Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ciastka/ciasteczka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ciastka/ciasteczka. Pokaż wszystkie posty

piątek, 5 sierpnia 2016

Całuski

Dziś będzie miodowo i korzennie! Dziś bowiem historia pewnych ciasteczek... Przepis na tytułowe pierniczki (choć od tradycyjnych pierniczków całuski znacznie się różnią, to bywają i tak nazywane) nadesłała mi w ubiegłym tygodniu czytelniczka, a ja, że wcześniej o nich nie słyszałam, postanowiłam szybko go wypróbować. By zdążyć zaprezentować go jeszcze przed zbliżającym się miodowym świętem (w Opocznie 7.08. odbywa się prawdziwy festiwal miodu, więcej o tym wydarzeniu możecie poczytać tutaj), musiałam się bardzo spieszyć, ale było warto :) Te złote ciasteczka o uroczej nazwie smakują naprawdę wspaniale! Mam nadzieję, że wśród moich czytelników nie brak miłośników korzennych aromatów i miodu?

O zdrowotnych właściwościach miodu mogłabym napisać cały, obszerny artykuł, więc dziś nie o tym. Jego dobroczynne właściwości znane były już starożytnym Egipcjanom. Panował u nich zwyczaj chowania naczynia z miodem razem z faraonami w ich grobowcach. Majowie używali go podczas swoich obrzędów. Grecy i Rzymianie piekli z nim ciastka dla uczczenia ważnych wydarzeń, a także wykorzystywali go w medycynie. Hipokrates uważał też, że miód zapewnia mu długowieczność. Nie można przy tym zapomnieć o Kleopatrze, która w kąpielach w oślim mleku i kosmetykach przygotowanych właśnie z miodu upatrywała sekretu zachowania pięknego wyglądu. Miód był ceniony również w średniowieczu, kiedy stanowił nawet środek płatniczy. Jednak w XII w. do Europy zaczął docierać cukier, który powoli miód wypierał. Na szczęście nie całkiem, a współcześnie znów zaczynamy go doceniać. Powstają na ten temat opracowania, w których dowodzi się zbawiennych właściwości miodu dla naszego zdrowia. Myślę, że temat wart jest uwagi, ponieważ nie bez przyczyny miód był doceniany już w starożytności. Zresztą nie trzeba szukać tak daleko, wystarczy sięgnąć do naszej medycyny ludowej i popytać babć oraz dziadków. Wszyscy zgodnie twierdzą, że miód to płynne złoto i warto z jego dobrodziejstw korzystać!

Dziś jednak miało być o ciasteczkach. Przepis na nie pochodzi z Pszczelej Woli, a pszczelowolskie całuski wpisane zostały na listę produktów tradycyjnych. Wieloletnie dziedzictwo pszczelarskie tamtej okolicy dało swój upust również w sferze kulinarnej. Miód posiada przecież wiele walorów, a wśród nich te smakowe. Ciasta, ciasteczka i inne wypieki z jego dodatkiem mają niepowtarzalny aromat, nic więc dziwnego, że stały się popularne nie tylko w tej niewielkiej osadzie. Mąż czytelniczki, która nadesłała do mnie przepis na całuski właśnie stamtąd go przywiózł, więc mam go z samego źródła! :) A dziś z ogromną przyjemnością chciałam zaprezentować te ciasteczka szerszemu gronu moich czytelników. Koniecznie ich spróbujcie!

Całuski - miodowe ciasteczka korzenne

przepis na ok. 100 szt. niewielkich pierniczków


Składniki:
  • 1 szklanka miodu
  • 1 szklanka cukru
  • 2 jaja
  • ok. 1/2 kg mąki pszennej
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej
  • 1 łyżeczka przyprawy piernikowej
  • 1 łyżeczka masła

Ciasto:
Miód, jeśli ma stałą konsystencję, czyli jest skrystalizowany, rozpuszczamy, lekko podgrzewając. (Warto jednak pamiętać, że aby miód nie stracił swoich dobroczynnych właściwości, upłynnianie należy przeprowadzać w temperaturze do 40 °C, nie większej!) W sporej misce umieszczamy jajka i cukier, a następnie ucieramy (można mikserem), aż masa stanie się biała i puszysta. Wlewamy miód, dodajemy przyprawę korzenną, mieszamy. Do miski wsypujemy początkowo około połowę mąki i sodę. Mieszamy najpierw drewnianą łyżką, a później wykładamy ciasto oraz resztę mąki na stolnicę/blat i zagniatamy. (W przepisie, który dostałam od czytelniczki jest uwaga na temat konsystencji ciasta. Ma być "gęste, jak na zwykłe bułki".) Jeśli po dodaniu całej mąki masa będzie się bardzo kleić, dodajemy jeszcze trochę. Po wyrobieniu, formujemy z ciasta wałeczki o średnicy 3-4 cm, a następnie kroimy je na równe, 1-2 cm kawałki. Natłuszczonymi masłem dłońmi formujemy kulki wielkości orzecha włoskiego.

Pieczenie:
Gotowe porcje ciasta układamy na blasze w klikucentymetrowych odstępach. (W oryginalnym przepisie ciasteczka pieczono na blachach wysmarowanych pszczelim woskiem, ale jeśli go nie mamy, możemy blachę wyłożyć papierem do pieczenia.) Pieczemy ok. 10-12 min w 180 °C, aż będą złotobrązowe. Możemy najpierw upiec kilka na próbę , by sprawdzić, czy za bardzo się nie rozlewają (wtedy należy dodać więcej mąki) oraz ustalić czas pieczenia - pszczelowolskie całuski są bardzo małymi ciasteczkami, po upieczeniu mają, do 2 cm średnicy, nasze będą sporo większe, dlatego czas pieczenia można wydłużyć maksymalnie do 15 min, ale trzeba pilnować, by za bardzo ich nie przypiec.

