Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sosy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sosy. Pokaż wszystkie posty

sobota, 30 lipca 2016

Puszysta pizza!

Podobną potrawę jedli już starożytni Grecy, ale to w 1889 r. w Neapolu powstała w formie znanej współcześnie. O co może chodzić? Właściwa odpowiedź jest tylko jedna. To przecież... pizza! Początkowo jej składnikami były pomidory, ser mozarella i bazylia, które reprezentują narodowe barwy Włoch - państwa, w którym powstała znana na całym świecie popularna margherita. Dziś można zamówić pizzę z niemal każdym składnikiem, ale najlepiej przygotować ją od podstaw w domu :) Wprawdzie przepis na pizzę gościł już na moim blogu, jednak ostatnio sporo eksperymentowałam z ciastem i postanowiłam podzielić się z Wami moim aktualnym przepisem. Bo kto nie lubi pizzy? Ja piekę ją w domu regularnie i lubię mieć w lodówce zagniecione ciasto na awaryjny obiad. Utarło się, że ciasto drożdżowe lubi wyrastać w cieple i to prawda. Jednak nie wszyscy może wiedzą, że równie dobrą, a w niektórych przypadkach nawet lepszą metodą, jest pozostawienie zagniecionego ciasta na dużo dłuższy czas, ale w chłodzie, np. w lodówce. Wyrastanie zajmuje wtedy około 12 godz. Ciasto można przygotować wieczorem, a upiec dopiero następnego dnia. W tym wypadku, im dłużej leżakuje, tym lepiej. Znakomite będzie nawet po 3 dniach, ale nie polecam przechowywania go dłużej. Zachęcam natomiast do wypróbowania mojego nowego przepisu na idealnie puszystą pizzę!

Pizza na puszystym cieście

porcja na 2 bardzo duże lub 5-6 mniejszych placków


Składniki na ciasto:
  • 800 g mąki pszennej (ja zazwyczaj używam zwykłej - typ 550,
    ale może być również chlebowa)
  • 60 g świeżych drożdży
  • 6 łyżek oleju lub oliwy (ja używam oliwy aromatyzowanej bazylią, suszonymi pomidorami i czosnkiem)
  • 500 ml letniej wody
  • 3 łyżeczki cukru
  • 1,5 łyżeczki soli

Składniki na sos:
  • 500 g pomidorowej passaty (dobrego przecieru pomidorowego)
  • 2-3 ząbki czosnku (opcjonalnie czosnek granulowany)
  • 2 łyżeczki suszonego oregano (może być również bazylia lub zioła prowansalskie)
  • sól, cukier do smaku
  • 1 łyżka oleju lub oliwy

Dodatki (ilość według zapotrzebowania):
  • tarta mozarella
  • ser typu camembert - pokrojony w plastry
  • salami - w plastrach
  • kiełbasa jałowcowa - pokrojona w plasterki
  • ananas - w kawałkach
  • papryka - pokrojona w paseczki
  • kilka pieczarek - pokrojonych w plasterki
  • inne ulubione dodatki takie jak, np. szynka, oliwki, pomidorki koktajlowe czy świeża mozarella
  • suszone oregano do posypania pizzy

Ciasto:
Drożdże wkruszamy do miseczki, dodajemy cukier i całość zalewamy 150 ml letniej wody. Mieszamy do rozpuszczenia i odstawiamy na 10 min do spienienia. W dużej misce łączymy mąkę, sól, olej i resztę letniej wody oraz zawartość miseczki z drożdżami. Mieszamy łyżką, a następnie wykładamy na stolnicę lub blat i zagniatamy, aż ciasto będzie jednolite i elastyczne. Powinno to trwać około 10 min. (Jeśli mamy mikser z hakiem, to można to zrobić z jego pomocą). Formujemy kulę. Miskę lekko natłuszczamy i umieszczamy w niej ciasto, które również lekko smarujemy oliwą. Szczelnie przykrywamy folią spożywczą, dociskając ją lekko do ciasta. Odstawiamy na 1,5-2 godz. w ciepłe miejsce bez przeciągów. (Ciasto możemy również wstawić do lodówki i upiec następnego dnia.)

Sos pomidorowy:
Czosnek siekamy bardzo drobno. W rondlu rozgrzewamy oliwę i wrzucamy czosnek. Dodajemy pomidorową passatę i oregano, a następnie odparowujemy do uzyskania gęstej konsystencji. Doprawiamy solą i cukrem. Odstawiamy do ostygnięcia.

Ciasto cd.
Gotowe ciasto powinno podwoić swoją pierwotną objętość. Wtedy możemy przystąpić do dzielenia go na porcje i pieczenia. Z podanej ilości składników wyjdą trzy duże, dwie bardzo duże, pulchne pizze lub 5-6 mniejszych (o średnicy około 23 cm). Na małe, jednoosobowe pizze potrzeba od 200 do 300 g surowego ciasta, w zależności od tego, jak grube spody chcemy uzyskać. Jeśli jednorazowo nie upieczemy całego przygotowanego ciasta, to należy przykryć je folią, tak jak do wyrastania i zużyć w ciągu 2-3 dni.

Pizza na pierwszym planie jest bardziej puszysta
i do jej przygotowania użyłam 300 g surowego ciasta.

Ta w tle jest o 100 g lżejsza i trochę cieńsza, ale równie smaczna :)

Formowanie i pieczenie pizzy:
Wyrośnięte ciasto dzielimy na porcje. Każdą z nich formujemy w kulkę i rozpłaszczamy dłońmi na stolnicy. Staramy się nie podsypywać mąką. Formujemy nieco wyższy brzeg i przekładamy na blachę do pieczenia wyłożoną papierem albo kamień do pieczenia pizzy. Na raz formujemy tylko tyle spodów, ile będziemy od razu piec. Resztę trzymamy w misce pod przykryciem z folii. (Mnie najwygodniej jest przygotowywać spody w taki sposób: na silikonowej stolnicy rozpłaszczam ciasto, przykrywam je papierem, dociskając, a następnie odwracam, odklejając ciasto od stolnicy i gotowy placek wraz z papierem układam na blaszce.) Gotowe spody smarujemy hojnie sosem i posypujemy tartą mozarellą. Obkładamy pozostałymi dodatkami. Najlepiej nie dodawać zbyt dużo mokrych składników, bo spód za bardzo nasiąknie i nie wypiecze się ładnie. Np. na pizzę o średnicy 23 cm powinny wystarczyć 2-3 pieczarki. Wierzch posypujemy lekko suszonym oregano i pieczemy w temp. 250 °C około 15 min. Podajemy od razu, w towarzystwie sosu pomidorowego.

