Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pianki/musy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pianki/musy. Pokaż wszystkie posty

piątek, 22 lipca 2016

Czekoladowo-miętowa chmurka

Lekkie niczym obłoczek, a przy tym pyszne, wręcz uzależniające. Zostało ochrzczone adekwatnie do smaku, konsystencji i wyglądu! Chmurka to idealne połączenie czekolady i mięty w pysznym cieście - odświeżającym (w sam raz na lato!), cudownie słodkim, a przy tym zróżnicowanym pod względem konsystencji. Od puszystego biszkoptu, przez aksamitne kremy, po chrupiącą bezę. Nic dodać, nic ująć! A przygotowałam je na wspomnienie czekoladek, obok których nie potrafię przejść obojętnie. Zawsze przyciągną mój wzrok i ciężko mi nie wyciągnąć po nie ręki. Mówię oczywiście o czekoladkach z miętowym, półpłynnym nadzieniem. Jeśli ktoś mięty nie lubi, nie zrozumie. Ale ja lubię. Bardzo! A połączenie mięty i czekolady jest dla mnie jednym z najlepszych. I od dawna już przymierzałam się do ciasta o takim smaku. W końcu wymyśliłam i zrobiłam, a efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Spróbujcie sami!

Ciasto czekoladowo-miętowe z bezą

porcja na formę o wymiarach ok. 26x36 cm


Składniki na biszkopt:
  • 4 duże jajka
  • 1/2 szklanki mąki tortowej
  • 1/2 szklanki naturalnego kakao
  • 2/3 szklanki cukru
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia (opcjonalnie)
  • szczypta soli

Składniki na poncz:
  • 2 torebki mięty ekspresowej
  • 50 ml wódki (lub spirytusu jeśli wolicie mocniejsze doznania)

Składniki na piankę czekoladowo-miętową:
  • 200 g gorzkiej czekolady (lub czekoladek) z nadzieniem miętowym
  • 250 g śmietanki kremówki 36%
  • 3-4 łyżki mleka
  • 2 łyżki cukru pudru
  • 1,5 łyżeczki żelatyny

Składniki na piankę śmietankową:
  • 250 g kremówki 36%
  • 250 g mascarpone
  • 2 łyżki cukru pudru
  • 2,5 łyżeczki żelatyny

Składniki na bezę:
  • 4 białka z dużych jajek
  • 200 g cukru (najlepiej drobnego)
  • 2 łyżeczki mąki ziemniaczanej
  • szczypta soli


Biszkopt:
Formę lub blaszkę wykładamy papierem do pieczenia (spód i boki). Piekarnik rozgrzewamy do 180 C. Mąkę, kakao i proszek do pieczenia łączymy i przesiewamy. Białka oddzielamy od żółtek i ubijamy ze szczyptą soli na pianę. Kiedy białka mocno się już spienią, w 3-4 porcjach dodajemy cukier i dalej ubijamy dalej, aż piana będzie gęsta i błyszcząca (jak na bezę). Następnie stopniowo (np. po 2 łyżki) dodajemy mąkę z kakao. Delikatnie mieszamy, już nie mikserem, ale silikonową łopatką lub łyżką. Surowe ciasto wylewamy do przygotowanej formy, wyrównujemy i pieczemy przez ok. 15 min. Sprawdzamy patyczkiem i w razie potrzeby dopiekamy 3-4 min. Wyjmujemy i całkowicie studzimy. Ostrożnie wyjmujemy z formy i odkładamy np. na inną blachę lub arkusz papieru do pieczenia położony na płaskiej powierzchni. Przykrywamy ściereczką.

Beza:
Postępujemy tak, jak przy przygotowaniu biszkoptu. Białka ubijamy ze szczyptą soli. Stopniowo dodajemy cukier, a kiedy masa będzie już bardzo gęsta i błyszcząca, dodajemy mąkę. Krótko ubijamy, aby ją rozprowadzić w białkach. Formę, w której piekliśmy biszkopt odwracamy do góry nogami i odrysowujemy jej spód na papierze do pieczenia. Następnie umieszczamy arkusz na płaskiej blasze, np. takiej jaką zwykle mają piekarniki na wyposażeniu. (Jeśli takiej nie mamy, możemy posłużyć się blachą, w której piekliśmy biszkopt. Papier umieszczamy wtedy na formie odwróconej do góry nogami, jak w przypadku odrysowywania kształtu.) Ubite białka wykładamy na przygotowany arkusz, nadając im odrysowany kształt. Wyrównujemy. Bezę wkładamy do nagrzanego do 140 C piekarnika i pieczemy przez 1 godz. 15 min. Po tym czasie wyłączamy piekarnik, uchylamy drzwiczki i zostawiamy do ostygnięcia.