Przechowywanie:
Jak tylko ciasteczka wystygną, chowamy je do szczelnego pojemnika, może to być słoik, puszka lub foliowy woreczek ze strunowym zamykaniem. Ważne, żeby jak najbardziej ograniczyć dostęp powietrza, pod wpływem którego miękną. Miód ma bowiem właściwości higroskopijne, więc ciasteczka na nim upieczone chłoną wilgoć. Całuski prawidłowo przechowywane bardzo długo zachowują świeżość. Niektóre źródła podają, że w hermetycznym opakowaniu można je przechowywać nawet do dwóch lat, ponieważ nie zawierają tłuszczu. Ja jednak na pewno tego nie przetestuję, są pyszne i znikają bardzo szybko :)

Całuski to kruche i dość twarde ciasteczka, które rozpływają się w ustach
(dosłownie i w przenośni!), jednak bardzo szybko zmieniają swoją konsystencję.
Dlatego polecam od razu po ostudzeniu pakować je do szczelnych pojemników,
w których mogą długo czekać na niezapowiedzianych gości lub chwilę słabości ;)

Mojej czytelniczce raz jeszcze serdecznie dziękuję za przepis,
a Wam tradycyjnie życzę smacznego!

niedziela, 6 grudnia 2015

Czekolada i pomarańcze

Jakie jest ulubione ciasto Polaków? Pewnie nie wszyscy, ale część z Was odpowie, że sernik. Tradycyjny, wiedeński jest obowiązkowym punktem w czasie rodzinnych świąt. Waszych też? A może w tym roku spróbujecie czegoś nowego? W moim domu sernik piekli wszyscy, a każdy na swój sposób. Tak się składa, że ja nie podzielałam ogólnego zachwytu sernikiem. Nigdy za nim nie przepadałam, ale nigdy też nie przestałam próbować. Całe szczęście, że serowa baza tego wypieku jest idealnym polem do eksperymentów i można nadawać jej najróżniejsze smaki. Boże Narodzenie od zawsze kojarzy mi się z aromatem pomarańczy, a że cytrusy doskonale smakują z czekoladą, pomyślałam, że warto dać temu duetowi szansę w połączeniu z serem. Właściwie to z serkiem mascarpone, bo muszę Wam się przyznać, że to trochę oszukany sernik, wcale nie z twarogu. Dzięki temu to naprawdę wspaniałe ciasto. Konsystencję ma wyjątkową, a smak przypomina jedne z moich ulubionych cukierków - trufle! Na dodatek jego przygotowanie jest dość proste i znacznie szybsze niż tradycyjnego sernika. Warto spróbować!

Oszukane miniserniczki czekoladowo-pomarańczowe

przepis na 12 foremek do babeczek


Potrzebujemy:
  • 100 ml słodkiej śmietanki 30%
  • 90 g czekolady o zawartości 70% kakao ze skórką pomarańczową (jeśli takiej nie macie, to należy przygotować zwykłą czekoladę 70% kakao i dodatkowo skórkę otartą z jednej pomarańczy)
  • 30 ml likieru pomarańczowego lub cytrynowego
  • 200 g serka mascarpone
  • 2 jajka
  • 70 g cukru trzcinowego dark muscovado
  • 20 g mąki ziemniaczanej

Śmietankę podgrzewamy na niewielkim ogniu, nie dopuszczając do zagotowania. Kiedy będzie gorąca, wsypujemy do niej połamaną na małe kawałki czekoladę. Odstawiamy na ok. 1 minutę, a następnie dokładnie mieszamy. Masa powinna stać się gładka i jednolita, wtedy dodajemy likier (oraz otartą skórkę pomarańczową, jeśli jej używamy) i łączymy. Lekko studzimy.

Serek mascarpone, jajka, cukier i mąkę krótko ubijamy mikserem, tylko do połączenia składników. Wlewamy letnią czekoladę ze śmietanką i całość znowu mieszamy - najlepiej już nie mikserem, ale łyżką lub szpatułką. Masa będzie płynna i tak ma być.

Jeśli do pieczenia używamy foremek silikonowych, nie trzeba ich w żaden sposób przygotowywać, a ciasto można wlać bezpośrednio do nich. Jednak jeśli używamy metalowej blachy do babeczek, należy ją najpierw bardzo delikatnie natłuścić, a denka wyłożyć papierem do pieczenia. Nie polecam natomiast używania papierowych papilotek do muffinów, które od wilgoci bardzo namiękną i nie utrzymają kształtu. Foremki napełniamy masą, pozostawiając ok. 1,5-centymetrowy margines i wkładamy do nagrzanego do 150 °C piekarnika. W zależności od tego, jakich foremek używamy, inny będzie również czas pieczenia. W silikonowych serniczki powinny być gotowe po upływie ok. 65 min, w metalowych ten czas może się wydłużyć do 70 min. Ciastka sprawdzamy patyczkiem, na którym po wyjęciu nie powinny zostać ślady surowego ciasta, może być jednak, a nawet powinien być wciąż wilgotny. Kiedy stwierdzimy, że serniczki są już upieczone, uchylamy wyłączony piekarnik i pozwalamy im wystygnąć. Nie wyciągamy od razu. Mimo że ciastka podczas pieczenia bardzo ładnie rosną, w fazie studzenia opadają. Nie należy się tym przejmować, taka ich uroda i wierzcie mi, nie ma to najmniejszego wpływu na smak :)