Smacznego!

niedziela, 26 czerwca 2016

Greckie smaki w szaszłykach z kurczaka

Dawno nie pisałam, oj bardzo dawno! Ostatnio jednak zatęskniłam za blogowaniem, więc podejmuję kolejną próbę. Będę się starała dodać nowy przepis 3-4 razy w miesiącu, a może częściej. Dziś przepis, który przeniesie nas do państwa z basenu Morza Śródziemnego. Bardzo lubię tamtejszą kuchnię i jej smaki, ale na tle Francji i Włoch, to właśnie Grecja, moim zdaniem, zdecydowanie się wyróżnia. Dla tubylców wszystko pachnie tam wspaniałą oliwą z oliwek i cynamonem (nawet spaghetti!), a desery są niezwykle słodkie od miodu i bakalii. Będąc tam koniecznie należy spróbować oliwek, fety i jogurtu, który w niczym nie przypomina wyrobu sprzedawanego w Polsce pod nazwą jogurt grecki. Charakterystycznymi potrawami są oczywiście moussaka, tzatziki, chleb pita oraz przypominające nasze gołąbki - dolmades, czyli liście winogron faszerowane ryżem. Widać więc, że tamtejszym potrawom bliżej do kuchni arabskiej czy tureckiej niż europejskiej i są przez to bardziej egzotyczne. Jeśli chcielibyście spróbować greckich specjałów, ale w tym roku wakacje macie już zaplanowane, polecam podróż kulinarną i próbę odtworzenia smaków słonecznej Grecji w swojej kuchni.

Szaszłyki z kurczaka i bakłażana w sosie pomidorowym

porcja dla 4 osób


Potrzebujemy:
  • podwójna pierś z kurczaka
  • średni bakłażan
  • ok. 400 g pomidorowej passaty (lub dobrego przecieru pomidorowego, ale nie koncentratu!)
  • przyprawy: sól morska, pieprz, tymianek, czosnek - w płatkach lub granulowany, cynamon, cukier, płatki chili (opcjonalnie)
  • makaron lub ryż do podania
  • oliwa z oliwek
  • patyczki lub szpikulce do szaszłyków

Kurczaka kroimy w równe plastry, w sumie powinno nam wyjść ok. 12 podobnych kawałków. Umieszczamy w misce, oprószamy, solą, pieprzem, czosnkiem, tymiankiem oraz chili - jeśli używamy, dodajemy 2 łyżki oliwy, mieszamy i odstawiamy do lodówki.

Umytego bakłażana kroimy na skos w ok. półcentymetrowe plastry (najlepiej, żeby wyszło tyle plastrów bakłażana, ile mamy kawałków kurczaka). Posypujemy go solą i odstawiamy na 15-20 min, aż na jego powierzchni pojawią się krople. Osuszamy papierowym ręcznikiem i doprawiamy tak samo, jak wcześniej kurczaka. Piekarnik rozgrzewamy do 180 °C. Plastry układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i podpiekamy ok. 5 min aż zmiękną.

W tym czasie do naczynia żaroodpornego (ok. 15x25 cm) przelewamy passatę, którą doprawiamy łyżeczką cynamonu (można dać więcej), solą, pieprzem, czosnkiem, tymiankiem i łyżeczką cukru. Mieszamy i odstawiamy na bok. Na każdym plasterku bakłażana układamy kawałek kurczaka i składamy w pół tak, by kurczak znalazł się w środku z bakłażanem na zewnątrz. Tak przygotowane porcje nadziewamy na patyczki, tworząc cztery szaszłyki i przekładamy do sosu.


Całość zapiekamy w nagrzanym do 180 °C piekarniku przez ok. 40 min. W tym czasie gotujemy makaron lub ryż według instrukcji na opakowaniu. Pasować będzie także kasza kuskus lub świeże pieczywo. Szaszłyki podajemy lekko ostudzone.


W Grecji do takiego dania na pewno podano by nam fetę lub jogurt ze świeżymi ziołami. Polecam serdecznie takie dodatki, które odświeżają całość i nadają potrawie lżejszy charakter. Można również posypać gotowe danie siekaną natką pietruszki lub miętą, które są tam bardzo popularne.

Smacznego!

sobota, 20 lutego 2016

Słodko-pikantna pieczeń z szynki

Za oknem śnieg na zmianę z deszczem. Zimno i pochmurno, chociaż bardziej jesiennie niż zimowo. Jak się rozgrzać przy takiej niesprzyjającej aurze? Najlepiej pysznym pieczystym. A konkretnie marynowaną, a później długo pieczoną z miodem i przyprawami, rozpływającą się w ustach szynką wieprzową w pysznym sosie. Na dodatek to wszystko robi się prawie samo! Niemożliwe? A jednak ;) Wprawdzie dzisiejsza propozycja doskonale wpisuje się w kategorię potraw raczej typowo zimowych, jednak z powodu technicznych trudności nie mogłam jej dodać wcześniej. Mimo to wiem, że sprawdzi się doskonale również teraz, kiedy pogoda raczej nie zachęca do długich spacerów. Gwarantuję też, że szynka swoim aromatem będzie wabić do kuchni podczas pieczenia wszystkich domowników. Zapraszam na wypróbowanie przepisu!

Długo pieczona szynka wieprzowa
z sosem miodowo-cebulowym

porcja dla 4 osób


Na marynatę będziemy potrzebować:
  • 1 litr zimnej wody
  • 50 g cukru
  • 70 g soli
  • 2 łyżeczki majeranku
  • 2 łyżeczki słodkiej wędzonej papryki
  • 2 łyżeczki granulowanego czosnku
  • 1 łyżeczka ostrej papryki

Na pieczeń:
  • ok. 650-700 g szynki wieprzowej
  • 2 średnie cebule (1 czerwona i 1 biała)
  • 100 g płynnego miodu
  • 2 łyżeczki majeranku
  • 2 łyżeczki słodkiej wędzonej papryki
  • 2 łyżeczki granulowanego czosnku
  • 1 łyżeczka ostrej papryki
  • 0,5 łyżeczki soli
  • 1 łyżka wody
  • 1 łyżka oliwy lub oleju
  • 150 g serka mascarpone (ewentualnie śmietanki kremówki)

Dodatkowo do podania (ilość według uznania):
  • ziemniaki
  • marchewka
  • 1 łyżka masła
  • sól
  • cukier

Marynowanie (dzień przed pieczeniem): Szynkę myjemy i osuszamy ręcznikiem papierowym. Wodę wlewamy do dość wysokiego, ale nie za szerokiego naczynia. (Musi być takie, żeby włożona do marynaty szynka była cała zakryta płynem.) Wsypujemy cukier, sól i przyprawy. Mieszamy do rozpuszczenia (zwracamy uwagę na to, żeby nie pozostały kryształki soli i cukru), a następnie umieszczamy w marynacie szynkę i odstawiamy do lodówki - najlepiej, żeby to było minimum 12 godz, ale może być dłużej.

Pieczenie: Następnego dnia cebule kroimy w piórka, a miód oraz wodę łączymy z przyprawami i dokładnie mieszamy. Dno naczynia żaroodpornego natłuszczamy i wykładamy je cebulą. Szynkę wyjmujemy z marynaty i lekko odciskamy z płynu. Całe mięso pokrywamy miodem z przyprawami (zostawiamy ok. 2 łyżek), a następnie układamy na cebuli. Z wierzchu polewamy resztą sosu i wstawiamy do nagrzanego do 200 stopni C piekarnika ustawionego na program z termoobiegiem (jeśli nie mamy termoobiegu, zwiększamy temperaturę do 220 stopni C) i pieczemy 15 min. - w tym czasie mięso powinno ładnie się zrumienić. Następnie zmniejszamy temperaturę do 150 stopni C, podlewamy ok. 100 ml wody, przykrywamy i pieczemy już bez termoobiegu przez 3 godziny. W połowie pieczenia odwracamy.