Nasączenie:
Miętę zaparzamy w 100 ml gorącej wody. Odstawiamy. Kiedy ostygnie łączymy napar z wódką. (Można płyn lekko posłodzić, ale moim zdaniem nie jest to konieczne.) Biszkopt umieszczamy ponownie w blaszce, w której się piekł. Równomiernie nasączamy przygotowanym ponczem.

Pianka czekoladowo-miętowa:
Czekoladę łamiemy na niewielkie kawałki. Wraz z mlekiem i cukrem umieszczamy w garnuszku. Rozpuszczamy na bardzo małym ogniu. Jeśli mocno się zagrzała, to odstawiamy na chwilę, by lekko przestygła. Żelatynę rozpuszczamy w minimalnej ilości gorącej wody, studzimy. Mocno schłodzoną śmietankę ubijamy z cukrem pudrem. Delikatnie łączymy z masą czekoladową. Na koniec dodajemy rozpuszczoną żelatynę (może być letnia, ale nie gorąca) i mieszamy, uważając, by masa nie opadła. Przygotowany krem wykładamy na nasączony biszkopt, wyrównujemy i wstawiamy do lodówki na ok. 30 min.

Pianka śmietankowa:
Żelatynę rozpuszczamy w minimalnej ilości gorącej wody i odstawiamy. Śmietankę, mascarpone i cukier umieszczamy w wysokim naczyniu i ubijamy na sztywny krem. Delikatnie łączymy z rozpuszczoną żelatyną. Ostrożnie wykładamy na masę czekoladową, wyrównujemy i ponownie odstawiamy do lodówki na ok. 30 min.

Bezowe wykończenie:
Jeśli ciasto chcemy podać tego samego dnia, bezę polecam pokruszyć na spore kawałki i ułożyć je na kremie śmietankowym. Jednak jeśli ciasto przewidziane jest na następny dzień, ostrożnie odklejamy bezę od papieru, na którym się piekła i całą układamy na białej, piankowej warstwie. Chowamy na noc do lodówki. Po tym czasie spód bezy lekko nasiąknie od kremu, wierzch pozostanie chrupiący, a całość będzie się ładnie kroić. Gdybyśmy chcieli pokroić tak przygotowane ciasto od razu, beza mogłaby stawiać opór i kawałki nie wyszłyby zbyt ładne. Ciasto przechowujemy w lodówce maksymalnie 2-3 dni.


Smacznego!

PS Czekolada, której użyłam do tego przepisu przyjechała do mnie prosto z Terravity na testy. Wersji ze skórką pomarańczową użyłam do tych pysznych serniczków, które okazały się strzałem w dziesiątkę. Miętowa, tak jak już wspominałam, trafiła do dzisiejszego ciasta, a pozostałe systematycznie zjadaliśmy :)


I wszystko byłoby super, gdyby nie to, że do tej pory nigdzie tej czekolady nie mogę kupić. Okazała się naprawdę pyszna i dobra do kulinarnych eksperymentów, a w żadnym sklepie jej jeszcze nie spotkałam, choć szukałam. Czy ktoś spotkał może jakąś wersję wytrawnej Terrawity 70% kakao w sklepie? Będę wdzięczna za cynk ;)

piątek, 3 kwietnia 2015

Najbardziej wielkanocny deser, czyli...

No właśnie, czyli co? Z czym kojarzy się Wielkanoc? Oczywiście Wielkanoc od kuchni ;) Z jajkami, białą kiełbasą, żurkiem lub białym barszczem. Niektórym kojarzy się z sernikiem, innym z makowcem, a chyba wszystkim z mazurkami i drożdżowymi babami. Dziś chciałam jednak przybliżyć tradycję, która przywędrowała do nas ze wschodu, a dokładnie z Rosji i Ukrainy. Pascha, bo o niej mowa, nie jest wcale naszym rodzimym specjałem, ale zdążyła się już na dobre w Polsce zadomowić. Mój przepis pochodzi z książki kucharskiej z 1980 roku. Przygotowywać można ją na dwa sposoby. Na gorąco - z mleka, jajek i śmietany bądź na zimno - z twarogu i żółtek. Niezależnie jednak od sposobu wykonania, dodawano do niej zawsze cukier, przyprawy (wanilię, a czasami kardamon) oraz różne bakalie, symbolizujące bogactwo i dobrobyt. Następnie serową masę formowano w wyłożonych materiałem naczynkach ze specjalnych drewnianych deseczek, które nadawały jej wygląd ściętej piramidki. Kształt tego deseru nie był wcale przypadkowy i symbolizował grób Jezusa Chrystusa, dlatego też podawano ją tylko raz w roku, w Wielką Niedzielę. Dziś tradycje się zacierają. Ciągle się spieszymy, nie mamy czasu ich podtrzymywać. Nie każdy pamięta symbolikę wielkanocnych potraw, a wiele osób do koszyczków wkłada, nie mające żadnego znaczenia, czekoladowe zające. Jednak przygotowanie proponowanej dzisiaj paschy nie jest wcale trudne lub pracochłonne. Trzeba tylko zacząć najpóźniej wieczorem w Wielką Sobotę. Następnego dnia pozostaje już tylko udekorować i cieszyć oczy oraz kubki smakowe tą piękną i jadalną dekoracją wielkanocnego stołu.