Po ostudzeniu mamy dwa wyjścia. Serniczki od razu wyjmujemy z foremek i podajemy np. z ulubionymi owocami, konfiturą czy bitą śmietaną z dodatkiem np. likieru pomarańczowego. Serwowane bezpośrednio po upieczeniu mają twardawą skorupkę oraz puszysty środek i rozpływają się w ustach, ale... Możemy też wstawić je na noc do lodówki i poczekać aż nabiorą całkiem innej tekstury. Serniczki, które odpoczywały w chłodzie, stają się bardzo kremowe i aksamitne. To wtedy zaczynają przypominać trufle, a aromat pomarańczy staje się bardziej intensywny. Mnie smakują obie wersje i Wam również polecam próbować i eksperymentować, bo - jak widać - nigdy nie wiadomo, kiedy posmakuje nam coś, na co wcześniej kręciliśmy nosem ;)


PS Jakiś czas temu dostałam słodką paczkę od BLOGmedia i Terravita i muszę przyznać, że trafili w 10! W przesyłce znalazłam rozmaite czekolady - zwykłe, z nadzieniem owocowym i miętowym, a także ze skórką pomarańczową i chrupkimi dodatkami - a wszystkie 70% kakao! Dla mnie rewelacja, bo bardzo lubię czekolady z dużą zawartością kakao, a te okazały się naprawdę super. Najbardziej mnie i mężowi przypadła do gustu cytrynowa, która okazała się przepyszna. Jednak nie byłabym sobą, gdybym wszystkie tak po prostu zjadła. Postanowiłam z nimi pokombinować i muszę przyznać, że czekolady świetnie sprawdzają się również w kuchni. Ta, której użyłam do serniczków, ze skórką pomarańczową, idealnie i bez żadnych problemów połączyła się ze śmietanką, a aromat cytrusów był wystarczająco wyczuwalny w gotowych wypiekach. Czego chcieć więcej?


PPS Dodam jeszcze, że nikt mi za reklamę nie płacił - nie musiał! Sama postanowiłam o tych czekoladach napisać parę słów i być może jeszcze się w moich wpisach pojawią, ponieważ uważam, że są naprawdę dobre ;)

Miłej niedzieli!

niedziela, 29 marca 2015

Owsiane batoniki na przekąskę

Każdemu z nas potrzebny jest czasami solidny zastrzyk energii. Na drugie śniadanie, na podwieczorek, przed treningiem, po treningu lub kiedy zwyczajnie mamy ochotę na przekąskę. Mnie zwykle ciągnie wtedy do słodyczy, a jak wiadomo cukier to zło. Haha ;) No dobra, żarty na bok! Biały cukier przecież naprawdę nikomu nie służy. Wiem, że w tej chwili trąci to hipokryzją, bo na blogu słodkości jest całe mnóstwo, jednak przyznam szczerze, że na co dzień rzadko raczę się torcikami i innymi łakociami. Od święta owszem, ale jednak nie za często. Staram się odżywiać zdrowo i z głową, nie odmawiając sobie przy tym odrobiny słodyczy i... Wychodzi to chyba całkiem nieźle. Zazwyczaj ;) Gdy ostatnio po pracy dopadła mnie ochota na coś dobrego na ząb, zajrzałam do lodówki, do szafek i zrobiłam batoniki. Owsiane, bez mąki, bez dodatku tłuszczu i białego cukru (w zasadzie można pominąć nawet ten brązowy). Na dodatek także bez jajek i w ogóle nabiału, a więc wegańskie :D Do tego łatwo można je zamienić w bezglutenowe, używając takich właśnie płatków. No po prostu cud, miód i malina!

Owsiane batoniki bananowe

przepis na ok. 12 niewielkich batoników



Potrzebujemy:
  • 300 g bananów (waga po obraniu)
  • 150 g suszonych owoców - ja użyłam 100 g domowej skórki pomarańczowej i 50 g suszonej żurawiny
  • 100 g pestek - u mnie pół na pół dynia ze słonecznikiem
  • 120 g płatków owsianych (dałam górskie)
  • 20 g brązowego cukru trzcinowego demerara (opcjonalnie)

Piekarnik nagrzewamy do 190 stopni Celsjusza. Suszone owoce kroimy na nieduże kawałki. Banany obieramy i rozgniatamy widelcem, a purée przekładamy do sporej miski. Do bananów dodajemy pokrojone owoce, pestki, płatki owsiane i cukier (jeśli go używamy) i dokładnie mieszamy. Formę wykładamy papierem do pieczenia i wypełniamy przygotowaną mieszanką. Wyrównujemy powierzchnię, porządnie dociskając. Wstawiamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy ok. 30-35 min., aż wierzch dość mocno się zrumieni. Kroimy od razu po wyjęciu z piekarnika. (Można to zrobić nawet w trakcie pieczenia. Po ok. 20 min. wyjmujemy formę, kroimy podpieczoną masę na odpowiednie kształty, a później dopiekamy jeszcze 10-15 min.) Po upieczeniu odstawiamy na ok. 5-10 min., a po tym czasie wyjmujemy z formy, przekładamy na kratkę i całkowicie studzimy. Gotowe :)