Dodatki: Pod koniec pieczenia myjemy i obieramy warzywa. Ziemniaki gotujemy w osolonej wodzie do miękkości. W tym czasie przygotowujemy marchewkę. Kroimy ją wzdłuż na cztery lub na równej grubości plasterki (ważne, żeby kawałki były podobnej wielkości). Na patelni rozpuszczamy masło, wrzucamy pokrojone marchewki i oprószamy je solą oraz cukrem. Podsmażamy, pilnując, żeby się nie zrumieniły, aż będą półmiękkie (mają zostać lekko chrupiące).

Sos: Po upieczeniu wyjmujemy szynkę z piekarnika i naczynia, w którym się piekła. Umieszczamy w pojemniku z pokrywką i odstawiamy na 15 min. W tym czasie sos z pieczenia zlewamy do rondelka i redukujemy. Większość cebuli powinna się rozpaść i stworzyć gęsty sos. Dodajemy do niego mascarpone lub kremówkę i dokładnie łączymy. W razie potrzeby doprawiamy ostrą papryką. Jeśli sos wyjdzie zbyt gęsty, dolewamy 2-3 łyżki wody.


Podanie: Szynkę dzielimy na kawałki za pomocą dwóch widelców. Mięso będzie bardzo miękkie, więc nie da się go kroić, ale taki urok tej pieczeni. Podajemy z glazurowanymi marchewkami oraz ugotowanymi ziemniakami polanymi stopionym masłem (spod marchewek) i gęstym słodko-pikantnym sosem miodowo-cebulowym.

Smacznego!

niedziela, 16 listopada 2014

Trochę zapomniany już smak gołąbków

Pamiętam, że kiedyś wcale nie przepadałam za tym daniem. Źle mi się kojarzyło - ze szkolną stołówką i brakiem smaku. Co tu dużo mówić stołówkowe gołąbki były po prostu mdłe i niedobre, a sos był wodnisty i bez koloru (zresztą identyczny jak do pulpetów, których również nie znosiłam). Szczerze tej potrawy wtedy nienawidziłam. Nieco później, kiedy już pamięć tamtego smaku trochę zanikła, polubiłam gołąbki w innym wydaniu - domowym, babcinym. Wprawdzie nie powiedziałabym, że nagle zapałałam do nich wielką miłością, ale lubiłam je i ostatnio, jakoś kilka dni temu zaczęło mi się chcieć właśnie gołąbków. Taka moja mała zachcianka. No i cóż miałam zrobić? Gołąbki oczywiście :D Niestety skutecznie zniechęcał mnie proces gotowania całej główki białej kapusty i kombinowałam co by tu zrobić, żeby gołąbki jednak zjeść, a się nie narobić ;) Olśniło mnie na targu, kiedy oglądałam dorodne główki w różnych rozmiarach i kolorach. Włoska kapusta! Oczywiście! Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że nie ja pierwsza wpadłam na ten genialny pomysł, ale ciii, co tam, kto by się wdawał w takie szczegóły ;) Zadowolona z siebie przytachałam kapustę oraz parę innych sprawunków do domu i wzięłam się do dzieła. Wiedziałam na pewno jakiego efektu nie chcę uzyskać. Wiedziałam też, że sos musi mieć bardziej intensywny i zdecydowany smak, niż ten, który utkwił w moich szkolnych wspomnieniach. Końcowy rezultat przerósł moje najśmielsze oczekiwania, a gołąbki  w takim wydaniu włączę na stałe do naszego menu. Jesteście ciekawi co takiego wymyśliłam? Zapraszam na przepis :)

Pieczone gołąbki w sosie warzywnym

przepis na ok. 9 sporych gołąbków


Do przygotowania gołąbków będziemy potrzebować:
  • 9 dużych liści włoskiej kapusty (+/- kilka sztuk w zależności od wielkości docelowych gołąbków)
  • 0,5 kg mięsa mielonego (u mnie drobiowe)
  • 100 g białego ryżu
  • 1 średnią cebulkę
  • przyprawy: sól, cukier, czarny mielony pieprz, majeranek
  • olej do smażenia

Do sosu:
  • 2 średnie marchewki
  • 2 cebule
  • 500 g pomidorowej passaty
  • 200 g dobrej jakości przecieru pomidorowego (najlepiej domowego)
  • przyprawy: sól, cukier, czarny mielony pieprz, słodką paprykę, zioła prowansalskie
  • olej do smażenia

Dodatkowo:
  • świeże zioła do podania (u mnie natka pietruszki)

Najpierw przygotowujemy sos (spokojnie można to zrobić dzień wcześniej). Marchew trzemy na tarce (nie ma znaczenia czy na dużych, czy na małych oczkach, bo później i tak wszystko zmiksujemy), cebulę kroimy w drobną kostkę. Marchewki i cebuli powinno być mniej więcej tyle samo. W głębokiej patelni rozgrzewamy 2 łyżki oleju i dodajemy warzywa. Podsmażamy ok. 10 min., a następnie dodajemy passatę, przecier i wodę (tyle, by sos pozostał gęsty - ja dolałam ok. 250-300 ml) oraz przyprawy (sól i pieprz do smaku, 1,5 łyżeczki cukru, 2 łyżeczki słodkiej papryki, 2 łyżeczki ziół prowansalskich). Całość dusimy aż warzywa zmiękną, dokładnie blendujemy (można użyć zarówno blendera kielichowego jak i ręcznego) i przecieramy przez metalowe sito. Sos przelewamy z powrotem do garnka, próbujemy, w razie potrzeby doprawiamy i dolewamy wody. Odstawiamy na bok. (Jeżeli potrawę będziemy kończyć następnego dnia, to po ostudzeniu wstawiamy go do lodówki).

Ryż gotujemy w osolonej wodzie 2-3 min. krócej niż w instrukcji na opakowaniu. W tym czasie cebulę kroimy w drobną kostkę i podsmażamy na łyżce oleju do zrumienienia. Ugotowany ryż odcedzamy i studzimy. Łączymy z cebulką i mięsem mielonym. Dodajemy przyprawy: sól, pieprz oraz majeranek i dokładnie wyrabiamy - najlepiej dłońmi.

Z kapusty delikatnie oddzielamy wierzchnie liście, które dokładnie płuczemy. (W razie konieczności dwa zewnętrzne odrzucamy.) W dużym garnku zagotowujemy lekko osoloną i posłodzoną wodę (ja dałam 3/4 łyżeczki soli i tyle samo cukru). Na wrzątek wrzucamy po 3-4 liście i gotujemy po 5 min. Obgotowane liście osuszamy i delikatnie ścinamy z nich główny, gruby nerw tak, by nie zrobić w liściu dziur, ale uzyskać dość równą powierzchnię.