Waniliowa pascha z bakaliami

składniki na jedną dużą lub 2-3 małe foremki


Będziemy potrzebować:
  • 1 litr mleka
  • 250 g kwaśnej śmietany 18%
  • 3 duże jajka 
  • 130 g miękkiego masła
  • 1/3 szklanki cukru
  • 20 g cukru z prawdziwą wanilią (lub laska wanilii)
  • wybrane bakalie (ja dodałam po garści rodzynek i orzechów nerkowca)
  • ok. 50 ml rumu

Dodatkowo:
  • gaza (sporo)
  • bakalie, drylowane wiśnie (np. z kompotu) lub inne owoce do dekoracji)

Jajka i śmietanę miksujemy lub dokładnie roztrzepujemy rózgą. Mleko zagotowujemy z dwoma rodzajami cukru (także z przeciętą wzdłuż laską wanilii, jeśli jej używamy). Do gotującego się, wlewamy miksturę z jajek i śmietany, Gotujemy, cały czas mieszając, aż wyraźnie oddzieli się cały ser i serwatka. Metalowe, gęste sito wykładamy podwójną warstwą gazy i odcedzamy ser (uwaga, by się nie poparzyć!). Odciskamy go, przykrywamy gazą, a następnie talerzykiem deseczką lub pasującym kształtem naczyniem i obciążamy. Zostawiamy tak w chłodnym miejscu na kilka godzin, a najlepiej na całą noc. Bakalie zalewamy rumem (jeśli nie przyje ich całkowicie, to można uzupełnić gorącą wodą) i również odstawiamy.

Dobrze odciśnięty ser przekładamy do sporej misy, po trochu dodajemy miękkie masło, miksując całość aż powstanie jednolity krem. W razie potrzeby dosładzamy (moja pascha wyszła mało słodka, ale wolałam zostawić ją właśnie taką). Dodajemy odciśnięte bakalie i mieszamy. Jeśli masa jest bardzo gęsta, dodajemy 1-2 łyżki śmietany. Całość przekładamy do wyłożonych podwójną warstwą gazy foremek, wyrównujemy powierzchnię, przykrywamy gazą i odstawiamy do lodówki. Kiedy stężeje, odwracamy do góry nogami, przekładamy na talerz i zdejmujemy gazę. Serwujemy udekorowaną bakaliami, wiśniami lub innymi owocami.



Smacznego!

niedziela, 26 października 2014

Szybkie ciasto czekoladowo-wiśniowe

Bardzo się cieszę, że zainteresowanie sałatką z tuńczykiem jest tak duże :))) Naprawdę niespodziewanie duże, bo zwykle to słodkości królują wśród moich przepisów ;) Jednak tym razem liczba kliknięć właśnie w ten post przerosła moje najśmielsze oczekiwania i bardzo Wam za to dziękuję. Obiecuję też w związku z tym więcej takich propozycji, ale tymczasem znów coś słodkiego. Dziś będzie to szybkie ciacho bez pieczenia. Idealne kiedy np. sąsiadka, przyjaciółka, rodzina bliższa lub dalsza dzwoni w niedzielę rano i radośnie zapowiada poobiednią wizytę ;) Robi się je etapami i w tak zwanym międzyczasie bez stresu można spróbować sprzątać kuchenny bądź jakikolwiek inny nieporządek. A ciacho wynagrodzi wszelki trud, który i tak jest znikomy! Jeśli znacie już mój mus czekoladowy, to wiecie zapewne, że ciężko poprzestać na jego jednej, małej porcji. Jest po prostu uzależniający! I dziś to właśnie on stanowi bazę dla nieco innego deseru. Smaki pozostają te same - czekolada i wiśnie. Zmienia się jedynie forma podania, bo tym razem będzie to właśnie ciasto, w którym zastosowałam kilka sprawdzonych już rozwiązań. Szybki i bezproblemowy spód z ciasteczek przykryłam musem z gorzkiej czekolady, którego ukoronowanie stanowi owocowa, najlepiej kwaskowa galaretka. Prościzna! A efekt murowany :D

