Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szybki obiad. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szybki obiad. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 22 marca 2015

Szybka i smaczna obiadokolacja

Ostatnio znów czuję, że brakuje mi na wszystko czasu. Przygotowania do ślubu wkroczyły na ostatnią prostą i chociaż wcale sobie jeszcze tego nie uświadamiam, to za nieco ponad miesiąc będę już mężatką :) Rozdajemy właśnie ostatnie zaproszenia, niedawno udało mi się kupić buty na zmianę, a w minionym tygodniu byłam na drugiej przymiarce sukni i teraz już mogę odetchnąć. Welony dotarły, a bolerko zostało zamówione. Suknia ma teraz idealną długość i bez problemu mogę się w niej poruszać poruszać. Wcześniej była za długa i obawiałam się, jak będzie wyglądać po skróceniu, ale wszystko jest idealnie :))) Większość spraw jest już dawno załatwiona i zaplanowana, jednak wciąż znajdują się rzeczy do zrobienia i dopilnowania. Dlatego większość naszych obiadów jest ostatnio przygotowywana na szybko i w biegu. Otwieram lodówkę, robię szybki rekonesans i po chwili już wiem, co będziemy jeść. A po kolejnej, nieco dłuższej chwili jedzenie jest już na stole. Czas na bardziej skomplikowane dania będzie prawdopodobnie dopiero w maju ;) Póki co kolejna propozycja na obiad w pół godziny. Bo przecież każdemu może czasami brakować czasu, siły lub ochoty na stanie przy garach ;)

Makaron z tuńczykiem, świeżym szpinakiem, suszonymi pomidorami i oliwkami

porcja dla 4 osób


Należy przygotować:
  • 250 g grubego makaronu (u mnie razowe penne)
  • 2 puszki tuńczyka w kawałkach, w sosie własnym (każda po 130 g ryby)
  • 2-3 ząbki czosnku
  • ok. 80-100 g świeżego szpinaku
  • 10-12 suszonych pomidorów z oliwy
  • ok. 50 g ciemnych oliwek
  • 1 łyżkę oliwy z oliwek
  • 100 ml płynnej śmietanki (ja użyłam 12%)
  • dużą garść świeżej bazylii
  • przyprawy: sól morską, świeżo mielony, czarny pieprz

Makaron gotujemy w dobrze osolonej wodzie ok. 2 min. krócej, niż podają w instrukcji na opakowaniu. Ma pozostać mocno al dente. Czosnek siekamy drobniutko, pomidory odcedzamy i kroimy w paski, a oliwki w plasterki. Szpinak oraz bazylię płuczemy, osuszamy i rwiemy lub grubo siekamy. (Kilka listków bazylii możemy zostawić do dekoracji). Tuńczyka odsączamy z zalewy i lekko rozdrabniamy, zachowując jednak trochę większych kawałków. W garnku lub szerokim rondlu podgrzewamy oliwę. Dodajemy czosnek i smażymy 1-2 min. Następnie dodajemy szpinak i śmietankę. Doprawiamy solą i pieprzem. Kiedy szpinak zmięknie i nieco straci swoją pierwotną objętość, dorzucamy suszone pomidory i oliwki. Mieszamy. W tym czasie makaron powinien już być gotowy. Odcedzamy go, zachowując ok. 2 łyżki wody z gotowania. Makaron wraz z wodą dodajemy do szpinaku. Mieszamy i chwilę razem podgrzewamy. Zestawiamy z ognia. Dodajemy tuńczyka oraz bazylię i jeszcze raz całość dokładnie mieszamy. Podajemy od razu, każdą porcję dekorując pozostałą bazylią.

Smacznego!
P.S. Taki makaron świetnie smakuje w wersji obiadowej - na ciepło, ale też jako sałatka - na zimno. Makaronowe sałatki są bardzo sycące i doskonale sprawdzają się jako pełnowartościowy posiłek do pracy :) Ja specjalnie przygotowałam podwójną porcję tego makaronu, żeby wystarczyło nie tylko na obiad, ale również na następny dzień do pracy ;)

sobota, 8 lutego 2014

Proste i szybkie, wegetariańskie leczo

Od niemal 1,5 roku, czyli od czasu, gdy mam stałą pracę na pełen etat, miałam pewien problem. Ok. godz. 12, czasem wcześniej robiłam się potwornie głodna. Trzeba więc było coś zjeść, a przekąska musiała być na tyle sycąca, bym mogła bez trudu wytrzymać do obiadokolacji, którą przygotowuję zwykle dopiero po powrocie do domu. Często te moje przegryzki nie były najzdrowsze. Zdarzały się kanapki, wafle ryżowe, twarożki i owoce, ale przeważały jednak drożdżówki i inne słodkości. Kaloryczne i niezdrowe. Czasami zabierałam ze sobą dania obiadowe z poprzedniego dnia, ale wtedy jadałam dwa obiady. Jeden w pracy, a drugi w domu. To też nie było najlepsze rozwiązanie. Dodajmy do tego pracę siedzącą i otrzymujemy prostą receptę na to, jak bez trudu zyskać na wadze. Na szczęście dość szybko nadeszło olśnienie. Sałatki! Miks warzyw (i nie tylko) z dobrym sosem, do tego np. bułka grahamka i pełnowartościowy posiłek gotowy. Od jakiegoś czasu zabieram ze sobą do pracy przygotowane dzień wcześniej pudełeczko z pyszną zawartością. W ten sposób nie głoduję, nie opycham się i jestem przeszczęśliwa. Zdarzają się wprawdzie wpadki. A to nie zdążę, a to zapomnę, ale zwykle nie mam takich problemów. Jest za to inny. Zima! Sałatkę czy surówkę do czasu zjedzenia trzymam oczywiście w lodówce, więc jest zimna. Sama myśl o takim posiłku, gdy za oknem panują minusowe temperatury, nie nastraja zbyt pozytywnie. W związku z tym mój cudowny pomysł trafił szlag, jak tylko nadeszły mrozy. Chciałam czegoś ciepłego, czegoś co rozgrzeje i da energię do dalszej pracy, ale nie zrujnuje przy tym mojej sylwetki. Jednym z dań spełniających te kryteria, jest wegetariańskie leczo. Proste, szybkie i sycące. Bez boczusia, bez kiełbaski, za to z papryką i cukinią. Można je sobie dowolnie urozmaicać. Raz dodać kukurydzę, raz czerwoną fasolę, a innym razem grilowanego kurczaka. Dziś jednak przepis na wersję podstawową.

