól, świeżo mielony czarny pieprz, 1 łyżeczka cukru

Kurczaka myjemy i oczyszczamy. Następnie kroimy na niewielkie kawałki i porcjami drobno (jak najdrobniej) siekamy. Siekamy również czosnek, dymkę i szczypiorek. Oliwki kroimy w cienkie półplasterki. Mięso łączymy z dwoma jajkami, czosnkiem, szczypiorkiem, oliwkami, a także 3 czubatymi łyżkami mielonych płatków owsianych, otrąb lub w ostateczności bułki tartej. Doprawiamy solą i pieprzem, odstawiamy na ok. 10 min. do lodówki. W tym czasie w głębokim rondlu na 1 łyżeczce oleju podsmażamy cebulkę, którą następnie zalewamy passatą pomidorową i 1 szklanką wody. Sos doprawiamy solą, pieprzem i płaską łyżeczką cukru. Zagotowujemy i zmniejszamy ogień do minimum. Z mięsa lepimy spore klopsiki i obtaczamy w mielonych płatkach (lub bułce tartej). Smażymy krótko z obu stron na minimalnej ilości oleju (u mnie po 1 łyżce na 1 partię klopsików). Ja smażyłam swoje w dwóch partiach i było to zdecydowanie wygodniejsze, niż smażenie wszystkich na raz.

W trakcie smażenia :)

Zrumienione kotleciki przekładamy do ciepłego sosu i dusimy ok. 20 min. Po tym czasie można jednego sprawdzić, ale powinny być już gotowe. Na koniec możemy zabielić sos dwoma łyżkami śmietany. Śmietanę hartujemy najpierw kilkoma łyżkami gorącego sosu i dopiero dodajemy do całości. Podajemy na ciepło np. z brązowym ryżem lub kaszą, posypane posiekanym szczypiorkiem. Smacznego!

Co Wy na to? ;)

wtorek, 28 stycznia 2014

Zimowa sola sauté

Wprawdzie dopiero w drugiej połowie stycznia, ale w końcu przyszły mrozy i spadł śnieg. Zrobiło się ślisko, biało, zimowo :) Niektórzy z utęsknieniem czekali, aż przyjdzie, inni woleliby, żeby w ogóle nas nie odwiedzała w tym roku. Jednak taka kolej rzeczy. Taki mamy klimat ;) Zima zadomowiła się u nas na dobre i raczej tak prędko jej nie wygonimy. Ja chyba nawet lubię tę porę roku. Chyba, bo... No cóż, jestem okropnym zmarzluchem i nawet najcieplejsza kurtka niewiele mi pomaga. Jednak staram się jak mogę, owijam szalikiem i udało mi się jeszcze nie zamarznąć. Chłody mają wpływ nie tylko na nasze samopoczucie, ale i na to, co jemy. Przychodzi wtedy ochota na cięższe, gęste, pikantne i grzejące brzuszki potrawy. Niestety nie są one ani najzdrowsze, ani najlepsze dla sylwetki ;) Nawet ja kręcę nosem na sałatki, kiedy za oknem temperatura spada poniżej zera, dlatego muszę kombinować tak, by i wilk był syty, i owca cała. Danie, które chcę Wam dzisiaj zaproponować, może spokojnie zastąpić gęsty, tłuściutki gulasz, fasolkę po bretońsku czy inne zimowe przysmaki. Nie zamierzam w ogóle ich sobie odmawiać, ale czasami po prostu trzeba zjeść coś innego. Może... Rybkę? Tak, wiem. Znowu :) I nie po raz ostatni. Ryby na blogu pojawiały się do tej pory bardzo rzadko, więc przyszła pora to zmienić. Są przecież zdrowe i wartościowe, a pasuje do nich prawie wszystko. Tym razem w roli dodatków naturalny, brązowy ryż i szpinak. Zapraszam.

Sola ze szpinakiem i brązowym ryżem

(porcja dla 2 osób)



Należy przygotować:
  • 2 duże filety z soli
  • 1/2 cytryny
  • 1 ząbek czosnku
  • 200 g świeżego szpinaku
  • 2 łyżki kwaśnej śmietany 18% (najlepiej takiej do zup lub sosów)
  • 100 g naturalnego, brązowego ryżu
  • przyprawy: sól, czarny pieprz, rozmaryn
  • 1 łyżeczka masła
  • 1 łyżka oleju do smażenia