Ciasto czekoladowo-wiśniowe z musem i galaretką

przepis na formę o wymiarach 35x25 cm



Na spód należy przygotować:
  • 300 g kakaowych herbatników
  • 150 g rozpuszczonego masła dobrej jakości (jeśli chcemy, by spód szybko zastygł, można dać więcej, np. 250 g, jednak wtedy po dłuższym czasie w lodówce będzie twardy i ciężko będzie go pokroić)

Na mus:
  • 200 g gorzkiej czekolady (najlepiej o zawartości ok. 70% kakao)
  • 4 łyżki mleka
  • 500 g śmietanki kremówki 36%
  • 2 jaja (ja do tego musu używam tylko wielskich jajek ze sprawdzonego źródła)
  • szczyptę soli
  • 2 łyżki cukru pudru (opcjonalnie - ja tym razem nie dałam)
  • 3 łyżeczki żelatyny

Na galaretkę:
  • 370 g dżemu wiśniowego z dużą zawartością owoców (ja użyłam domowego)
  • 2 galaretki owocowe - takie na 0,5 l wody każda (najlepiej wiśniowe lub o smaku owoców leśnych)
  • 2 łyżeczki żelatyny

Dodatkowo:
  • trochę startej na grubych oczkach czekolady lub czekoladową posypkę

Najpierw przygotowujemy spód. Masło rozpuszczamy i lekko studzimy. Formę (najlepiej sztywną - metalową, ewentualnie szklaną czy ceramiczną) wykładamy papierem do pieczenia lub folią spożywczą. Ciasteczka bardzo drobno kruszymy lub mielimy w rozdrabniaczu. Dokładnie mieszamy powstałe okruchy z rozpuszczonym masłem, a następnie wykładamy nimi dno formy. Dobrze ubijamy i dociskamy ciasteczkowy spód, by później ładnie się kroił. Przykrywamy (papierem/folią), obciążamy (ja robię to kartonami z mlekiem) i odstawiamy do lodówki.

Żelatynę dokładnie rozpuszczamy w maksymalnie 1/4 szklanki wrzątku. Czekoladę łamiemy na niewielkie kawałki i umieszczamy wraz z mlekiem w rondelku. Rozpuszczamy na niewielkim ogniu (można też zrobić to w kąpieli wodnej). Żółtka oddzielamy od białek. Do ostudzonej czekolady dodajemy żółtka (po jednym na raz) i ubijamy mikserem lub rózgą. Kremówkę ubijamy na sztywno z cukrem pudrem (jeśli go używamy), pod koniec ubijania dodajemy rozpuszczoną, schłodzoną żelatynę i jeszcze chwilę miksujemy. Czekoladę z żółtkami dodajemy do ubitej śmietanki. Najpierw tylko trochę, delikatnie mieszamy masę łyżką do połączenia składników, a później stopniowo resztę. Białka ubijamy na sztywną pianę ze szczyptą soli. Dodajemy je partiami do czekoladowej mikstury, najlepiej na trzy razy, a całość delikatnie mieszamy łyżką tak, by piana nie opadła. Czekoladowy mus wykładamy na schłodzony spód i wyrównujemy. Ponownie wstawiamy do lodówki.

Obie galaretki dokładnie rozpuszczamy w 0,5 l wody. Żelatynę zalewamy jak najmniejszą ilością wrzątku, odstawiamy na chwilę, a następnie mieszamy do całkowitego rozpuszczenia. Dżem przekładamy do sporej miski i mieszamy łyżką. Cały czas mieszając, stopniowo wlewamy galaretkę, a następnie również żelatynę. Odstawiamy w chłodne miejsce. Kiedy galaretka zacznie tężeć, wylewamy ją delikatnie na zimny i zastygnięty mus (dla pewności można to zrobić po łyżce). Kolejny i już ostatni raz wstawiamy formę do lodówki. Tym razem na minimum 2 godziny. Po tym czasie kroimy ciasto np. w kostkę lekko zwilżonym nożem. Przed samym podaniem posypujemy wierzch tartą czekoladą lub posypką.


PS Ciasto przechowujemy w lodówce. Najlepiej zjeść je w ciągu jednego, maksymalnie dwóch dni od przygotowania.