Na każdy liść (od strony nerwu, który ścinaliśmy) nakładamy 2 czubate łyżki farszu i ciasno zwijamy, podwijając brzegi do środka. Gołąbki układamy ciasno w lekko natłuszczonym naczyniu żaroodpornym i zalewamy przygotowanym wcześniej sosem tak, by przykrył je całkowicie. Pieczemy je w 180 stopniach przez 2 godz., a następnie podajemy, obficie polewając sosem i posypując np. natką pietruszki. Ja lubię maczać w sosie świeże pieczywo, więc gołąbki podałam również z angielką :)



Moje gołąbki piekłam w odkrytym naczyniu, ponieważ zależało mi na tym, aby sos odparował i się zagęścił. Jeśli wolicie zupełnie rzadki sos, to polecam je przykryć. W każdym wypadku czas pieczenia pozostaje taki sam. Po upływie 2 godz. można jeszcze sprawdzić, czy kapusta na pewno zmiękła i w razie potrzeby dopiec przez ok. 0,5 godz., ale raczej nie powinno to być konieczne.

Smacznego!

Ale to było dobre :D

sobota, 22 lutego 2014

Kwaśno-pikantna wieprzowina z brązowym ryżem

Jeeeeej, jak dawno nie jadłam czerwonego mięsa. W ogóle dość rzadko je serwuję, ale tym razem przerwa była już stanowczo zbyt długa. I to wcale nie tak, że nagle za nim zatęskniłam. Co to, to nie. Na obiad planowałam krewetki tygrysie i obszukałam kilka sklepów zanim na dobre się poddałam. Jednak w końcu, zrezygnowana udałam się do mięsnego i zobaczyłam śliczny, względnie chudy kawałek karczku. To było to. Olśnienie! Będzie wieprzowinka. Ucieszyłam się, bo karczek uwielbiam. Najlepiej po prostu uduszony z cebulką, ale tym razem postanowiłam zaszaleć. Kupiłam limonkę, imbir, papryczki piri-piri oraz kilka innych składników i zaczęłam kulinarne zmagania. Niestety nie miałam takich warzyw, jakie bardzo chciałam mieć, ale nie przejęłam się nic a nic. Postanowiłam i tak wykorzystać te, które już kupiłam. I chociaż kompozycja warzywna nie za bardzo odpowiadała mojemu pragnieniu orientalnych smaków, to jednak całość wyszła zaskakująco dobrze. Żałowałam tylko, że nie było kiełków fasoli mun albo pędów bambusa. Następnym razem na pewno je dodam (o ile wcześniej nie zapomnę kupić). Mimo to postanowiłam zaprezentować ten przepis na blogu. A wiecie dlaczego? Bo jak tylko spróbowałam mojego dania, to wszystkie wątpliwości zniknęły :) Smakowało mi tak bardzo, że przestałam myśleć o jakichkolwiek modyfikacjach i po prostu cieszyłam się pysznym obiadkiem. Wam również polecam.

Kwaśno-pikantna wieprzowina z brązowym ryżem, czyli chińszczyzna po polsku

(porcja dla 4-5 osób)




Potrzebujemy:
  • ok. 60-70 dag wieprzowiny (ja miałam karczek, ale wyjątkowo chudy)
  • 2 łyżki sosu sojowego
  • 2 łyżki oleju
  • sok z 1 małej limonki
  • 4 ząbki czosnku
  • 1 papryczkę piri-piri razem z ziarenkami (jeśli wolicie mniej pikantne potrawy, to koniecznie je wyjmijcie)
  • kawałek imbiru (ok. 5 cm)
  • 2 marchewki
  • 0,5 puszki zielonego groszku (lub odpowiednią ilość mrożonego)
  • 100 g minikolb kukurydzy z zalewy
  • 2 cebulki dymki ze szczypiorkiem
  • mały pęczek natki pietruszki
  • garść niesolonych orzeszków ziemnych
  • 2 płaskie łyżki mąki pszennej do zagęszczenia sosu (może być też ziemniaczana, ale tym razem jej nie miałam)
  • 2 woreczki (200 g) naturalnego, brązowego ryżu

Wieprzowinę myjemy i kroimy w paseczki (ok. 1,5 na 4 cm). Błonki możemy powykrawać. Ja tak zrobiłam, bo ich nie znoszę ;) Czosnek siekamy drobniutko, imbir ścieramy na tarce, a papryczkę kroimy w cienkie krążki/plasterki. Mięso umieszczamy w sporej misce. Dodajemy 2 łyżki oleju, 2 łyżki sosu sojowego, sok z limonki oraz czosnek, imbir i papryczkę. Mieszamy, przykrywamy i odstawiamy do lodówki na co najmniej 2 godz., a najlepiej na całą noc. Orzeszki prażymy na suchej patelni i odstawiamy do ostygnięcia. Marchewki kroimy w słupki, dymkę w piórka, minikolby kukurydzy w spore krążki, a szczypior siekamy. Siekamy także natkę i orzechy, ale dość grubo. Ryż gotujemy w osolonej wodzie według instrukcji na opakowaniu (będzie to ok. 30 min.). Zamarynowane mięso wrzucamy na mocno rozgrzaną, suchą patelnię (na razie nie zlewamy marynaty, zostawiamy ją w misce!). Obsmażamy szybko ze wszystkich stron i przekładamy do sporego garnka. Dolewamy pozostałości marynaty z miski oraz tyle wody, by przykryła mięso, ale nie więcej. Dusimy do miękkości. Kiedy wieprzowina zmięknie, dodajemy marchew, kukurydzę i dymkę. W razie potrzeby dolewamy troszeczkę wody i dalej dusimy. Teraz już cały czas pilnujemy i uważamy, by nie rozgotować warzyw. Marchewka powinna zostać al dente. A już na pewno nie możemy dopuścić do sytuacji, kiedy zacznie tracić kształt i się rozpadać. Tak drobno pokrojone warzywa nie potrzebują dużo czasu, więc nawet chwila może o wszystkim zaważyć. Kiedy warzywa zmiękną, dodajemy groszek z puszki (mrożony wymagałby wcześniejszego dodania!) i rozmieszaną w 1/4 szkl. wody mąkę. Całość zagotowujemy i zestawiamy z ognia. W razie potrzeby doprawiamy solą (z tym ostrożnie, bo sos sojowy jest słony). Dodajemy ugotowany ryż oraz szczypiorek i dokładnie mieszamy. Każdą porcję przed podaniem obficie posypujemy natką i orzeszkami.