Na początek wstawiamy wodę na ryż. W czasie, kiedy się gotuje, filety oprószamy solą, świeżo mielonym pieprzem, odrobiną suszonego rozmarynu i skrapiamy sokiem z 1/4 cytryny. Odstawiamy w chłodne miejsce. Wrzątek solimy i wrzucamy do niego ryż. Gotujemy według instrukcji na opakowaniu (w przypadku brązowego ryżu będzie to ok. 30 min.). Teraz mamy chwilę dla siebie :) Kiedy do końca gotowania ryżu zostanie ok. 15-12 min., możemy zabrać się za szpinak. Oczyszczamy i płuczemy go dokładnie, osuszamy i siekamy lub rwiemy na mniejsze kawałki. Czosnek siekamy drobno lub przeciskamy przez praskę. Na patelni mocno rozgrzewamy łyżkę oleju (uwaga, by nie przypalić!), na którym następnie smażymy rybę. Filety smażymy po ok. 2 min. z każdej strony. Kiedy ryba się smaży, w małym rondelku rozgrzewamy łyżeczkę masła. Na tłuszczu podsmażamy czosnek. Tylko chwilę, aż delikatnie się zarumieni i odda smak. Dodajemy szpinak. Podsmażamy minutę. Dodajemy śmietanę i dusimy jeszcze ok. 2 min. Doprawiamy solą i pieprzem. Ryż odcedzamy i przekładamy na talerze. Obok kładziemy po jednym filecie ryby, na którym układamy szpinak. Podajemy z cząstką cytryny. Smacznego!

sobota, 25 stycznia 2014

Minizapiekanki z rybą i warzywami

Tak, tak. Mnie również to dopadło. Postanowiłam lepiej i zdrowiej się odżywiać. Zrezygnować z większości pustych kalorii na rzecz wartościowych produktów, czyli mówiąc krótko, oznacza to koniec śmieciowego jedzenia. Byłabym przeszczęśliwa, gdyby udało mi się już na stałe zmienić swoje żywieniowe nawyki, które obecnie nie są chyba takie znów najlepsze. Nie zamierzam jednak pozbawiać się przyjemności jedzenia. Co to, to nie. Nie przeżyłabym tego ;) A już na pewno długo bym tak nie wytrzymała. Dlatego moje posiłki muszą być nie tylko zdrowe, ale również smaczne. W związku z tym, że po Nowym Roku na blogu i na fb dostałam kilka próśb o dania nieco bardziej dietetyczne, nie pozostało mi nic innego, jak przedstawić Wam moje propozycje na lżejsze i trochę odchudzone posiłki. A więc... z nowym rokiem - lżejszym krokiem :) Kto jest ze mną?

Sola zapiekana z ziemniakami, cebulą i papryką

(przepis na dwie porcje)


Będziemy potrzebować:
  • 3-4 ziemniaki (w zależności od wielkości i apetytu)
  • 1 czerwoną paprykę
  • 1/2 cebuli
  • 3 ząbki czosnku
  • 2 duże filety z soli (jeśli są małe to polecam 3, a nawet 4)
  • przyprawy: sól, świeżo mielony czarny pieprz, tymianek, słodką mieloną paprykę
  • ok. 2-3 łyżki oleju
  • trochę soku z cytryny

Jeden ząbek czosnku siekamy drobno. Rybę oprószamy solą, pieprzem, papryką oraz tymiankiem, skrapiamy sokiem z cytryny, nacieramy pokrojonym ząbkiem czosnku i odstawiamy do lodówki. W tym czasie cebulę kroimy w piórka i podsmażamy na 1 łyżce oleju, aż będzie szklista. Ziemniaki podgotowujemy chwilę w dobrze osolonej wodzie (nie gotujemy do miękkości!), odcedzamy i kroimy w plastry. Paprykę kroimy w paski. Foremki delikatnie natłuszczamy i układamy w nich najpierw jedną warstwę ziemniaków, które oprószamy papryką i tymiankiem, a następnie kolejną. Wierzchnią warstwę również posypujemy przyprawami. Na ziemniakach układamy filet ryby (jeśli się nie mieści w całości, to docinamy i dopasowujemy do formy tak, by stanowił całą jedną warstwę), a na nim kolejno cebulę i paprykę. Całość posypujemy tymiankiem i odrobiną soli, a także skrapiamy olejem. Na koniec wciskamy między warzywa zmiażdżony ząbek czosnku (po jednym na porcję). Zapiekamy w 180 stopniach najpierw pod przykryciem (lub w rękawie z folii aluminiowej) przez ok. 15 min., później foremki odkrywamy i pieczemy kolejne 15 min. Wyjmujemy z piekarnika i od razu podajemy. Uwaga gorące ;)

Widoczne na zdjęciach foremki,
to mój ulubiony łup z tegorocznych wyprzedaży.
Brakowało mi takich jednoosobowych, a te urzekły mnie kolorami i kształtem :)
Prawda, że urocze?
Smacznego!