PPS Jeśli nie będziecie podawać całego ciasta od razu i część zamierzacie zachować na następny dzień, lepiej nie posypujcie czekoladą od razu całości. Po pewnym czasie zacznie się ona na galaretce rozpuszczać i podchodzić wodą, a ciasto straci swój piękny wygląd. Dlatego lepiej udekorować posypką jedynie taki kawałek, który od razu podamy i zjemy ;)

Smacznego!

niedziela, 24 sierpnia 2014

Lekka pianka z musem śliwkowym

Jakiś czas temu dostałam dużo pysznych, słodkich i bardzo dojrzałych już renklod. Wszystkich byśmy nie przejedli, więc trzeba było coś wymyślić, by śliweczki się nie popsuły. Po chwili namysłu postanowiłam zrobić mus, ale nie miałam czasu pakować go do słoików, zresztą aż tak dużo to by go znowu nie wyszło, więc i mus trzeba było zużyć dość szybko. Pomysłów było kilka, ale w związku z tym, że miałam w tym czasie do zrobienia jeszcze tort, wygrła prosta i dość szybka, a bardzo efektowna opcja. Ciacho przygotowałam w tak zwanym międzyczasie. Później razem z tortem zabrałam je, a przynajmniej znaczną jego część, na imprezę. Okazało się strzałem w dziesiątkę i już we wtorek musiałam szybciutko pisać przepis, by koleżanka mojej mamy mogła je zrobić na ten weekend ;) Bardzo się ucieszyłam, że tak smakowało. Tym bardziej, że to była spontaniczna decyzja i w dużej mierze eksperyment. Teraz z jeszcze większą radością dzielę się tym smakołykiem z Wami :) Polecam, bo naprawdę warto!

Lekka pianka cytrynowa z musem śliwkowym na korzennym, ciasteczkowym spodzie

przepis na formę o wymiarach 35x25 cm



Na ciasteczkowy spód należy przygotować:
  • 350 g ciasteczek - koniecznie korzennych!
  • 200 g rozpuszczonego masła dobrej jakości

Na cytrynową piankę:
  • 350 g pianek marshmallow (użyłam waniliowych)
  • 500 g śmietanki 36%
  • 1 galaretkę cytrynową

Na mus śliwkowy:
  • 1,7 kg renklod
  • sok z 1/2 cytryny
  • 200 g cukru
  • 2 laski wanilii
  • 1 galaretkę cytrynową
  • 2 łyżeczki żelatyny

Śliwki pokroić w kostkę se skórką, przełożyć do dużego, szerokiego garnka, zasypać cukrem, dodać sok z cytryny i odstawić, aż puszczą sok (ja schowałam je na noc do lodówki). Laski wanilii naciąć wzdłuż, wyskrobać ziarenka, dodać je do śliwek. Przekrojone laski wanilii też wrzucić do garnka. Śliwki zagotować i smażyć, często mieszając do zgęstnienia. (Ja mus przygotowywałam tak, jak zwykle robię powidła. W dwóch turach. Śliwki zagotowałam i smażyłam ok. 45 min. Następnie wystudziłam i schowałam na noc do lodówki, a następnego dnia smażyłam do uzyskania pożądanej konsystencji - ok. 30 min.) Z garnka wyjmujemy laski wanilii i blendujemy całość na gładki mus. Do gorącej masy śliwkowej dodajemy galaretkę w proszku i rozprowadzone w 1/4 szklanki wody 2 łyżeczki żelatyny. Całość dokładnie mieszamy i odstawiamy do lekkiego zgęstnienia.

W tym czasie przygotowujemy spód. Ciasteczka miksujemy lub kruszymy bardzo drobno, na piaseczek (najlepiej jednak zrobić to w malakserze lub rozdrabniaczu). Dodajemy rozpuszczone masło i mieszamy. Formę wykładamy papierem do pieczenia, najlepiej zarówno spód, jak i boki. Zmiksowanymi ciasteczkami równomiernie wykładamy dno i lekko ubijamy. Formę wkładamy do lodówki i czekamy aż ciasteczkowa masa zastygnie.



Drugą galaretkę rozpuszczamy w szklance wody. Śmietankę ubijamy na sztywno. Pianki rozpuszczamy w garnuszku, uważający przy tym, by ich nie przypalić. Ubitą śmietankę łączymy delikatnie z rozpuszczonymi piankami i galaretką. Masę wylewamy na ciasteczkowy spód. Na piankę wykładamy gęstniejący mus. Patyczkiem do szaszłyków, zanurzonym aż do ciasteczkowego spodu, rysujemy esy-floresy, wyciągając trochę białej pianki na wierzch i tworząc wzory. Całość chowamy do lodówki na minimum 3-4 godz. - do całkowitego stężenia. Następnie kroimy i pałaszujemy ze smakiem :D

Ciasto jest dość ścisłe, ładnie trzyma kształt i kroi się bardzo łatwo. Można więc poszaleć w wymyślaniu kształtów poszczególnych kawałków. Ja postawiłam na trójkąty i wydaje mi się, że tak prezentowało się bardzo dobrze :) Tak przygotowana pianka również świetnie się przechowuje. Najlepiej zawinąć ją w papier i schować do lodówki. Wytrzyma wtedy spokojnie 4 do 5 dni.