Smacznego! :)

sobota, 8 lutego 2014

Proste i szybkie, wegetariańskie leczo

Od niemal 1,5 roku, czyli od czasu, gdy mam stałą pracę na pełen etat, miałam pewien problem. Ok. godz. 12, czasem wcześniej robiłam się potwornie głodna. Trzeba więc było coś zjeść, a przekąska musiała być na tyle sycąca, bym mogła bez trudu wytrzymać do obiadokolacji, którą przygotowuję zwykle dopiero po powrocie do domu. Często te moje przegryzki nie były najzdrowsze. Zdarzały się kanapki, wafle ryżowe, twarożki i owoce, ale przeważały jednak drożdżówki i inne słodkości. Kaloryczne i niezdrowe. Czasami zabierałam ze sobą dania obiadowe z poprzedniego dnia, ale wtedy jadałam dwa obiady. Jeden w pracy, a drugi w domu. To też nie było najlepsze rozwiązanie. Dodajmy do tego pracę siedzącą i otrzymujemy prostą receptę na to, jak bez trudu zyskać na wadze. Na szczęście dość szybko nadeszło olśnienie. Sałatki! Miks warzyw (i nie tylko) z dobrym sosem, do tego np. bułka grahamka i pełnowartościowy posiłek gotowy. Od jakiegoś czasu zabieram ze sobą do pracy przygotowane dzień wcześniej pudełeczko z pyszną zawartością. W ten sposób nie głoduję, nie opycham się i jestem przeszczęśliwa. Zdarzają się wprawdzie wpadki. A to nie zdążę, a to zapomnę, ale zwykle nie mam takich problemów. Jest za to inny. Zima! Sałatkę czy surówkę do czasu zjedzenia trzymam oczywiście w lodówce, więc jest zimna. Sama myśl o takim posiłku, gdy za oknem panują minusowe temperatury, nie nastraja zbyt pozytywnie. W związku z tym mój cudowny pomysł trafił szlag, jak tylko nadeszły mrozy. Chciałam czegoś ciepłego, czegoś co rozgrzeje i da energię do dalszej pracy, ale nie zrujnuje przy tym mojej sylwetki. Jednym z dań spełniających te kryteria, jest wegetariańskie leczo. Proste, szybkie i sycące. Bez boczusia, bez kiełbaski, za to z papryką i cukinią. Można je sobie dowolnie urozmaicać. Raz dodać kukurydzę, raz czerwoną fasolę, a innym razem grilowanego kurczaka. Dziś jednak przepis na wersję podstawową.

Wegetariańskie leczo

(porcja dla 2 lub 4 osób, w zależności od tego, czy leczo będzie waszym samodzielnym posiłkiem, czy tylko dodatkiem do niego)




Należy przygotować:
  • 2 czerwone papryki
  • 1 cukinię
  • 1 cebulę
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 puszka krojonych pomidorów
  • 100 g dobrej jakości przecieru pomidorowego lub passaty
  • 1 łyżka oleju
  • przyprawy: sól, świeżo mielony czarny pieprz, słodką mieloną paprykę, zioła prowansalskie, płaską łyżeczkę cukru

Cebulę kroimy wzdłuż na pół, później jeszcze raz na pół, a na koniec w plasterki (nie bardzo cienko). Wychodzą z tego takie półpiórka. Czosnek siekamy. Papryki i cukinię kroimy w paseczki. W garnku o grubym dnie rozgrzewamy łyżkę oleju i podsmażamy na nim najpierw cebulę. Kiedy się zrumieni dodajemy czosnek i paprykę. Pozostawiamy na ok. 2-3 min., a gdy leciutko zmięknie, dodajemy cukinię. Całość zalewamy pomidorami z puszki. Dodajemy też przecier pomidorowy i przyprawy. Dusimy do uzyskania pożądanej miękkości warzyw. Pilnujemy jednak, by się nie rozgotowały i nie straciły ładnych kształtów. Mnie najbardziej smakują lekko al dente. W razie potrzeby doprawiamy.

Mój lunch do pracy gotowy :)

Leczo podajemy jako samodzielną potrawę, np. w towarzystwie pełnoziarnistego pieczywa lub jako dodatek do mięs. Smakuje wyśmienicie również z ryżem, kaszą czy razowym makaronem. Można także podać do niego upieczone na złoto ziemniaczki. Dowolność jest duża. Ogranicza nas jedynie własny smak i kulinarna fantazja. Polecam serdecznie!

piątek, 31 stycznia 2014

Nietypowe klopsiki w delikatnym sosie pomidorowym

Ostatnio jem zdecydowanie więcej ryb, z czego jestem oczywiście bardzo zadowolona, ale chętnie wracam do mojego ukochanego kurczaka. Mało to wyszukane, ale naprawdę uwielbiam drób i to prawie pod każdą postacią. Chyba tylko za skrzydełkami nie przepadam. Zresztą raczej z powodów praktycznych aniżeli za sprawą ich walorów smakowych. I tak, po kilku rybnych daniach wpadł mi do głowy pewien pomysł. Nie byłabym sobą, gdybym raz na jakiś czas nie poeksperymentowała trochę, a ten eksperyment muszę zaliczyć do zdecydowanie udanych. Otwarcie przyznaję, że nie ufam gotowemu mięsu mielonemu. Kto wie, co tam do środka pakują? Ja nie wiem, ale już kilka razy zdarzyło mi się znaleźć podejrzanie wyglądające kawałki. To mnie skutecznie zniechęciło. W okolicznych sklepach na moje nieszczęście nie mielą wskazanego kawałka mięsa, a ja maszynki w domu nie posiadam (malaksera, blendera czy innego cuda też). Pozostało mi więc spróbować jakoś tę moją pierś z kurczaka na mielonkę zamienić w inny sposób. Z mięsem na pierogi i paszteciki się udało, więc dlaczego i tym razem miałoby się nie udać? Jak pomyślałam, tak zrobiłam i mięso potraktowałam tasakiem. Efekt? Znacznie odbiegał od tradycyjnego mielonego, ale mnie zachwycił! Przede wszystkim czułam, że jem mięso! A nie jakąś papkę o wątpliwym kolorze. Kurczak był świeży. No, na 99 % ;) Poza tym była to kurka z dobrego źródła. Wiedziałam też, co do tych moich kotlecików włożyłam i byłam pewna, że to co jem, jest zdrowe i dobrej jakości. Dodatkowo moje danie jest na pewno lżejsze niż tradycyjne, tłuste mielone. Same korzyści :) Właśnie dlatego ten mój eksperyment na stałe zagości w naszym menu. Polecam gorąco!

Siekane klopsiki drobiowe z oliwkami

(porcja dla 5-6 osób)




Do ich przygotowania należy przygotować:
  • 65-70 dag piersi z kurczaka (u mnie trzy pojedyncze)
  • 5-7 ciemnych oliwek
  • 1 cebulka dymka ze szczypiorkiem
  • 2 ząbki czosnku
  • 2 niewielkie jajka
  • 3 łyżki + trochę do obtoczenia mielonych płatków owsianych, otrąb lub bułki tartej
  • 500 g passaty pomidorowej (lub dobrego, domowego przecieru)
  • przyprawy: sól, świeżo mielony czarny pieprz, 1 łyżeczka cukru

Kurczaka myjemy i oczyszczamy. Następnie kroimy na niewielkie kawałki i porcjami drobno (jak najdrobniej) siekamy. Siekamy również czosnek, dymkę i szczypiorek. Oliwki kroimy w cienkie półplasterki. Mięso łączymy z dwoma jajkami, czosnkiem, szczypiorkiem, oliwkami, a także 3 czubatymi łyżkami mielonych płatków owsianych, otrąb lub w ostateczności bułki tartej. Doprawiamy solą i pieprzem, odstawiamy na ok. 10 min. do lodówki. W tym czasie w głębokim rondlu na 1 łyżeczce oleju podsmażamy cebulkę, którą następnie zalewamy passatą pomidorową i 1 szklanką wody. Sos doprawiamy solą, pieprzem i płaską łyżeczką cukru. Zagotowujemy i zmniejszamy ogień do minimum. Z mięsa lepimy spore klopsiki i obtaczamy w mielonych płatkach (lub bułce tartej). Smażymy krótko z obu stron na minimalnej ilości oleju (u mnie po 1 łyżce na 1 partię klopsików). Ja smażyłam swoje w dwóch partiach i było to zdecydowanie wygodniejsze, niż smażenie wszystkich na raz.