Batoniki po upieczeniu będą miękkie w środku i nieco twardsze z wierzchu. Jeśli chcemy, by pozostały miękkie, przechowujemy je w lodówce, w zamkniętym pojemniku. Trzeba jednak pamiętać, że będą wtedy dość lepkie. Jeśli chcemy tego uniknąć, po ostudzeniu przekładamy je do pojemnika bez przykrycia i również chowamy do lodówki. Tak przechowywane batoniki będą trochę obsychały, co w tym wypadku wcale nie zaszkodzi ;)

Smacznego!

czwartek, 12 lutego 2015

Szybkie pączuszki dla wiecznie zabieganych

Tak, tak, to już dzisiaj. Na ten dzień czekam zdecydowanie bardziej niż na walentynki. Zwykle nie żałuję sobie wtedy słodkości i chyba nie ja jedna. Wśród wielu smakołyków, które królują wtedy na stołach, to pączki kojarzą się z tym dniem najbardziej i mają najdłuższą tradycję. Początkowo jednak wcale nie były one słodkie i raczej daleko było im do tych, znanych nam obecnie. Dawniej przygotowywano je z ciasta chlebowego, smażono w głębokim tłuszczu i okraszano słoniną. Miało być przede wszystkim tłusto. W końcu trzeba się było dobrze najeść przed nadchodzącym długim czasem postu. W XVI wieku pączki zaczęto przygotowywać na słodko, jednak nawet wtedy nie przypominały jeszcze dzisiejszych. Nadziewane były wówczas orzechami lub migdałami, ale nigdy wszystkie. Tylko do niektórych wkładano bakalie, a dla osoby, która na takie ciastko trafiła, była to wróżba pomyślności na całe życie. Również współcześnie z tłustym czwartkiem związany jest pewien przesąd. Podobno kto tego dnia nie zje ani jednego pączka, w całym roku spodziewać powinien się raczej niepowodzeń niż sukcesów. Pączki w znanej nam wszystkim formie zaczęły się pojawiać w XVIII wieku, a w XIX zadomowiły się już na dobre. Teraz niepodważalnym królem jest duży, okazały pączek z marmoladą różaną, polukrowany i posypany np. skórką pomarańczową. Ja wolę nie kusić losu i w tłusty czwartek pączka zawsze zjadam. Jednak nie zawsze takiego tradycyjnego, których przygotowanie jest dość pracochłonne. Dlatego też czasami trochę oszukuję i smażę ich szybszą, wręcz błyskawiczną wersję, na którą przepisem chętnie się dziś podzielę.

Pączuszki na serku homogenizowanym

porcja spora, ale zapewniam, że pączuszki znikają błyskawicznie ;)


Potrzebujemy:
  • 3 jajka
  • 300 g serka homogenizowanego (waniliowego)
  • 2 małe opakowania cukru waniliowego
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • szczyptę soli
  • 1,5 szklanki mąki pszennej
  • tłuszcz do smażenia (najlepiej smalec)
  • kawałek ziemniaka (opcjonalnie - można wrzucić do tłuszczu podczas smażenia, by tak szybko się nie palił)

W sporej misce dokładnie mieszamy jajka oraz serek. Następnie dodajemy cukier waniliowy, proszek do pieczenia, szczyptę soli i 1,5 szklanki mąki pszennej. Całość jeszcze raz dobrze mieszamy, aż ciasto nabierze jednolitej konsystencji. W szerokim rondlu rozgrzewamy tłuszcz i w gorącym (powinien mieć ok. 175-180 stopni Celsjusza) smażymy niewielkie porcje ciasta, nabierane natłuszczoną łyżką. Kiedy się ładnie zrumienią z obu stron, wyjmujemy pączuszki łyżką cedzakową i przekładamy na papierowy ręcznik, który wchłonie nadmiar tłuszczu. Przed podaniem posypujemy cukrem pudrem.


Jeśli mamy więcej czasu i ochotę by pączuszki były okrąglutkie, jest na to sposób. Musimy wtedy natłuścić dłonie, nakładać na nie porcję ciasta, delikatnie formować i dopiero smażyć. Ciastka będą wtedy ładniejsze, ale daję słowo, smakować będą również takie nieforemne! Może nawet bardziej, bo robią się prawie same ;)

Smacznego!