Wskazówka:
Mus śliwkowy można wyłożyć na piankę dość szybko, już po ok. pięciu, góra dziesięciu minutach. Masa z pianek marshmallow gęstnieje bardzo szybko. Trzeba nawet uważać, by pianka nie zgęstniała za bardzo, ponieważ później nie będzie już możliwości rysowania wzorów z jasnej masy na wierzchu i ciasto pozostanie gładkie, choć równie dobre ;)

Smacznego!

niedziela, 15 czerwca 2014

Mus czekoladowy z wiśniami

Ze wstawieniem tego deseru zwlekałam już stanowczo zbyt długo (nigdy nie mam czasu zrobić mu porządnej sesji zdjęciowej). W końcu jednak postanowiłam wziąć go na warsztat i sprzedać Wam drodzy czytelnicy, jako pysznościowy smakołyk na poprawę humoru podczas tej wyjątkowo zmiennej pogody ;) To, że ja chwilowo ograniczam słodkości wcale nie znaczy, że na blogu nie może znaleźć się żaden deser, a tak się składa, że ten mus robi się tylko chwileczkę i w recepturze nie ma nic skomplikowanego. Później trzeba swoje odczekać, ale potem pozostaje już tylko delektować się tym cudem. Tak, cudem! Bo ten mus potrafi śnić mi się po nocach :D Jest niesamowicie czekoladowy, powiedziałabym, że nawet bardziej od samej czekolady (o ile to możliwe), a przy tym delikatny i puszysty. Wspaniały, daję słowo! Jego konsystencja i smak są nie do podrobienia i niestety w tym przypadku nie istnieje żaden dietetyczny zamiennik. Ale co tam. Jak już grzeszyć, to na całego. Kto ma ochotę na taką czekoladową rozpustę?

Jedwabisty mus czekoladowy z konfiturą wiśniową

(z przepisu wyjdzie od 4 do nawet 8 porcji, w zależności od wielkości szklanek/pucharków)


Należy przygotować:
  • 200 g gorzkiej czekolady (połączenie 100 g mlecznej i 100 g gorzkiej również się sprawdza, ale smak musu traci wtedy trochę na intensywności)
  • 500 ml śmietanki kremówki (ja zwykle używam 36% - ubija się lepiej niż 30%, a w tym wypadku ma to ogromne znaczenie)
  • 2 świeże jaja ze sprawdzonego źródła (najlepiej dość duże)
  • 6 łyżek cukru
  • 4 łyżki mleka
  • szczyptę soli
  • konfiturę lub frużelinę wiśniową (200-250 g powinno wystarczyć)

Czekoladę wraz z mlekiem rozpuszczamy w kąpieli wodnej (lub w rondelku na małym ogniu, uważając przy tym, by jej nie przypalić) i odstawiamy do ostygnięcia. W tym czasie białka ubijamy ze szczyptą soli, a gdy mocno się spienią (powstanie taka luźna piana), zaczynamy po łyżce dodawać cukier. Ubijamy do momentu, kiedy będą sztywne i błyszczące (jak na bezę). Mocno schłodzoną kremówkę również ubijamy na sztywno. Do ostudzonej czekolady (może być letnia, ale nigdy cieplejsza) dodajemy żółtka i dokładnie roztrzepujemy rózgą albo krótko miksujemy. Rozpuszczoną czekoladę dodajemy do ubitej śmietanki. Najpierw ok. 2 łyżek, delikatnie mieszamy masę łyżką do połączenia składników, a później stopniowo resztę. Następnie partiami dodajemy ubite białka, najlepiej na trzy tury, a całość delikatnie mieszamy łyżką tak, by piana nie opadła. Do pucharków lub szklanek nakładamy po 2-3 czubate łyżki musu tak, by wypełnić naczynka mniej więcej do połowy. Dodajemy po kilka wiśni, a następnie przykrywamy je resztą musu. Na górze również możemy dodać kilka wisienek. Owoce będą się zapadać w mus, ale płynną częścią konfitury/frużeliny można narysować na powierzchni esy-floresy i jeśli zrobimy to delikatnie, to powinny pozostać widoczne. Jeśli chcemy, aby owoce pozostały na wierzchu, możemy ozdobić nimi deser po zastygnięciu, a przed samym podaniem. Pełne szklanki/pucharki wstawiamy do lodówki na minimum 6 godzin, a najlepiej na całą noc. Gotowy deser możemy ozdobić również kleksem z bitej śmietany z wisienką na czubku lub wiórkami z białej czekolady. Można też wetknąć w mus rurki waflowe, miniprecelki w czekoladzie lub ułożyć na nim pralinkę w ciekawym kształcie. Np. na walentynki świetnie wyglądałoby serduszko z białej czekolady. Wszelkie wariacje na temat jak najbardziej dozwolone, a nawet wskazane ;)