W trakcie smażenia :)

Zrumienione kotleciki przekładamy do ciepłego sosu i dusimy ok. 20 min. Po tym czasie można jednego sprawdzić, ale powinny być już gotowe. Na koniec możemy zabielić sos dwoma łyżkami śmietany. Śmietanę hartujemy najpierw kilkoma łyżkami gorącego sosu i dopiero dodajemy do całości. Podajemy na ciepło np. z brązowym ryżem lub kaszą, posypane posiekanym szczypiorkiem. Smacznego!

Co Wy na to? ;)

czwartek, 20 czerwca 2013

Sos bardzo pomidorowy i klopsiki drobiowe

Czy Wy również uwielbiacie klopsiki? Ja i P. na pewno :) Można je robić z różnymi dodatkami i w przeróżnych sosach, co daje niemal nieskończone możliwości. Na moim blogu możecie już znaleźć tradycyjne klopsiki tymiankowe w pysznym pieczarkowym sosie, drobiowe klopsiki w sosie pomidorowo-warzywnym z rodzynkami oraz te same klopsiki w prostym sosie cebulowo-pietruszkowym, a także nieco bardziej niezwykłe klopsiki curry z dodatkiem imbiru w kremowym i delikatnym sosie o tym samym smaku. Te ostatnie niedługo będę musiała powtórzyć, bo są niesamowite. Mówię Wam, pychotka :) Do tej pory nie było jednak na blogu mojego nr 2 w tym temacie (nr 1 to zdecydowanie curry). Mianowicie klopsików w sosie bardzo pomidorowym :) Są one nie tylko smaczne, ale i lżejsze od tradycyjnych. Sos przygotowujemy bez dodatku śmietany, masła czy mąki, za to z dużą ilością pomidorów. To na pewno duża zaleta zarówno dla osób na diecie, jak i dla tych, odżywiających się normalnie. Ja chyba odnalazłabym się gdzieś pośrodku. Od jakiegoś czasu staram się jeść zdrowiej. Nie stosuję żadnej diety. Co to, to nie. Jednak zaczęłam przygotowywać moje dania nie tylko z myślą o smaku, ale także z myślą o zdrowiu. Nie dodaję tłuszczu tam, gdzie nie jest on konieczny. Sosów staram się nie zagęszczać mąką, a cukier i sól ograniczyłam jeszcze bardziej niż przedtem. Uważam, że to dobry pomysł. Na pewno nie zaszkodzi, a jedynie może trochę pomóc. Wiosna i lato są bardzo dobrą porą do zmiany nawyków żywieniowych, bo czy można się oprzeć tym kolorowym i soczystym warzywom i owocom? Ja nie mogę :)

Klopsiki w sosie pomidorowym

porcja dla 4-5 osób



Potrzebujemy:
  • 450-500 g mięsa mielonego z kurczaka
  • 1 jajko
  • ok. 3-4 łyżki bułki tartej (w zastępstwie polecam mielone płatki owsiane) + trochę bułki tartej/mąki razowej do obtoczenia klopsików
  • 4 niewielkie cebulki dymki ze szczypiorem
  • 1 puszkę krojonych pomidorów (ja użyłam takich z bazylią, bo akurat takie zalegały u mnie w szafce, ale w sezonie najlepsze będą oczywiście świeże)
  • 100 g dobrego koncentratu pomidorowego
  • przyprawy: sól morską, świeżo mielony czarny pieprz, 1-2 łyżeczki cukru (opcjonalnie i tylko jeśli pomidory są bardzo kwaśne)
  • do podania: kaszę gryczanę, kuskus, brązowy ryż lub pełnoziarnisty makaron (co tam akurat macie pod ręką)
  • świeże zioła do posypania gotowego dania (u mnie bazylia)
  • olej do smażenia

Cebulki siekamy w kosteczkę, szczypiorek kroimy dość drobno. Dymki oraz szczypior łączymy z mielonym mięsem, jajkiem i bułką tartą. Masę dokładnie mieszamy, a następnie formujemy z niej niewielkie klopsiki, które obtaczamy w bułce tartej. Na głębokiej patelni rozgrzewamy niewielką ilość oleju i podsmażamy nasze mięsne kulki ze wszystkich stron na rumiano. Kiedy już ładnie zbrązowieją dodajemy pomidory z puszki (lub posiekane świeże) oraz koncentrat pomidorowy z 3-4 łyżkami wody. Sos doprawiamy solą, pieprzem i cukrem. (Jeśli użyliśmy pomidorów w puszce bez dodatku ziół lub świeżych, to teraz możemy dodać szczyptę ulubionych.) Całość dusimy ok. 15-20 min (do zgęstnienia sosu). Podajemy np. z kaszą gryczaną i posiekanymi ziołami.


Drobiowe klopsiki, lekki sos i kasza gryczana = pyszny i zdrowy obiadek :)

Smacznego!

niedziela, 9 czerwca 2013

Makaron z cukinią, papryką oraz mielonym mięsem

Dziś jeszcze jedna propozycja na szybki obiad z wykorzystaniem sezonowych warzyw i makaronu. Tym razem postawiłam na paprykę i cukinię, za którą tęskniłam całą zimę. Teraz mogłabym ją jeść cały czas :) Na szczęście to bardzo wdzięczne warzywo i można ją łączyć z wieloma różnymi dodatkami. Oprócz wspomnianej już papryki, towarzyszyły jej pomidory, makaron, mielone mięsko z kurczaka oraz natka pietruszki. Wyszło pysznie, zdrowo i kolorowo, czyli tak, jak lubię najbardziej. Teraz, gdy stragany uginają się od warzyw i owoców, staram się jeść ich jak najwięcej. To naprawdę świetna pora roku, by naładować się witaminami i pozytywną energią :) Wszyscy wiemy, że je się również oczami, dlatego kolorowy talerz jest dla mnie tak ważny. Mam nadzieję, że dzisiejszy przepis (a także kilka kolejnych) będzie dla Was barwną inspiracją na letni posiłek.