Wegetariańskie leczo

(porcja dla 2 lub 4 osób, w zależności od tego, czy leczo będzie waszym samodzielnym posiłkiem, czy tylko dodatkiem do niego)




Należy przygotować:
  • 2 czerwone papryki
  • 1 cukinię
  • 1 cebulę
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 puszka krojonych pomidorów
  • 100 g dobrej jakości przecieru pomidorowego lub passaty
  • 1 łyżka oleju
  • przyprawy: sól, świeżo mielony czarny pieprz, słodką mieloną paprykę, zioła prowansalskie, płaską łyżeczkę cukru

Cebulę kroimy wzdłuż na pół, później jeszcze raz na pół, a na koniec w plasterki (nie bardzo cienko). Wychodzą z tego takie półpiórka. Czosnek siekamy. Papryki i cukinię kroimy w paseczki. W garnku o grubym dnie rozgrzewamy łyżkę oleju i podsmażamy na nim najpierw cebulę. Kiedy się zrumieni dodajemy czosnek i paprykę. Pozostawiamy na ok. 2-3 min., a gdy leciutko zmięknie, dodajemy cukinię. Całość zalewamy pomidorami z puszki. Dodajemy też przecier pomidorowy i przyprawy. Dusimy do uzyskania pożądanej miękkości warzyw. Pilnujemy jednak, by się nie rozgotowały i nie straciły ładnych kształtów. Mnie najbardziej smakują lekko al dente. W razie potrzeby doprawiamy.

Mój lunch do pracy gotowy :)

Leczo podajemy jako samodzielną potrawę, np. w towarzystwie pełnoziarnistego pieczywa lub jako dodatek do mięs. Smakuje wyśmienicie również z ryżem, kaszą czy razowym makaronem. Można także podać do niego upieczone na złoto ziemniaczki. Dowolność jest duża. Ogranicza nas jedynie własny smak i kulinarna fantazja. Polecam serdecznie!

sobota, 26 października 2013

Recyklingowy makaron

Tydzień temu pokazywałam Wam niezbyt tradycyjną, ale za to pyszną lazanię i jak to zwykle ze mną bywa, wszystko robiłam na oko. U mnie w kuchni to standard ;) Z resztą takie gotowanie lubię najbardziej. Nawet jeśli przepis jest mojego autorstwa, nigdy nie gotuję z kartką w ręku. Wyjątek stanowią potrawy, przy których proporcje są naprawdę ważne. Np. piekąc ciasta czy ciasteczka nie sposób o nich zapomnieć, ale słodkości kocham tak bardzo, że jestem w stanie to przeboleć ;) Ale, ale, odeszłam od tematu. Co to ja chciałam... Aaa, no tak. Gotując na oko zawsze jest ryzyko, że czegoś wyjdzie za mało albo za dużo. Poza tym rzadko się zdarza, że uda mi się kupić akurat tyle danego składnika, ile potrzebuję do jednej potrawy. Dlatego często robię dania z odzysku. Nie lubię wrzucać jedzenia. Nienawidzę wręcz marnotrawstwa. Uważam, że to głupie i zupełnie niepotrzebne. Może my mamy pełną lodówkę, ale nie wszyscy mogą pozwolić sobie na ten luksus, dlatego jeśli już naprawdę muszę coś wyrzucić (a wyrzucam tylko popsute jedzenie), to zazwyczaj czuję się z tym źle i żałuję, że wcześniej tego nie zjadłam. Wszystko przecież można zużyć i wykorzystać do czegoś nowego. Wcale nie trzeba jeść kolejny raz tego samego. Wystarczy odrobina wyobraźni i szczypta kreatywności.

Makaron w sosie beszamelowym z boczkiem i szpinakiem

(dwie duże lub trzy mniejsze porcje)



Należy naszykować:
  • 200 g surowego, parzonego boczku
  • ok. 150 g świeżego szpinaku (mnie został z lazanii)
  • 1 szklankę tymiankowego beszamelu (z tego przepisu)
  • 1-2 ząbki czosnku
  • odrobina tartego sera o dość intensywnym smaku (cheddar będzie w sam raz, ale sprawdzi się także znany wszystkim radamer)
  • przyprawy: sól (niewiele lub nawet wcale ze względu na boczek i sos, które są już słone), świeżo mielony czarny pieprz
  • ok. 200 g grubego makaronu (u mnie kokardki)

Boczek kroimy w niewielką kostkę, a opłukany szpinak w paski. Czosnek siekamy drobno lub przeciskamy przez praskę. Makaron gotujemy al dente w sporej ilości dobrze osolonej wody (ok. 2 min. krócej, niż podają na opakowaniu). W czasie gdy makaron się gotuje, zrumieniamy boczek. Kiedy ten zamieni się już w chrupiące skwarki, dodajemy szpinak oraz czosnek, mieszamy i na chwilę przykrywamy. Po ok. 2 min. dodajemy sos beszamelowy. Doprawiamy i dusimy kolejne 2 min. Do sosu dodajemy odcedzony makaron, dokładnie mieszamy i podajemy posypany serem.

Smacznego!