Kiedy mus przygotowuję dla gości,
podaję go zwykle w wysokich, przezroczystych szklankach
(jak na pierwszym zdjęciu),
ale gdy robię go na romantyczną kolację we dwoje,
wybieram takie urocze filiżanki :)
Smacznego!

sobota, 15 lutego 2014

Czekoladowe walentynki - edycja druga ;)

W zeszłym roku Walentynki były meeega czekoladowe. Do dziś bardzo miło wspominam tamten blok czekoladowy, jednak w tym roku postanowiłam przygotować coś nieco lżejszego. Poprzednio już po jednym kawałeczku miałam dość ;) Tym razem długo nie miałam żadnego pomysłu, a później długo nie mogłam się zdecydować. W końcu nie mogłam już dłużej zwlekać, trzeba było zrobić zakupy i zabrać się do roboty. Tak naprawdę ogólną koncepcję miałam, ale całość wyklarowała się dopiero w sklepie. Padło na niezawodne połączenie czekolady i pomarańczy. Muszę przyznać, że i w tym przypadku mnie nie zawiodło. Ciasto wyszło przepyszne! Kruchy, maślany spód, delikatny i puszysty krem pomarańczowy, a to wszystko zwieńczone miękką polewą czekoladową. Mmmm... Poezja :)

Kruche kwadraty z lekkim jak chmurka musem pomarańczowym i polewą czekoladową

(przepis na dużą blaszkę o wymiarach ok. 26 na 38 cm)




Potrzebujemy:
  • 1,5 szklanki mąki pszennej
  • 1 szklankę cukru
  • ok. 230 g zimnego masła
  • 2 żółtka
  • 3 szklanki śmietanki kremówki (takiej, która dobrze się ubija)
  • 3 pomarańcze
  • 3 łyżeczki żelatyny
  • 180 g czekolady: pół na pół gorzka i mleczna
  • 2 łyżki miodu

Z 1,5 szklanki mąki, 0,5 szklanki cukru, 2 żółtek i 130 g zimnego, pokrojonego w kostkę masła szybko zagniatamy kruche ciasto. Formujemy kulę, szczelnie owijamy folią spożywczą i wkładamy na ok. 2 godz. do lodówki. Schłodzone ciasto kroimy na jednakowej grubości plasterki (u mnie to było ok. 4-5 mm) i wylepiamy nimi blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia. Ciasto nakłuwamy dość gęsto widelcem i wkładamy do nagrzanego do 180 stopni piekarnika. Pieczemy na złoty kolor, czyli ok. 20 min. Wyjmujemy i czekamy aż ostygnie.

W tym czasie możemy przygotować krem. Pomarańcze dokładnie myjemy i z dwóch ocieramy skórkę. Natomiast wszystkie trzy przekrawamy i wyciskamy z nich sok (u mnie wyszło go ok. 300 ml). Skórkę, sok i 0,5 szklanki cukru umieszczamy w niewielkim garnuszku i podgrzewamy. Kiedy cukier się rozpuści, do bardzo ciepłego płynu dodajemy żelatynę i energicznie mieszamy do całkowitego rozpuszczenia. Studzimy. Dwie szklanki kremówki ubijamy na sztywno, a następnie stopniowo dodajemy do niej sok z cukrem i żelatyną. Delikatnie mieszamy. Odstawiamy do lodówki na ok. 5 min. Schłodzony, lekko gęstniejący, ale wciąż płynny krem wylewamy na ostudzony spód. Wyrównujemy i wstawiamy z powrotem do lodówki.

Pozostałą 1 szklankę kremówki, obie czekolady (połamane na kawałki lub posiekane), 100 g masła i miód rozpuszczamy w kąpieli wodnej i odstawiamy do ostygnięcia. Na zastygnięty mus pomarańczowy wylewamy wciąż płynną polewę. (Polewę najlepiej lać niebezpośrednio na mus, a można pomóc sobie przy tym np. łyżką. Inaczej w delikatnej piance mogą powstać wgłębienia.) Całość wyrównujemy i znów umieszczamy w lodówce.