Makaron z warzywami i mięsem mielonym

porcja dla 4 osób



Będziemy potrzebować:
  • 1 niezbyt dużą cukinię
  • 1 czerwoną paprykę
  • 1 cebulę
  • 1 puszkę pomidorów (lub koncentrat pomidorowy lub świeże pomidory)
  • 1 pęczek natki pietruszki
  • ok. 450 g mielonego mięsa z kurczaka/indyka
  • 400 g makaronu
  • przyprawy: sól morską, świeżo mielony czarny pieprz, 1 płaską łyżeczkę cukru (opcjonalnie i tylko wtedy, gdy pomidory są mocno kwaśne)
  • 1-2 łyżki oleju do smażenia

Paprykę i cukinię kroimy sporą w kostkę, cebulkę w drobniejszą. Natkę siekamy. Makaron gotujemy według instrukcji na opakowaniu. W tym czasie na głębokiej patelni (lub w garnku o grubym dnie) rozgrzewamy olej i podsmażamy cebulkę. Kiedy się zeszkli dodajemy mięso mielone. Smażymy ok. 5 min., a następnie dodajemy paprykę i jeszcze chwilę dusimy (ok. 3-4 min.). Po tym czasie dodajemy cukinię oraz pomidory, a także doprawiamy solą, pieprzem i jeśli jest to potrzebne, cukrem. Gdy warzywa zmiękną (ale wciąż będą dość jędrne), dodajemy ugotowany al dente makaron oraz natkę pietruszki (zostawiamy trochę do dekoracji). Mieszamy dokładnie. Danie podajemy na ciepło, posypane pozostałą natką.


Pysznie, zdrowo, kolorowo, a do tego prosto i szybko :)

Smacznego!

środa, 1 maja 2013

Soczyste polędwiczki wieprzowe

Ostatni wpis z mojej serii urodzinowej. Długo zbierałam się za jego publikację, ponieważ spisanie go było dla mnie trochę problematyczne. Przepis powstawał w mojej głowie stopniowo, aż w końcu stwierdziłam, że już nic nie chcę w nim zmieniać. Polędwiczki przyrządzane w ten sposób są bardzo aromatyczne, delikatne i soczyste. Po prostu rozpływają się w ustach, ale ciężko mi określić ile dokładnie trzeba je dusić, by takie były. Zawsze robię to trochę na oko i zawsze wychodzi super. Stwierdziłam więc, że mimo wszystko podzielę się z Wami tym przepisem. Może ktoś go wypróbuje, a może kogoś zainspiruje. Danie idealnie się sprawdzi na majówkę w taką kapryśną pogodę, a jeśli jeszcze nigdy nie przyrządzaliście polędwiczek wieprzowych w taki lub podobny sposób, to powiem jedno, naprawdę warto :)

Polędwiczki wieprzowe marynowane w soku z pomarańczy i miodzie podane w kremowym sosie

porcja dla 7 osób



Będziemy potrzebować:
  • 4 duże polędwiczki wieprzowe (ok. 1 kg)
  • świeżo wyciśnięty sok z 2 niewielkich pomarańczy (ok. 1 szklanka)
  • 60 g drobno posiekanego świeżego imbiru
  • 2 łyżki płynnego miodu (np. z kwiatu pomarańczy)
  • 0,5 szklanki miodu pitnego (trójniak lub czwórniak)
  • 1 szklanka śmietanki kremówki
  • 1 czubatą łyżkę mąki
  • przyprawy: sól morska, świeżo mielony czarny pieprz
  • 2 łyżki masła

Polędwiczki myjemy i oczyszczamy, oprószamy solą i pieprzem, a następnie umieszczamy w naczyniu, w którym będziemy je marynować. Miód rozpuszczamy w soku z pomarańczy, dodajemy posiekany imbir i tą mieszaną zalewamy mięso. Wkładamy do lodówki na minimum 4 godziny, chociaż najlepiej zamarynować je dzień przed planowanym podaniem i wstawić do lodówki na całą noc. Następnego dnia wyjmujemy polędwiczki z zalewy, w garnku rozpuszczamy masło i obsmażamy na nim mięso ze wszystkich stron. Zalewę przecedzamy przez sitko i dolewamy do garnka wraz z miodem pitnym. Przykrywamy i dusimy ok. 10 min. Następnie zdejmujemy pokrywkę i czekamy aż polędwiczki dojdą w środku. Trwa to zazwyczaj ok. 15 min., ale w zależności od tego ile sztuk przygotowujemy za jednym razem, ten czas może się skrócić lub wydłużyć (można sobie pomagać naciskając je palcem lub ewentualnie wyjąć jedną i naciąć, chociaż ten drugi sposób raczej odradzam). Kiedy mięso jest już gotowe wyjmujemy je z sosu, przekładamy np. do żaroodpornego naczynia (najlepiej podgrzanego) i przykrywamy. Sos zagotowujemy, a mąkę dokładnie mieszamy ze śmietanką (gdy chcę, żeby na pewno nie było grudek, robię to w blenderze). Dodajemy do gotującego się sosu i dokładnie mieszamy. Mięso kroimy w niezbyt grube plastry, polewamy sosem i od razu podajemy.

Wiem, że zdjęcia pozostawiają wiele do życzenia,
ale gdy wokół stołu zebrała się już gromadka łakomczuchów,
która na dodatek przybyła z daleka
ciężko kazać im dłużej czekać ;)

Smacznej majówki!

sobota, 20 kwietnia 2013

Z cyklu obiad w mniej niż pól godziny: makaron z oliwkami i tuńczykiem

Czasami nie ma ani chęci, ani czasu, by na gotowanie poświęcić więcej niż pól godziny, a najlepiej jeszcze mniej. Co wtedy zrobić? Mój piętnastominutowy makaron! :) Jest tak szybki i przy tym tak dobry, że aż trudno w to uwierzyć. To danie raczej minimalistyczne, ale przecież mniej często znaczy więcej. Myślę, że to właśnie w tym tkwi jego sekret. Prostota, szybkość wykonania i niewielka ilość składników, a przy tym smak, który wcale na to nie wskazuje. Uwielbiam takie dania. Dlatego dziś polecam...

Piętnastominutowy makaron z oliwkami i tuńczykiem

porcja dla 4 osób lub dla 2 na dwa dni ;)



Będziemy potrzebować:
  • 200 g grubego makaronu (kokardki, rurki, świderki, czy co tam akurat macie)
  • 500 g pomidorowej passaty (lub zmiksowanych na gładko pomidorów z puszki)
  • 100 g koncentratu pomidorowego
  • 2 szklanki mleka (może być też płynna śmietanka)
  • 2 puszki tuńczyka w kawałkach (najlepiej w sosie własnym) - łączna masa ryby to 260 g
  • ok. 50 g ciemnych oliwek
  • przyprawy: sól morska (np. z młynka), 1,5 łyżeczki cukru, suszony tymianek (lub inne, ulubione zioła)
  • zieleninka do dekoracji (u mnie kilka listków świeżej roszponki)

Passatę oraz mleko wlewamy do garnka, mieszamy do uzyskania jednolitego koloru i przyprawiamy solą, cukrem oraz tymiankiem. Podgrzewamy, a gdy się zagotuje, wsypujemy do niego surowy makaron (powinien być całkowicie przykryty). W taki oto sposób pyszny, kremowy sos robi się właściwie sam, a my możemy w tym czasie pokroić oliwki (w niezbyt cienkie plasterki), a tuńczyka odcedzić z zalewy. Makaron gotujemy w sosie do miękkości (zazwyczaj zajmuje to trochę więcej czasu, niż producent podaje na opakowaniu, dlatego należy go sprawdzać). Gdy sos zacznie się wchłaniać i gęstnieć dobrze jest częściej mieszać, by nic nie przywarło do dna garnka. Do ugotowanego makaronu dodajemy oliwki oraz delikatnie rozdrobnionego tuńczyka. Całość mieszamy, podajemy udekorowane dowolnymi zielonymi listkami.