Prawda, że proste? A do tego szybkie i naprawdę pyszne. Takie potrawy lubię najbardziej. Jednak tym razem miałam jeszcze większą satysfakcję, ponieważ danie powstało ze składników (oraz sosu), które już miałam już w lodówce i coś trzeba było z nimi zrobić. To dla mnie bardzo ważne, by wykorzystywać wszystko, co mamy i by niczego nie marnować. Zachęcam Was do tej kuchennej odmiany recyklingu :) Obiady można sobie planować na dwa dni do przodu, nie głowić się codziennie nad tym, co by tu ugotować i nie dźwigać codziennie zakupów. Same plusy. Podziękuje nam za to i nasz kręgosłup, i nasz portfel ;) Ten temat jest mi szczególnie bliski, ponieważ zazwyczaj gotuję tylko dla dwóch osób. Każdy, kto jest w tej samej sytuacji wie, że niektórych produktów po prostu nie da się kupić w niewielkich ilościach i później zalegają w lodówce. Dlaczego więc nie zaplanować posiłków tak, by później wszystko zostało wykorzystane i zjedzone? Przy okazji trochę zaoszczędzimy, bo przecież za wszystko, co wyrzucamy, musieliśmy wcześniej zapłacić. Warto się nad tym zastanowić. Miłej niedzieli Kochani :)

środa, 2 października 2013

Smaki jesieni, czyli urodzinowe risotto z leśnymi grzybami

Dziś są moje urodziiiiiiny :) No dobra, nie moje, a przynajmniej nie całkiem moje. Bloga! :D Pierwsze, a więc wyjątkowo ważne. Wprawdzie ostatnie dwa miesiące były dla mnie ciężkie, ponieważ nie da się prowadzić bloga kulinarnego, nie posiadając w domu kuchni, jednak mimo to mogę z dumą stwierdzić, że jakoś przetrwaliśmy. Ja i blog oczywiście. Jestem przeszczęśliwa, że liczba odwiedzin wcale przez ten czas nie spadła, że stali bywalcy wciąż zaglądają, a nowych ciągle przybywa. To dla mnie bardzo wiele znaczy, bo obawiałam się, że mój blog może umrzeć śmiercią naturalną, a tu taka miła niespodzianka. Dlatego mam teraz jeszcze większą motywację, by Was moi drodzy czytelnicy nie zawieść. Na blogowy powrót specjalnie wybrałam ten dzień. To przecież dla mnie nowy początek. W nowym miejscu i w nowej kuchni. Tym razem prawdziwie u siebie. Zdążyłam się już trochę przyzwyczaić do tego nowego, nabrudzić w kuchni i poczuć jak w domu. Znów mogę cieszyć się gotowaniem. Gotowaniem dla Was, trochę dla siebie i chyba przede wszystkim dla mojego kochanego P. To on jest dla mnie najsurowszym krytykiem i to jego podniebienie staram się codziennie zadowolić, a nie jest to wcale takie łatwe ;) Prawdą jest jednak, że nic tak nie cieszy, jak gotowanie dla ukochanej osoby. Dlatego dzisiaj chciałam mu podziękować. Za to, że co dzień dodaje mi sił, motywacji i jest dla mnie ogromnym wsparciem. Za to, że jest. Po prostu. To po części dzięki niemu założyłam ten blog i wciąż go prowadzę. Przede wszystkim jednak chciałam podziękować moim czytelnikom. Stałym, nowym i tym całkiem przypadkowym. Wy jesteście siłą napędową mojego bloga, bez Was bym nie przetrwała. Dziękuję za każde odwiedziny i komentarz :) A teraz, już bez zbędnego przeciągania, zapraszam wszystkich na moje ulubione risotto. Proste, szybkie i przepyszne, a do tego niesamowicie pachnące.

Risotto z leśnymi grzybami

(porcja dla 3 osób lub 2 bardzo głodnych)



Należy przygotować:
  • 1 szklankę ryżu do risotto
  • 1/2 szklanki białego wina (wytrawnego lub półwytrawnego)
  • 2 szklanki dobrego, domowego bulionu warzywnego
  • ok. 100 ml płynnej, słodkiej śmietanki (może być 30%, ale sprawdzi się również 12%)
  • 2 łyżki prawdziwego masła
  • 40 g tartego sera (ja użyłam parmezanu) + trochę do posypania każdej porcji
  • 1 średnią cebulę
  • 60-70 dag świeżych grzybów (ja użyłam podgrzybków oraz prawdziwków)
  • przyprawy: sól morska, świeżo mielony czarny pieprz, 1,5 łyżeczki suszonego tymianku
  • ok. 2 łyżki oliwy z oliwek (ja użyłam aromatyzowanej oliwy ze skórką cytrynową)

Grzyby oczyszczamy i dokładnie opłukujemy, a następnie kroimy na niewielkie kawałki. (Ja ogonki kroję w plasterki lub półplasterki, a kapelusze w paseczki.) Podsmażamy je na rozpuszczonym maśle i dusimy do miękkości. W garnku o grubym dnie rozgrzewamy oliwę. Dodajemy pokrojoną w drobną kostkę cebulę i rumienimy. Ważne jednak, by najpierw pozwolić cebuli zmięknąć i nie przysmażać jej od razu za bardzo, ponieważ zostanie wtedy twardawa. Do garnka z cebulą wsypujemy ryż, mieszamy dokładnie i smażymy ok. 2 min. Następnie dodajemy wino. Mieszamy i czekamy, aż ryż je wchłonie. Później dodajemy bulion. Najpierw jedną szklankę, drugą dopiero wtedy, gdy ryż wchłonie pierwszą porcję płynu. Risotto cały czas mieszamy, uważając, by nie przywarło i się nie przypaliło. Kiedy cały bulion zostanie wchłonięty, dodajemy śmietankę, grzyby, ser oraz tymianek. Całość dusimy do momentu, kiedy ryż zmięknie, a potrawa ładnie zgęstnieje. Risotto nie może pływać, nie można także dopuścić do rozgotowania ryżu. Powinien raczej pozostać al dente. Risotto doprawiamy solą morską i czarnym pieprzem. Podajemy od razu, posypane obficie parmezanem, najlepiej w towarzystwie wina, którego użyliśmy do gotowania ;)


Prawda, że to doskonałe danie, by uczcić dzisiejszą okazję?