niedziela, 12 października 2014

Ciasteczka z masłem orzechowym

Wcale nie tak dawno, bo na początku tego roku (w ramach noworocznego postanowienia ;)) obiecywałam sobie i Wam, że wygospodaruję więcej czasu na bloga. I chociaż różnie bywało, to aż do sierpnia przynajmniej raz w miesiącu (zwykle nawet częściej) pojawiał się nowy przepis. Przyszedł jednak wrzesień i poległam na całej linii. Złożyło się na to bardzo wiele czynników. Poczynając od chwilowego braku komputera z powodu małego przemeblowania, a kończąc na osobistych planach, które pochłaniają mnóstwo mojego czasu. Przyznaję, wraz z jesienią zakradł się też do mnie mały leniuszek i często wolę nie wyściubiać nosa spod koca ;) Jednak postanowiłam nie dać Wam o sobie tak całkiem zapomnieć i wracam z nowym postem :) Przepis, który chcę Wam dzisiaj zaprezentować skradł już niejedno serce. Moje na pewno, a także moich bliskich. Ciasteczka, którymi chcę się z Wami podzielić zawiozłam do mojej rodzinki i okazały się strzałem w dziesiątkę. Przyznam szczerze, że dla tak licznej gromadki łasuchów mogło być ich nawet trochę więcej, bo słyszałam głosy, że mało ;) Tak czy tak, ciacha z tego przepisu wychodzą fantastyczne! Bogate w smaku i rozpływające się w ustach. O cudownej konsystencji, którą starałam się uchwycić na zdjęciach, ale której fotografie w pełni nie oddadzą. Te ciasteczka idealnie pasują do jesiennej aury. Chętnie zaszyłabym się znów pod kocem w towarzystwie co najmniej kilku takich z nich, a także parującego kubka waniliowej herbaty albo jeszcze lepiej kakao. Do tego dobra książka i tak zaopatrzonej nawet zimowe wieczory nie będą mi straszne. Jednak póki co za oknem wciąż jest pięknie i ciepło. Oby taka złota, polska jesień towarzyszyła nam jak najdłużej. Później niech się dzieje, co chce, a właściwie - co nieuniknione. Tymczasem zachęcam już teraz do wypróbowania przepisu na te niepozorne, a tak pyszne ciasteczka. Kto wie, może i dla Was staną się nieodłącznymi kompanami długich, deszczowych wieczorów, które pewnie w końcu nadejdą. Zapraszam na przepis!

Czekoladowe ciasteczka z nadzieniem z masła orzechowego

porcja na ok. 35-45 ciasteczek  - wszystko zależy od ich wielkości


Będziemy potrzebować:
  • 2 szklanki mąki
  • 1 szklankę brązowego cukru
  • 0,5 szklanki naturalnego kakao
  • 2 jajka
  • 1 łyżeczkę sody oczyszczonej
  • 100 g dobrej jakości masła w temperaturze pokojowej
  • 350 g masła orzechowego z kawałkami orzeszków (typu crunchy)
  • sporą szczyptę soli

Miękkie masło ucieramy z połową masła orzechowego i cukrem. Dodajemy jajka, krótko miksujemy, a następnie wsypujemy wszystkie suche składniki: mąkę, cukier, kakao, sodę i sól. Mieszamy łyżką, a kiedy stanie się to trudne, szybko zagniatamy dłońmi. Jeśli masa bardzo się lepi, można ją przez chwilę schłodzić w lodówce.

Blachę wykładamy papierem do pieczenia, a piekarnik nagrzewamy do 170 stopni Celsjusza. Łyżką nabieramy porcje ciasta, rozpłaszczamy je na dłoni, tworząc jakby miseczkę, do której nakładamy ok. 0,5 łyżeczki masła orzechowego. Brzegi ciasta zlepiamy i formujemy kulkę. Z reszty ciasta i masła orzechowego lepimy w taki sam sposób kolejne ciasteczka, które następnie układamy na blasze w 4-5 cm odstępach i lekko spłaszczamy. Pieczemy w nagrzanym piekarniku ok. 13-14 min. Studzimy na kratce i zajadamy ze smakiem :)




Smacznego!

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Kruche ciasteczka z okienkiem, czyli druga część naszego menu na 1 czerwca + druga nominacja do Liebster Blog Award

Co to byłby za Dzień Dziecka bez słodkości? Żaden! I chociaż raczej duże z nas "dzieci", to chyba jeszcze czujemy, że to również nasze święto ;) Dlatego dla mojego Łasucha (i dla mnie też) przygotowałam małe, słodkie co nieco. Pomysł miałam już od dawna. Nie mam w prawdzie potrzebnych sprzętów, czyli foremek do wykrawania ciastek, ale i tak sobie poradziłam. Niech żyje pomysłowość! Z opakowania po jogurcie wycięłam okrąg i spinaczami do papieru uformowałam z niego pożądanej wielkości serduszko (można również użyć taśmy klejącej, ale chwilowo jej także nie miałam). Z okręgiem nie było problemu, ponieważ szklanki w domu posiadam. W taki sposób udało mi się zrealizować mój niezbyt wyszukany, ale jednak uroczy pomysł. Ciacha wyszły delikatne i kruchutkie, a przepis? Wykorzystałam moją ulubioną metodę, czyli "na oko" ;) Na szczęście wszystko się udało i mogliśmy zajadać takie śliczne słodkości...

Idealnie kruche ciasteczka z dżemem

z przepisu wyjdzie ok. 25 sporych, podwójnych ciastek



Do zrobienia ciasta należy przygotować:
  • 300 g masła
  • 400 g mąki pszennej
  • 150-200 g cukru
  • 2-3 żółtka (w zależności od wielkości jajek)
  • spora szczypta soli

Do przełożenia:
  • ulubiony dżem (ja użyłam powideł śliwkowych i bardzo prostego dżemu z 3 łodyg rabarbaru i 3 łyżek cukru)