Teraz już pozostało tylko czekać, aż ciasto nabierze właściwej konsystencji. Po zastygnięciu kroimy je na niewielkie kawałki, np. kwadraty. Przechowujemy też oczywiście w lodówce. Ja pokroiłam nasze ciacho po 6 godzinach i było już ok, chociaż następnego dnia kroiło się je zdecydowanie lepiej, a kawałki były ładniejsze ;) Polewa, którą Wam zaproponowałam nigdy do końca nie stwardnieje i nawet po długim czasie chłodzenia pozostanie miękka, ale tak ma być. Wydaje mi się, że właśnie taka polewa najbardziej pasuje do tej pysznej, leciutkiej pianki. Poza tym taka lekko ciągnąca się czekolada ma dla mnie swoisty urok i nadaje ciastu wyjątkowy charakter. Jak dla mnie, to był bez wątpienia strzał w 10! A Wy co o nim myślicie?

Na sam koniec powiem już tylko, że zaraz idę do kuchni...
...po następny kawałek :))) Smacznego!

sobota, 22 czerwca 2013

Truskawki z bitą śmietaną po mojemu :)

Ostatnio trochę mniej u mnie słodkości, bo i z czasem trochę krucho. Bywają dni, kiedy ledwo zdążę zrobić nam coś na obiad, a zdarzają się i takie, gdy muszą wystarczyć kanapki. Jednak o ile dobrze pamiętam to ostatnie smakołyki w postaci kruchych ciasteczek z dżemem były na Dzień Dziecka. Trochę dawno ;) Dlatego na ten weekend postanowiłam przygotować coś słodkiego. Wprawdzie znów jest to przepis z tych mega błyskawicznych, ale przecież efekt się liczy, a efekt moim zdaniem jest świetny. Wykorzystałam znany już Wam patent z deserów budyniowych (1 i 2), jednak tym razem jest to coś zupełnie innego. Również ma dwie warstwy, ale na tym oraz na sposobie podania podobieństwa się kończą. Dziś gwiazdą wieczoru (no dobra, popołudnia) są truskawki. Dlaczego? Bo przygotowałam z nich nie jedną, a obie warstwy tego cuda. Pierwszą stanowi intensywnie owocowy i pachnący mus, a drugą lekka i puszysta pianka. Doskonałe połączenie. Pyszny deser. Do tego prosty i szybki, a gdy temperatura za oknem przekracza 30 stopni będzie wręcz idealny :)

Truskawkowa pianka na truskawkowym musie

4 duże, dwuwarstwowe desery + 2 mniejsze z samą pianką



Należy przygotować:
  • ok. 700 g umytych i pozbawionych szypułek truskawek + kilka do dekoracji
  • 500 ml schłodzonej śmietanki 30 lub 36%
  • cukier puder do smaku (może być również zwykły)
  • 4 łyżeczki żelatyny rozpuszczone w 1/4 szkl. wody

Truskawki kroimy na pół lub na mniejsze części i dokładnie miksujemy w blenderze. Słodzimy do smaku, dodajemy rozpuszczoną (nie gorącą!) żelatynę. Mieszamy dokładnie. Do 4 sporych szklanek lub salaterek nalewamy trochę musu (ok. 1/3 całości) i wstawiamy na 20 min. do zamrażalnika. W tym czasie ubijamy na sztywno śmietanę i delikatnie łączymy ją z resztą zmiksowanych truskawek. W razie potrzeby dosładzamy i wstawiamy na chwilę do lodówki. Gdy mus w szklankach się schłodzi i lekko zetnie, nakładamy drugą warstwę. Wygładzamy powierzchnię i tak przygotowany deser chowamy do lodówki na co najmniej kilka godzin, a najlepiej na całą noc. Przed podaniem dekorujemy plasterkiem świeżej truskawki.

Smacznego!





P.S. Mnie nie udało się rozłożyć do szklanek całej truskawkowej pianki i trochę zostało. Dlatego pokroiłam na niewielkie kawałki jeszcze kilka truskawek, dodałam je do pianki i wymieszałam, a całość przełożyłam do filiżanek. na wierzchu ułożyłam jeszcze po połówce truskawki i również schowałam do lodówki. Obie wersje deseru wyszły super, jednak jeśli do pianki dodacie kawałki truskawek, musicie pamiętać, że one na pewno puszczą sok i deser nie zetnie się całkowicie. Na pewno nie tak, jak wersja bez kawałków owoców. Mnie to nie przeszkadzało, ale gdybyście chcieli uzyskać nieco sztywniejszą konsystencję, radzę dodać dodatkową porcję żelatyny (1-2 łyżeczki powinny wystarczyć).