Smacznego!

niedziela, 28 lipca 2013

Botwinka z młodymi ziemniaczkami i dużą ilością pachnącego koperku

W tym roku zwariowana pogoda i późna wiosna nieco zmieniły pory występowania sezonowych warzyw i owoców. Trzeba było na nie zdecydowanie dłużej czekać, ale teraz wciąż możemy się cieszyć niektórymi z nich. Mnie na przykład udało się ostatnio kupić młode buraczki i byłam przeszczęśliwa, ponieważ uwielbiam botwinkę. W dzieciństwie to była jedna z moich ulubionych zup, chociaż z drugiej strony za buraczkami nie przepadałam. Dlatego, jeśli również nie pałacie miłością do buraczków, proponuję właśnie tę zupkę. Kto wie, może i Wy się do nich przekonacie. Botwinka jest lekka, delikatna i naprawdę pyszna, a do jej przygotowania wystarczy zaledwie kilka składników. To doskonały pomysł na letni obiad. Jeśli u Was również można jeszcze dostać młode buraczki, to koniecznie musicie jej spróbować. Zapraszam na przepis.

Botwinka z ziemniaczkami, koperkiem i jajkiem na twardo

(porcja dla 4 głodomorków)




Będziemy potrzebować:
  • pęczek młodych buraczków wraz z łodygami i liśćmi
  • pęczek koperku
  • 6 średnich ziemniaków
  • 1,5 l domowego bulionu lub rosołu
  • 200 ml kwaśnej śmietany 18%
  • 1-2 łyżki soku z cytryny (do smaku)
  • 1 łyżkę masła
  • przyprawy: cukier, sól
  • dodatkowo: 2 jajka ugotowane na twardo

Ziemniaki obieramy, kroimy w kostkę o boku ok. 1,5 cm, zalewamy wodą, solimy i gotujemy do miękkości. Buraczki również obieramy i kroimy, ale w nieco mniejszą kostkę (ok. 1 cm), łodygi w podobnej wielkości kawałki, a listki siekamy dość grubo. W rondelku rozpuszczamy masło i wrzucamy najpierw tylko korzenie buraczków. Dodajemy sok z cytryny i przesmażamy ok. 2 min. Następnie dodajemy łodygi i liście i jeszcze chwilkę smażymy. Wlewamy bulion/rosół i doprawiamy zupkę solą i cukrem (ja dodałam 2 płaskie łyżeczki). Gotujemy aż buraczki zmiękną, ale pilnujemy by ich nie rozgotować (nie powinno to potrwać dłużej niż kilka min.). Do zupki dorzucamy ziemniaki oraz posiekany pęczek koperku (troszkę odkładamy do dekoracji) i po ok. 2 min. zdejmujemy z ognia. Botwinkę zabielamy śmietaną. Najpierw w oddzielnym naczyniu (np. w szklance) do niewielkiej ilości śmietany dodajemy kilka łyżek gorącej zupy, całość dokładnie mieszamy i wlewamy z powrotem do garnka. Dopiero wtedy dodajemy resztę śmietany. Botwinkę podajemy już lekko ostudzoną, a na każdy talerz dokładamy po połówce jajka. Dekorujemy świeżym koperkiem i zajadamy ze smakiem :)

Chyba nie muszę nikogo przekonywać, że to jest absolutnie pyszne? ;)

Smacznego!

piątek, 21 czerwca 2013

Kurczak na sałacie, czyli obiad w upalny dzień

Uff jak gorąco. Na dworze ledwo da się wytrzymać, ale jakkolwiek by było mamy wreszcie lato. Już pierwszego dnia powitało nas gorącym, parnym, odrobinę burzowym powietrzem i chociaż należę raczej do ciepłolubnych osób, to chyba jednak umiar jest wskazany we wszystkim. Kto lubi, jak mu pot kapie z nosa? No kto? Chyba że podczas ćwiczeń. Wtedy to już co innego ;) Poza tym ciągle słyszę, że w taką pogodę, to nikomu nic się nie chce. Ok, w tym akurat coś jest. Mnie w taki skwar na pewno nie chce się stać w kuchni przy rozgrzanej i rozpalonej kuchence. Jeść też jakby trochę mniej się chce. Na pewno odeszła ochota na ciężkie, gęste, pikantne i gorące. Już wcześniej pisałam, że największym dobrodziejstwem obecnej pory roku są warzywa i owoce. Do tej pory jeszcze mi się chciało wykorzystywać je do gotowania i pieczenia, ale teraz zarządzam strajk. Najlepsze jedzenie na taki upał? Zielone, surowe i ekspresowe :) Taka jest moja dzisiejsza propozycja. Kusi kolorem i lekkością sezonowych warzyw w towarzystwie aromatycznego kurczaka. Uwodzi aromatem oliwy z oliwek z cytrusową nutką, która całości nadaje ciekawego charakteru. Po prostu zestaw idealny. Jest to obiad z cyklu w mniej niż pół godziny, a jednocześnie porcja zdrowia na talerzu. Nie ma w nim zbędnych zapychaczy, a przy tym syci i satysfakcjonuje. Coś mi się wydaje, że tego typu dania będę teraz serwować znacznie częściej ;) A może i Was zainspiruję?

Grillowany kurczak na wiosennej sałacie

porcja dla 4 osób



Będziemy potrzebować:
  • 2 spore piersi z kurczaka
  • 1 główkę sałaty lodowej
  • 2 nie za duże ogórki
  • 1 pęczek rzodkiewek
  • 1 sporą młodą cebulkę ze szczypiorkiem
  • przyprawy: sól morską, świeżo mielony czarny pieprz
  • cytrynową oliwę z oliwek z pierwszego tłoczenia (może być też zwykła z dodatkiem soku i otartej skórki z cytryny)

Piersi z kurczaka myjemy i oczyszczamy, a następnie przekrawamy każdą wzdłuż. Powstałe w ten sposób kotleciki oprószamy solą i pieprzem oraz skrapiamy cytrynową oliwą i odstawiamy do lodówki (dobrze byłoby co najmniej na 2 godz., ale jeśli nam się spieszy, to chociaż na czas przygotowania sałaty). Warzywa dokładnie myjemy. Sałatę rwiemy na mniejsze kawałki, ogórki i rzodkiewki kroimy w półplasterki, a cebulkę w piórka. Szczypiorek siekamy dość grubo (lub jak kto lubi). Wszystkie umieszczamy w sporej misce, delikatnie doprawiamy solą i pieprzem, a także skrapiamy aromatyzowaną oliwą. Mieszamy i odstawiamy do lodówki. Kurczaka szybko obsmażamy na grillu elektrycznym lub na patelni. Zdejmujemy i dajemy chwilę odsapnąć. W tym czasie na talerze nakładamy spore porcje warzyw. Po kilku (2-3) minutach kurczaka kroimy w skośne plastry i układamy na sałacie. Gotowe :)