Mąkę przesiewamy na stolnicę, dodajemy sól, cukier, robimy dołek i wbijamy żółtka. Dodajemy pokrojone w kostkę, zimne masło i zaczynamy zagniatać ciasto, początkowo przecierając w palcach mąkę i cukier z masłem, a później ugniatając wszystko do uzyskania jednolitego i gładkiego ciasta. Z tak przygotowanej masy tworzymy kulę, którą owijamy folią spożywczą. Chłodzimy w lodówce ok. 1 godz. (Ciasto można przygotować dzień wcześniej i na noc włożyć do lodówki. Wtedy przed wałkowaniem należy je wyjąć ok. 0,5 godz. wcześniej, bo inaczej będzie zbyt twarde.) Schłodzone ciasto wałkujemy na grubość 4-5 mm i wykrawamy z niego pożądane kształty. Ja szklanką wycięłam koła, a w połowie z nich zrobiłam okienko w kształcie serca. Wycięte kształty układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i wkładamy do lodówki jeszcze na ok. 10 min. Po tym czasie zimną blachę z ciasteczkami wkładamy do nagrzanego do 180 stopni piekarnika i pieczemy ok. 12 min. Po upieczeniu ciacha zostawiamy na kilka minut na blasze, a do całkowitego wystygnięcia przekładamy je na kratkę. Na koniec całe kółeczka smarujemy dżemem i przykrywamy tymi z okienkiem. Prawda, że proste? I do tego jakie śliczne! Nawet przy użyciu mojej koślawej "foremki" ;)




Z podanego przepisu można lepić również takie cuda,
ale bez wyciskarki/szprycy zajęłoby to pół dnia.
Dlatego takie ciacho powstało tylko jedno, z końcówki ciasta :)
Moja pomysłowa i bardzo oryginalna foremka ;)

Smacznego!

PS. Wspomniany dżem rabarbarowy robi się bardzo szybko i prosto. 3 łodygi rabarbaru wystarczy pokroić na ok. 0,5 cm kawałki (jeśli jest młody, to nie trzeba go wcale obierać) i wraz z 3 łyżkami cukru i ok. 2-3 łyżkami wody umieścić w niewielkim rondelku, a następnie dusić do uzyskania dżemowej konsystencji. Taki dżem możemy później pasteryzować lub nie. Z podanej ilości składników wychodzi go niewiele, więc ja przełożyłam go po prostu do wyparzonego słoiczka i przechowywałam w lodówce. Pycha :)

***

Dostałam drugą nominację do Liebster Blog Award! :))) Tym razem od Ani z bloga: http://ania-gotuje.blog.pl. Jako że kilka dni temu nominowałam już do tego wyróżnienia wybrane przeze mnie blogi, tym razem odpowiadam tylko na pytania. Pozdrawiam serdecznie Anię i wszystkich czytelników, a poniżej zamieszczam pytania i moje odpowiedzi:

1.  Od kiedy gotujesz?

Niemal od dziecka ;) Naprawdę nie potrafię podać nawet przybliżonej daty. Chyba od zawsze ciągnęło mnie do kuchni, a odkąd tylko mogłam, próbowałam swoich sił w pieczeniu i gotowaniu.

2. Co w kuchni sprawia Ci największą przyjemność?

Wszystko :) Ale chyba taką naprawdę największą, to jednak wymyślanie nowych potraw.

3. Czy jest jakiś produkt bez którego nie wyobrażasz sobie kulinarnego życia?

Na pewno bez ziół i przypraw, bo to one "tworzą" danie, a poza tym, to chyba jeszcze bez mąki! ;)

4. Co skłoniło Cię do blogowania?

Impuls. Często tworzę w kuchni nowe przepisy, ale później zdarza mi się je zapominać i nie potrafię już ich odtworzyć. Blog pomógł mi je zarchiwizować i zebrać w jednym miejscu :)

5. Ile czasu poświęcasz blogowi?

Różnie, ale zazwyczaj tylko kilka godzin tygodniowo (napisanie jednego posta to 1 do 1,5 godz.) i chociaż często chciałabym więcej, to jednak praca i inne obowiązki zajmują mi sporo czasu.

6. Kulinarny autorytet?

Jest ich sporo, ale jeśli muszę już wybrać, to pewnie nie będę oryginalna. Gordon Ramsay i Nigella Lawson.

7. Ulubiony blog ( prócz swojego ;) …

Dużą inspiracją jest dla mnie Kwestia Smaku. Poza tym to pierwszy blog kulinarny, który poznałam.

8. Twoja ulubiona potrawa to?

Powtórzę to, co napisałam już wcześniej. Nie mam jednej. Naprawdę, nie potrafię wybrać. Kocham domową pizzę, makarony, risotta i sałatki, a jeśli chodzi o słodkości, to domowy budyń oraz ciasta z kremem. Jeśli już musiałabym coś wybrać, to stawiałabym jednak na łososia w papilotach z masełkiem cytrynowym i pieczone ziemniaczki :)

9. Ulubiony przepis

Klasyczne risotto, bo daje niemal nieograniczone możliwości.

10. Nie lubię/nie zjem…

Hmm... Chyba nie ma zbyt wielu rzeczy, których nie lubię i których bym nie spróbowała. No chyba, że to coś byłoby żywe i ruszało mi się na talerzu. Wtedy raczej bym tego nie tknęła.