Prawda, że wygląda zachęcająco? :)

Smacznego!

niedziela, 9 czerwca 2013

Makaron z cukinią, papryką oraz mielonym mięsem

Dziś jeszcze jedna propozycja na szybki obiad z wykorzystaniem sezonowych warzyw i makaronu. Tym razem postawiłam na paprykę i cukinię, za którą tęskniłam całą zimę. Teraz mogłabym ją jeść cały czas :) Na szczęście to bardzo wdzięczne warzywo i można ją łączyć z wieloma różnymi dodatkami. Oprócz wspomnianej już papryki, towarzyszyły jej pomidory, makaron, mielone mięsko z kurczaka oraz natka pietruszki. Wyszło pysznie, zdrowo i kolorowo, czyli tak, jak lubię najbardziej. Teraz, gdy stragany uginają się od warzyw i owoców, staram się jeść ich jak najwięcej. To naprawdę świetna pora roku, by naładować się witaminami i pozytywną energią :) Wszyscy wiemy, że je się również oczami, dlatego kolorowy talerz jest dla mnie tak ważny. Mam nadzieję, że dzisiejszy przepis (a także kilka kolejnych) będzie dla Was barwną inspiracją na letni posiłek.

Makaron z warzywami i mięsem mielonym

porcja dla 4 osób



Będziemy potrzebować:
  • 1 niezbyt dużą cukinię
  • 1 czerwoną paprykę
  • 1 cebulę
  • 1 puszkę pomidorów (lub koncentrat pomidorowy lub świeże pomidory)
  • 1 pęczek natki pietruszki
  • ok. 450 g mielonego mięsa z kurczaka/indyka
  • 400 g makaronu
  • przyprawy: sól morską, świeżo mielony czarny pieprz, 1 płaską łyżeczkę cukru (opcjonalnie i tylko wtedy, gdy pomidory są mocno kwaśne)
  • 1-2 łyżki oleju do smażenia

Paprykę i cukinię kroimy sporą w kostkę, cebulkę w drobniejszą. Natkę siekamy. Makaron gotujemy według instrukcji na opakowaniu. W tym czasie na głębokiej patelni (lub w garnku o grubym dnie) rozgrzewamy olej i podsmażamy cebulkę. Kiedy się zeszkli dodajemy mięso mielone. Smażymy ok. 5 min., a następnie dodajemy paprykę i jeszcze chwilę dusimy (ok. 3-4 min.). Po tym czasie dodajemy cukinię oraz pomidory, a także doprawiamy solą, pieprzem i jeśli jest to potrzebne, cukrem. Gdy warzywa zmiękną (ale wciąż będą dość jędrne), dodajemy ugotowany al dente makaron oraz natkę pietruszki (zostawiamy trochę do dekoracji). Mieszamy dokładnie. Danie podajemy na ciepło, posypane pozostałą natką.


Pysznie, zdrowo, kolorowo, a do tego prosto i szybko :)

Smacznego!

czwartek, 6 czerwca 2013

Błyskawicznie i zdrowo

Zdrowy, zbilansowany i do tego szybki posiłek. Niemożliwe? Możliwe! Do tego jaki pyszny i aromatyczny :) Po takim jedzonku uśmiech mam niemal przyklejony do twarzy. Co to takiego? Szpinakowe pesto. Jest naprawdę rewelacyjne i to ono występuje dziś w roli głównej. Planowałam podać je z razowym makaronem, wiedziałam jednak, że dla mojego P. muszę dorzucić jakieś mięcho. Padło na grillowanego kurczaka, bo chudziutki i robi się go błyskawicznie. Cały obiadek jest gotowy w jakieś 15 min. To świetna propozycja, gdy brakuje czasu na długotrwałe gotowanie. Nie warto wtedy wrzucać w siebie byle czego, jeśli w parę chwil możemy mieć pełnowartościowy posiłek, który da nam siłę i energię na resztę dnia. No i jest taaaki dobry :) Tak, tak, wiem, powtarzam się, ale smak dzisiejszego obiadu przebił moje najśmielsze oczekiwania. Takie pesto robiłam sama po raz pierwszy. Wiedziałam, że mnie będzie smakować, bo w pesto zakochałam się już dawno temu. Zależało mi jednak na tym, by przekonać do niego P., a trochę się o to obawiałam. Na szczęście danie obroniło się samo i przekonywać wcale nie musiałam. Przed nami jeszcze wiele smaków do wypróbowania, ale dziś zapraszam na wyśmienite...

Pesto szpinakowe z razowym makaronem oraz grillowaną piersią z kurczaka

porcja dla 2 osób




Potrzebujemy:
  • ok. 200-250 g świeżego szpinaku
  • garść migdałów (ok. 30 g)
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • 4 łyżki wody (można dodać ciut mniej, ale mój blender inaczej nie daje rady)
  • 2 małe ząbki czosnku
  • garść liści świeżej bazylii (ja użyłam ok. 12)
  • ok. 50 g dobrego żółtego sera (najlepiej łagodnego i kremowego)
  • ok. 150-200 g dowolnego razowego makaronu (ilość wedle zapotrzebowania)
  • 1 dużą pierś z kurczaka (moja miała ok. 300 g) lub 2 mniejsze
  • przyprawy: sól morską i świeżo mielony czarny pieprz

Pierś z kurczaka przecinamy wzdłuż (dobrze, gdy kotleciki są mniej więcej jednakowej grubości, ponieważ przy smażeniu/grillowaniu będą wtedy gotowe oba równocześnie), oprószamy solą i pieprzem i odstawiamy na chwilę do lodówki. Makaron gotujemy al dente w dobrze osolonej wodzie (czyli ciut krócej niż podają na opakowaniu). Podczas gdy będzie się gotował przygotowujemy pesto i kurczaka. Migdały prażymy chwilę na suchej patelni i odstawiamy by trochę przestygły. Szpinak płuczemy i usuwamy z niego najtwardsze łodyżki. Czosnek kroimy w cienkie plasterki. Ser trzemy na tarce na małych oczkach. W blenderze umieszczamy najpierw migdały, które dokładnie mielimy. Następnie dodajemy szpinak, bazylię, czosnek, oliwę, wodę, ser, a także sól i pieprz. Wszystko mielimy do momentu uzyskania jednolitej konsystencji. W razie potrzeby doprawiamy solą i pieprzem. Kotleciki z kurczaka smażymy/grillujemy z obu stron, a następnie zdejmujemy z patelni/grilla elektrycznego i odstawiamy na chwilę, zanim je pokroimy.