11. Największa kulinarna porażka?

Jak chyba każdy, miałam kilka wpadek. Najczęściej wtedy, gdy próbowałam ściśle trzymać się jakiegoś zupełnie nowego przepisu. W taki sposób powstały kiedyś rybno-chlebowo-warzywne kotlety, które ani nie smakowały, ani nie wyglądały. Jakoś je co prawda przełknęliśmy, ale od tej pory zawsze dokładnie analizuję nowe przepisy, zanim wezmę się do gotowania.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Wypasione ciacha z odzysku

Zdarza się, głównie po świętach, że wszystkiego nie uda nam się dość szybko zjeść. Mnie został spory kawałek lekko wyschniętego ciasta czekoladowego. Można odświeżyć je w mikrofali i zjeść np. z dżemem lub mlekiem, ale można zrobić z nich coś lepszego. Bajaderki! Jako mała dziewczynka uwielbiałam te ciastka, dopóki babcia nie powiedziała mi, że w cukierniach robi się je z resztek. Później już trochę bałam się je jeść, jednak doskonale pamiętałam ich smak, który wspominałam z rozrzewnieniem. Dlatego, gdy tylko zorientowałam się, że  nasze powielkanocne ciasto nie nadaje się już do zjedzenia, postanowiłam je wykorzystać, zanim musiałabym je wyrzucić. Tak powstały pyszne, wilgotne bajaderki, które smakują tak samo, jak te kupne, a przynajmniej wiemy, co znajduje się w środku. Przepis jest bardzo prosty i szybki, a ciastka wychodzą po prostu bajeczne. Zapraszam na przepis.

Bajaderki

podana ilość składników wystarcza na 10 sporych ciastek



Do przygotowania bajaderek potrzebne będzie:
  • 100 g biszkoptów lub herbatników lub domowego biszkoptu
  • kawałek (u mnie było to pół keksówki) domowego ciasta czekoladowego lub innego, np. babka drożdżowa piaskowa, zebra, ciasto ucierane, murzynek, na dobrą sprawę cokolwiek byle bez kremu, owoców, galaretki czy innych dodatków, może być za to z bakaliami
  • 100 g gorzkiej czekolady
  • 100 ml płynnej śmietanki 30-36% (może być także słodka śmietanka 12/18% lub po prostu) mleko
  • 1/2 szklanki mleka
  • 100 g namoczonych wcześniej rodzynek (chyba że ciasto było już z bakaliami)
  • 1 aromat rumowy lub trochę rumu
  • 3/4 słoika dżemu (ja użyłam wiśniowego)
  • ewentualnie trochę cukru pudru (jeśli użyte ciasta były mało słodkie)

Do polewy:
  • 200 g dowolnej czekolady (u mnie 100 g gorzkiej i 100 g mlecznej)
  • 50 ml słodkiej śmietanki 30-36%

Dodatkowo:
  • wiórki kokosowe, drobno siekane orzechy lub migdały do posypania/obtoczenia ciastek

Czekoladę łamiemy na kawałki i wraz ze śmietanką umieszczamy w garnuszku. Rozpuszczamy, cały czas mieszając. Wszystkie rodzaje ciasta, herbatniki czy biszkopty kruszymy drobno i umieszczamy w sporej misce. Dodajemy mleko, rozpuszczoną z czekoladę, rodzynki, aromat rumowy (lub odrobinę rumu), dżem i cukier puder (o ile w ogóle go dodajemy). Całość bardzo dokładnie mieszamy, rozcierając i ugniatając składniki. Odstawiamy do lodówki na 15-20 min. Po tym czasie z ciasta formujemy spore kulki, które układamy na blasze lub desce wyłożonej papierem do pieczenia. Następnie przygotowujemy polewę. Połamaną czekoladę rozpuszczamy razem ze śmietanką i lekko studzimy. (Powinna trochę zgęstnieć, ale nie za bardzo.) Bajaderki możemy całe zanurzyć w czekoladzie i z powrotem odłożyć na papier do pieczenia lub tylko polać je łyżką roztopionej czekolady. Podobnie postępujemy z orzechami/wiórkami kokosowymi. Albo całe ciastka w nich obtaczamy, albo tylko je nimi posypujemy. Ja miałam 100 g siekanych migdałów i szczerze mówiąc taka ilość nie wystarczyłaby na obtoczenie wszystkich bajaderek. Gotowe ciastka umieszczamy w lodówce i z niecierpliwością czekamy, aż polewa zastygnie. Później już tylko z radością konsumujemy :)


Bajaderki polecam podawać w papilotkach do muffinek.
Unikniemy pobrudzenia czekoladą,
a do tego jak ślicznie i wiosennie będą wyglądać!

Smacznego!

sobota, 2 marca 2013

Popołudniowe ciasteczka do kawy

Dawno mnie nie było, ale to był baaardzo pracowity tydzień. Mam nadzieję, że teraz uda mi się trochę odsapnąć i ponadrabiać wszelkie zaległości. Doszłam jednak do wniosku, że najpierw muszę się z Wami podzielić ciasteczkami, które przed chwilą upiekłam. Wyszły naprawdę dobre, wręcz idealne do popołudniowej kawy, herbaty lub (tak jak w moim przypadku) do kakao czy gorącej czekolady. Są dość twarde i chrupkie, ale środek jest miękki i delikatnie ciągliwy. Mowa oczywiście o biscotti. To takie ciasteczka do maczania. Można je spotkać zarówno jasne, jak i ciemne (czekoladowe), zazwyczaj z dodatkiem orzechów. Moje są dość tradycyjne, bo dodałam do nich sporo bakalii i skórkę z cytryny, przez co w całym domu pięknie pachnie, a ciastka mają fajny aromat. My zjedliśmy już kilka, teraz pora podzielić się przepisem.