A teraz mała dygresja: ja piersi z kurczaka przyrządzam od niedawna w urządzeniu 3w1 do robienia tostów. Miałam do niego dołączone także wkłady do robienia gofrów i właśnie do grillowania. Zazwyczaj uważam, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego, ale to urządzenie podbiło moje serce. Piersi z kurczaka są gotowe w 3-4 min., a tak soczystych jeszcze nigdy nie jadłam z patelni czy piekarnika. Poza tym jest to rozwiązanie zdecydowanie najszybsze i nie wymaga dodatku tłuszczu. Dla mnie rewelacja :)

Ugotowany makaron łączymy z 4 czubatymi łyżkami pesto (resztę przekładamy do słoiczka i przechowujemy 2-3 dni w lodówce). Podajemy z pokrojonym na skos kurczakiem. Jeśli zrezygnujecie z mięska, makaron można dodatkowo posypać odrobiną żółtego sera, parmezanu lub posiekanych migdałów.


Smacznego!

piątek, 31 maja 2013

Szybkie i spontaniczne risotto

Bardzo lubię risotta. Z grzybami, z warzywami, z mięsem czy z owocami morza. Przeróżne. Do niedawna nie jadłam jednak risotta z dodatkiem owoców. Okazało się, że połączenie kurczaka i ananasa sprawdza się również w takim daniu. Dla niektórych może być to zaskakujące, inni powiedzą, że to nic nadzwyczajnego. Jednych i drugich zachęcam do spróbowania tej potrawy, ponieważ wyszła zaskakująco smaczna, a jej przyrządzenie zajmuje tylko chwilę.

Lekko pikantne risotto z kurczakiem i ananasem

przepis na 2 spore porcje




Potrzebujemy:
  • 3/4 filiżanki ryżu do risotto
  • 1 pierś z kurczaka
  • 1 sporą cebulkę
  • 1/2 puszki ananasa
  • 1/2 papryczki piri piri (ja użyłam takiej z zalewy)
  • 1/2 pęczka natki pietruszki
  • 6 łyżek mleczka kokosowego
  • 3-4 łyżki soku z ananasa
  • 300 ml domowego bulionu drobiowego (najlepiej byłoby 150 ml bulionu i 150 ml białego wina, ale sam bulion też może być)
  • 2 łyżki oleju do smażenia
  • ok. 10 dag żółtego sera lub parmezanu

Kurczaka i cebulkę kroimy w niewielką kostkę. Papryczkę i natkę siekamy dość drobno. W  garnku o grubym dnie rozgrzewamy olej (ustawiamy jak najmniejszy płomień), dodajemy cebulkę, czekamy aż się zeszkli (można ją lekko zrumienić), a następnie wsypujemy ryż. Podsmażamy go ok. 2 min., a po tym czasie stopniowo dolewamy bulion. (Ja wlewam go na trzy razy.) Kiedy ryż wchłonie pierwszą porcję wywaru, dodajemy kolejną. Postępujemy tak z całym bulionem. Gdy ryż wchłonie już cały płyn, dolewamy mleczko kokosowe oraz sok z ananasa, dodajemy także posiekaną papryczkę. Ugotowanie ryżu zajmuje zazwyczaj ok. 20 min. Po ok. 15 min. od wsypania ryżu do garnka, możemy dodać kurczaka. Całość cały czas mieszamy, pilnując by się nie przypaliła. Kiedy ryż jest już miękki, a kurczak ugotowany, zdejmujemy garnek z ognia, dodajemy natkę i ananasa. Wszystko dokładnie mieszamy. Podajemy w głębokich talerzach, posypane drobno startym serem.


Bardzo lubię takie dania. Proste i z niewielką ilością składników.
Gdy do tego są tak szybkie, to po prostu obiad idealny :)

Smacznego!

sobota, 20 kwietnia 2013

Z cyklu obiad w mniej niż pól godziny: makaron z oliwkami i tuńczykiem

Czasami nie ma ani chęci, ani czasu, by na gotowanie poświęcić więcej niż pól godziny, a najlepiej jeszcze mniej. Co wtedy zrobić? Mój piętnastominutowy makaron! :) Jest tak szybki i przy tym tak dobry, że aż trudno w to uwierzyć. To danie raczej minimalistyczne, ale przecież mniej często znaczy więcej. Myślę, że to właśnie w tym tkwi jego sekret. Prostota, szybkość wykonania i niewielka ilość składników, a przy tym smak, który wcale na to nie wskazuje. Uwielbiam takie dania. Dlatego dziś polecam...

Piętnastominutowy makaron z oliwkami i tuńczykiem

porcja dla 4 osób lub dla 2 na dwa dni ;)



Będziemy potrzebować:
  • 200 g grubego makaronu (kokardki, rurki, świderki, czy co tam akurat macie)
  • 500 g pomidorowej passaty (lub zmiksowanych na gładko pomidorów z puszki)
  • 100 g koncentratu pomidorowego
  • 2 szklanki mleka (może być też płynna śmietanka)
  • 2 puszki tuńczyka w kawałkach (najlepiej w sosie własnym) - łączna masa ryby to 260 g
  • ok. 50 g ciemnych oliwek
  • przyprawy: sól morska (np. z młynka), 1,5 łyżeczki cukru, suszony tymianek (lub inne, ulubione zioła)
  • zieleninka do dekoracji (u mnie kilka listków świeżej roszponki)

Passatę oraz mleko wlewamy do garnka, mieszamy do uzyskania jednolitego koloru i przyprawiamy solą, cukrem oraz tymiankiem. Podgrzewamy, a gdy się zagotuje, wsypujemy do niego surowy makaron (powinien być całkowicie przykryty). W taki oto sposób pyszny, kremowy sos robi się właściwie sam, a my możemy w tym czasie pokroić oliwki (w niezbyt cienkie plasterki), a tuńczyka odcedzić z zalewy. Makaron gotujemy w sosie do miękkości (zazwyczaj zajmuje to trochę więcej czasu, niż producent podaje na opakowaniu, dlatego należy go sprawdzać). Gdy sos zacznie się wchłaniać i gęstnieć dobrze jest częściej mieszać, by nic nie przywarło do dna garnka. Do ugotowanego makaronu dodajemy oliwki oraz delikatnie rozdrobnionego tuńczyka. Całość mieszamy, podajemy udekorowane dowolnymi zielonymi listkami.


Nie, wpis nie jest sponsorowany.
W tle możecie po prostu zobaczyć mój niezbędnik z przyprawami ;)

Smacznego!

PS. Jeszcze zdążycie go dziś przygotować ;)

sobota, 9 lutego 2013

Dziś po polsku i dość tradycyjnie

Kotlety mielone, pulpeciki czy może klopsiki? Mogą być koszmarem, jak te, które pamiętam ze stołówki w podstawówce, ale mogą być naprawdę pyszne. Wystarczy szczypta fantazji i trochę dobrych chęci. Dziś proponuję...

Tymiankowe klopsiki w sosie śmietanowo-pieczarkowym




Będziemy potrzebować:
  • 500 g mięsa mielonego (u mnie, jak zwykle, z kurczaka)
  • 1 jajko
  • 2 łyżki bułki tartej + trochę do obtoczeni
  • przyprawy: sól, pieprz, 1,5 łyżeczki tymianku + 1 łyżeczka do sosu
  • ok. 0,5 l bulionu lub rosołu
  • 500g pieczarek
  • 200 ml śmietanki 30%
  • 2-3 łyżki mąki
  • 2 łyżki masła
  • olej do smażenia
  • 2 woreczki kaszy gryczanej
Z mięsa mielonego, jajka, bułki tartej i przypraw formujemy niewielkie kulki. Obtaczamy je w bułce taryej i obsmażamy na patelni na złoty kolor. Pieczarki kroimy w plastry i podsmażamy na maśle. Po chwili dodajemy mąkę, dokładnie mieszamy i dolewamy śmietankę. Gotujemy, aż całość zgęstnieje. Bulion powoli dolewamy do sosu, uważając by go za bardzo nie rozrzedzić. Do sosu dorzucamy klopsiki i całość chwilę gotujemy, Doprawiamy solą, pieprzem i szczyptą tymianku. Podajemy z kaszą gryczaną, grubym makaronem lub ziemniaczanym puree. Mnie najbardziej smakują w towarzystwie kiszonych lub konserwowych ogórków.



Smacznego dnia!

niedziela, 23 grudnia 2012

Naleśniki ze szpinakiem

To taki obiad z serii: w mniej niż godzinę. Bardzo prosty, superszybki i do tego niedrogi. Warunek jest jeden - trzeba lubić szpinak. Ja jestem jego ogromną zwolenniczką. Chętnie jem go zarówno na surowo - w sałatkach, jak i duszony z masełkiem - jako np. farsz do naleśników. Przyznać jednak muszę, że samym szpinakiem ciężko jest się najeść, więc zazwyczaj podaję go w towarzystwie kurczaka.


Naleśniki z kurczakiem i szpinakiem




Będziemy potrzebować:
  • ok. 14 naleśników (przepis podawałam przy okazji krokietów - klik)
  • 2 piersi z kurczaka
  • opakowanie mrożonego szpinaku (rozdrobnionego) - 400 g
  • 250 ml płynnej śmietanki 18%
  • 3-4 łyżki masła
  • mąką do zagęszczenia sosu
  • przyprawy: sól, pieprz, gałkę muszkatołową, granulowany czosnek
Na początku smażymy naleśniki, choć równie dobrze możemy to zrobić w czasie, gdy farsz się dusi. Masło roztapiamy w rondelku i podsmażamy na nim pokrojonego w drobną kostkę kurczaka. Gdy tylko z wierzchu zrobi się biały, posypujemy mąką i mieszamy aż masło wchłonie mąkę. Wtedy dodajemy rozmrożony szpinak, ponownie mieszamy, a następnie dolewamy śmietankę i przyprawiamy całość do smaku. Farsz dusimy jakieś 10-15 min. (nie mierzyłam czasu, więc ciężko mi to określić) albo po prostu do momentu, kiedy kurczak nie będzie już surowy, a nadzienie stanie się jednolite i kremowe. Na środek każdego naleśnika nakładamy łyżkę farszu i składamy je w następujący sposób: najpierw zawijam do środka górny i dolny brzeg naleśnika, a później boki. Powstaje zgrabny prostokąt, który należy jeszcze podsmażyć z obu stron na złoto i możemy podawać.





Naleśników wychodzi sporo więc pozostałe można zamrozić lub schować do lodówki na następny dzień. Świetnie nadają się też do zabrania do pracy, ponieważ łatwo można je odgrzać w mikrofalówce. Są pyszne, a farsz jest uniwersalny, więc jeśli nie chcemy jeść dwa dni z rzędu tego samego, wystarczy przygotować mniej naleśników, a następnego dnia dodać do farszu jeszcze trochę śmietanki lub mleka i podać go z makaronem. Pycha :)

Smacznego!

wtorek, 27 listopada 2012

Zupa porowa vol. 2

Jakiś czas temu podawałam przepis na zupę porową z klopsikami. Wyszło mi jej wtedy tyle, że część postanowiłam zamrozić. Na szczęście zupy świetnie się do tego nadają. (Oczywiście klopsików nie mroziłam, a jedynie samą zupę.) Przydaje się to zwłaszcza wtedy, gdy nie mamy czasu gotować obiadu i trzeba wymyślać coś na szybko. Wtedy doskonale sprawdzają się takie mrożonki.