Bakaliowe biscotti




Potrzebujemy:
  • 300 g mąki
  • 3 duże, roztrzepane widelcem jajka
  • 100 g cukru
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 1/4 łyżeczki drobnej soli
  • 100 g dużych rodzynek
  • 100 g daktyli
  • 100 g orzechów laskowych
  • skórka otarta z 1 cytryny
  • 1 łyżeczka esencji waniliowej
  • odrobina mleka lub 1 białko



Piekarnik ustawiamy na 180 stopni Celsjusza. Mąkę, cukier, proszek do pieczenia, sodę i sól umieszczamy w sporej misce. Dodajemy jajka i skórkę z cytryny, zagniatamy. Po uzyskaniu gładkiego ciasta odstawiamy je na ok. 5 min. W tym czasie połowę orzechów kroimy grubo, a drugą połowę mielimy w blenderze lub ugniatamy w moździerzu. Daktyle pozbawiamy pestek i kroimy w poprzek na trzy. Bakalie wgniatamy do ciasta i dzielimy je na trzy części. Z każdej formujemy wałeczek o średnicy ok. 3-4 cm. Układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Smarujemy roztrzepanym białkiem lub ewentualnie mlekiem i pieczemy 20 min. Po tym czasie wałeczki wyjmujemy i zostawiamy do delikatnego ostygnięcia. Kiedy już da się wziąć je do ręki, kroimy na ukos na dość grube plastry. Powinny mieć ok. 2,5 cm. Tak przygotowane biscotti z powrotem układamy na blasze i pieczemy dalsze 15 min. Po tym czasie ciasteczka wyjmujemy z piekarnika i studzimy na kratce.

Biscotti polecają się na niedzielę!

Smacznego!

sobota, 22 grudnia 2012

Ciasteczka owsiane z dżemem z czarnej porzeczki

Mówiłam już, że kocham ciasteczka owsiane? Oj, chyba tak, a kocham je tak bardzo, bo nigdy mi się nie znudzą. Za każdym razem można robić je inaczej lub wracać do swoich ulubionych. Przepis na ciasteczka owsiane znajdziecie tutaj. Jednak tym razem zamiast rodzynek i moreli tym proponuję dodać do nich dwie garście łuskanego słonecznika oraz ok. pół słoiczka dżemu z czarnej porzeczki. To właśnie ten dżem nadaje im wyjątkowy kolor i smak.


Ciasteczka owsiane ze słonecznikiem i dżemem z czarnej porzeczki






Ostatnio miałam bardzo mało czasu, by poblogować. W pracy przed Świętami było trochę bardziej stresowo niż zwykle i kiedy wracałam do domu, miałam ochotę położyć się spać i obudzić się 2 stycznia. Mam nadzieję, że teraz, kiedy nareszcie mam trochę wolnego, uda mi się to nieco nadrobić.

Wszystkim oraz samej sobie życzę dużo odpoczynku i miłego wieczoru!

niedziela, 25 listopada 2012

Klasyczne ciasteczka owsiane

O ten przepis prosiło mnie już wiele osób. Poza tym to jedne z moich ulubionych ciasteczek. Są proste i szybkie. Jedyna ich wada jest taka, że stanowczo zbyt szybko znikają ;) robię je w wielu różnych wersjach i każde bardzo nam smakują. Dziś jednak zapraszam na najbardziej podstawowy przepis. Zazwyczaj robię je nie odmierzając dokładnie składników, dlatego nieco zwlekałam z zamieszczeniem tutaj tego przepisu. Na potrzeby bloga zrobiłam je przykładając większą wagę do ilości poszczególnych składników. Najważniejsze jest to, by płatków owsianych było dwa razy tyle co mąki. Reszta już bardziej na wyczucie. Ważna jest również konsystencja ciasta. Postaram się to dokładniej opisać już w samym przepisie.


Ciasteczka owsiane z rodzynkami i suszonymi morelami




Potrzebujemy:

  • 2 kubki płatków owsianych
  • 1 kubek mąki
  • 2/3 kubka cukru (szklanki są trochę za małe, dlatego do odmierzenia płatków, mąki i cukru użyłam swojego kubka do kawy)
  • 2 duże jajka
  • 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 0,5 zapachu waniliowego
  • 200 g masła
  • 100 g rodzynek
  • 50 g pokrojonych w paseczki suszonych moreli
Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni Celsjusza. Mąkę, płatki owsiane, cukier, proszek do pieczenia, zapach, rodzynki i morele łączymy w dużej misce. Następnie dodajemy jajka, a później półmiękkie masło. (Jeśli zapomnieliśmy wcześniej wyjąć masła z lodówki, można sobie z tym łatwo poradzić. Ok. 1/3 masła topimy wtedy w mikrofali lub w rondelku. Resztę kroimy w kostkę i dodajemy do pozostałych składników. Polewamy zimne masło tym roztopionym. Teraz łatwiej będzie wszystko zagnieść.) Całość ugniatamy dłońmi aż wszystko się połączy. Masa powinna zlepić się w całość. Musi być gęsta na tyle, żeby łatwo można było lepić z niej kulki. Na blasze układamy papier do pieczenia. Z ciasta formujemy kule i spłaszczamy je na ok. 1 cm. Układamy na papierze do pieczenia i pieczemy 25 min. Gotowe. Najlepiej studzić je na kratce i dopiero całkowicie ostygnięte przekładać do jakiegoś pojemnika. Inaczej mogą zaparzyć, a chodzi o to, żeby były raczej chrupiące na brzegach i miękkie w środku.



Prawda, że proste? Do tego pięknie pachną i są naprawdę przepyszne. Ciasteczka można przechowywać kilka dni w słoiku lub puszce. Może dałoby radę dłużej, ale wątpię, żeby tyle przetrwały. Z podanych składników wyszło mi 26 sporych ciasteczek. Niestety niewiele już zostało.

Miłej niedzieli i smacznego!