Przepis na moją zupę porową znajdziecie tutaj :)

Krem z porów


Po wyciągnięciu porcji mrożonej zupy z zamrażalnika musimy dać jej nieco się rozmrozić. Kiedy przestanie być już jedną zwartą bryłą możemy miksować. Sprawdzi się zarówno stojący, jak i ręczny blender. Z tym, że ręcznym możemy zmiksować zupę przelaną już do garnka, a później od razu ją podgrzać. Ze stojącym jest trochę zabawy z przelewaniem, ale w mojej opinii jest on dokładniejszy i mniej czasu potrzeba, by uzyskać gładką konsystencję. W taki sposób bardzo małym nakładem pracy mamy gorący i pyszny obiad, a przecież życie trzeba sobie ułatwiać ;)

Taką zupę można również podać z klopsikami, ale także z grzankami lub posypaną parmezanem, ziołami czy szczypiorkiem (tak jak u mnie). Nam smakowała zarówno w klasycznej postaci, jak i w formie kremu.



Smacznego!

czwartek, 22 listopada 2012

Pasta!

Miałam dzisiaj ochotę na coś dobrego, coś nieco innego, od tego, co gotuję na co dzień. Kiedy mam kiepski humor albo po prostu dopada mnie jesienna chandra, wtedy zwykle piekę lub gotuję. Jednak jeśli gotuję, to nie coś zwyczajnego, ale właśnie coś nowego. Wtedy zazwyczaj pozwalam sobie na eksperymenty w kuchni. Lubię też wracać do smaków, za którymi tęsknię, które pamiętam np. z jakiejś podróży, które wiążą się z miłymi wspomnieniami. Dlatego dziś postanowiłam przyrządzić coś, co wiąże się z jednym z ciekawszych, obfitującym w nowe doświadczenia kulinarne, okresie w moim życiu. Miałam wtedy 10 lat, a  najlepiej z podróży przez pół Europy pamiętam właśnie smaki i zapachy. Miejsca, które utkwiły w mojej pamięci wiążą się zwykle z czymś, co miałam okazję tam spróbować. Barcelona - paella, owoce morza, egzotyczne owoce, pesto, Nicea - stek, Wenecja - niesamowite lody, kawa, pizza i makarony. Może nie będę odkrywcza, ale to właśnie niezwykle aromatyczne pasty stały się dla mnie symbolem Włoch. Ta podróż dała mi już wtedy zupełnie inne spojrzenie na kuchnię i gotowanie. Byłam jeszcze wtedy dziewczynką i niewiele pozwalano mi robić w kuchni, właściwie nic. Mogłam się jedynie przyglądać, jak gotowali rodzice i babcia, prosić o przyrządzanie zapamiętanych potraw i próbować. Kiedy wreszcie rozpoczęłam własną karierę w kuchni, byłam ciekawa po prostu wszystkiego. Jedną z moich pierwszych potraw był właśnie makaron. Nie ten, który chcę pokazać Wam dziś, ale byłam wtedy dumna z mojego dania. Było ono proste, nie składało się z wielu wyszukanych składników i takie jest również to dzisiejsze. Do jego przygotowania nie potrzeba wiele czasu i wysiłku, a zapewniam, że jest pyszne i aromatyczne. Zapraszam na...


Makaron z tuńczykiem, czarnymi oliwkami i suszonymi pomidorami




Do jego przygotowania będziemy potrzebować:
  • 500 g grubego makaronu, np. świderki
  • 100 g czarnych oliwek
  • 170 g suszonych pomidorów
  • 2 puszki tuńczyka w oleju (dobrze, gdy jest to tuńczyk w kawałkach - ja dziś przez nieuwagę kupiłam rozdrobnionego i trochę zginął, ale mimo wszystko smakowało)
  • 1 szalotka
  • 2 duże ząbki czosnku (moje były tak duże, że aż się zastanawiałam, czy aby na pewno jest to zwykły czosnek, a nie zmutowany ;))
  • świeża bazylia lub natka pietruszki do posypania (o czym przypomniało mi się już po zjedzeniu połowy swojej porcji)
  • 1 łyżka masła do smażenia
Wstawiamy wodę na makaron, a w czasie kiedy będziemy czekać aż się zagotuje szykujemy pozostałe składniki. Szalotkę kroimy w paseczki, czosnek siekamy drobniutko. Na patelni rozpuszczamy masło, a następnie dodajemy cebulkę, gdy zacznie się rumienić, dodajemy czosnek i podsmażamy do chwili, kiedy całość będzie złoto-brązowa. Zestawiamy patelnię z ognia zanim czosnek zdąży się przypalić. Pomidory kroimy w paseczki, oliwki w plasterki. Tuńczyka odcedzamy, ale nie odciskamy za bardzo. Bazylię/natkę pietruszki siekamy nie za drobno. Makaron gotujemy w dobrze osolonej wodzie według instrukcji na opakowaniu. Staramy się by pozostał al dente. Następnie go odcedzamy i mieszamy z pozostałymi składnikami. Już na talerzach posypujemy świeżymi ziołami.



Taki makaron smakuje zarówno na ciepło, jak i na zimno, jako sałatka. Idealnie pasuje do niego świeża bagietka. Jeśli mamy ochotę, możemy go posypać startym parmezanem, który nieco zaostrzy smak potrawy. Myślę jednak, że nie jest to konieczne, ale czasami, dla urozmaicenia, można spróbować. Robiłam też kiedyś ten makaron z odrobiną płynnej śmietanki. Jest wtedy bardziej kremowy i delikatny. Mnie smakowała każda z tych wariacji, dlatego bardzo go polecam. Nadaje się na szybką kolację, lunch czy nawet obiad. Ja chętnie zabiorę jutro porcję do pracy :)

Miłego wieczoru!