Nie, wpis nie jest sponsorowany.
W tle możecie po prostu zobaczyć mój niezbędnik z przyprawami ;)

Smacznego!

PS. Jeszcze zdążycie go dziś przygotować ;)

czwartek, 7 marca 2013

Kurczak najlepszy pod słońcem

Dlaczego najlepszy? Bo pysznie soczysty i delikatny, podany w towarzystwie doskonałego (moim zdaniem) sosu. Dla mnie stał się przełomowym odkryciem, dla P. powrotem do trochę już zapomnianego smaku sprzed lat. Sos nie przypomina niczego, co do tej pory miałam okazję spróbować i jest absolutnie wspaniały. Co to za sos? Sos z orzeszków ziemnych. Część z Was pewnie już go zna, a dla części to nowość taka jak dla mnie. Powiem tyle, to był strzał w dziesiątkę! P. opowiadał mi o tym sosie już kilka razy, zawsze się zachwycając, dlatego postanowiłam w końcu go przyrządzić. Poczytałam trochę, dowiedziałam się, że sos bywa nazywany satay lub sate, ale w obu przypadkach receptura i główny zamysł są bardzo podobne. Przeczytałam także, że taki sos podawany jest zazwyczaj do szaszłyków z kurczaka, ale na nie nie miałam ochoty. Sporządziłam więc listę zakupów, pomyślałam, pogłówkowałam, popróbowałam i dziś mam przyjemność zaprosić na...

Kurczaka w sosie z orzeszków ziemnych z pieczonymi ziemniakami

porcja dla dwóch osób + trochę na później



Do sosu należy przygotować:
  • 2 piersi z kurczaka
  • 5-6 niewielkich ziemniaków
  • przyprawy: sól, pieprz, słodką, mieloną paprykę
  • oliwę z oliwek

Do sosu:
  • 7 kopiastych łyżek masła orzechowego z kawałkami orzechów (najlepsze będzie domowej roboty, ale i z kupnego wyjdzie)
  • 3 łyżki sosu sojowego
  • 1/2 papryczki piri piri lub innej pikantnej (ja użyłam takiej z zalewy)
  • 3-4 łyżki sosu chili (ja dodałam czarny sos chili Tao Tao)
  • 2 spore ząbki czosnku
  • 3 płaskie łyżeczki cukru
  • 2 łyżki masła
  • mleko (bardzo trudno podać mi dokładną ilość, było go sporo, ale tyle by sos był gęsty, myślę, że ok. 1 szklanki, może nieco ponad)
  • słodka, mielona papryka (dużo, nie odmierzałam, ale były to na pewno 3 łyżeczki lub nawet więcej)
  • 1 łyżka soku z cytryny

 Do marynaty:
  • 3 łyżki sosu sojowego
  • 3 łyżki oliwy z oliwek
  • ok. 1 łyżeczki słodkiej, mielonej papryki
  • odrobina soku z cytryny (ja raz ścisnęłam cytrynę nad miseczką, więc wyszło tego nie więcej, niż 1 łyżeczka)

Kurczaka należy oczyścić, odkroić tak zwane polędwiczki i każdy kawałek delikatnie roztłuc. W miseczce wymieszać sos sojowy z oliwą, kurczaka oprószyć papryką, włożyć do miseczki z marynatą, dokładnie wymieszać (tak, by kurczak był całkowicie pokryty) i odstawić na minimum 1 godz. do lodówki.

Ziemniaki obieramy, kroimy w ćwiartki. Blachę wykładamy papierem do pieczenia, skrapiamy oliwą i układamy na niej kawałki ziemniaków. Oprószamy je solą, pieprzem i papryką. Mieszamy, by całe pokryły się przyprawami i oliwą. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Od czasu do czasu należy je obrócić, by rumieniły się równomiernie.

Przygotowujemy sos. Papryczkę i czosnek drobno siekamy. Masło orzechowe z 4 łyżkami mleka umieszczamy w garnku o grubym dnie i mieszamy. Czekamy aż masło się rozpuści i połączy z mlekiem, dodajemy pozostałe składniki, ciągle mieszając. Sos niestety lubi przywierać. Dodajemy jeszcze trochę mleka (ja za każdym razem dodawałam 4-5 łyżek). Cały czas mieszamy i próbujemy. Według własnych upodobań możemy dodać więcej lub mniej sosu sojowego i chili, a także cukru czy soku z cytryny. Dodajemy jeszcze mleka. Za każdym razem, gdy go dodamy, sos będzie się rozrzedzał, ale po chwili gęstniał. Ja dodawałam go do momentu, kiedy uznałam, że jest wystarczająco kremowy. Gotowy sos odstawiamy i zajmujemy się z powrotem naszym kurczakiem. Przekładamy go na rozgrzaną patelnię i smażymy z obu stron po 1 min. Następnie umieszczamy go w niewielkim naczyniu żaroodpornym ( z pokrywką) i przykrywamy. Po 30 min. od wstawienia do piekarnika ziemniaków, wstawiamy do niego również kurczaka. Pieczemy razem jeszcze 15 min. Dzięki takiej obróbce kurczak pozostaje delikatny i soczysty. Podajemy od razu, z przygotowanym wcześniej sosem.



Mnie i P. danie smakowało naprawdę bardzo, baaardzo. Na pewno powtórzę je jeszcze nie raz. Sos świetnie pasuje do kurczaka i pieczonych ziemniaków. Świetnie sprawdzi się także do frytek. Może wydawać się to dziwne, ale pasuje także do pizzy :) Mogę go teraz wychwalać pod niebiosa i rozpływać się nad jego walorami smakowymi, ale... Myślę, że nikt nie ma ochoty tego czytać ;) Mimo to mam nadzieję, że wypróbujecie mój przepis, bo według mnie naprawdę warto.

Smacznego!

niedziela, 3 marca 2013

Niebanalne mielone vol. 4 + prosty sos cebulowy

Tym razem proponuję mięso mielone w trochę innej formie. Z dużą ilością warzyw i ziarnami słonecznika, ale za to bez dodatku tłuszczu, bo pieczone. To taka moja wersja klopsa czy pieczeni (nazewnictwo wedle uznania). Do mięsa ugotowałam trójkolorowy makaron, który polałam delikatnym sosem cebulowym. Powstało z tego całkiem ciekawe danie, a co najważniejsze można je przygotowywać na wiele różnych sposobów. Zarówno wnętrze klopsa może być za każdym razem inne, jak i dodatki. Miałam ochotę zrobić do niego pyzy lub kopytka, ale miałam za mało czasu. Gdybym się na to uparła, zjedlibyśmy pewnie ok. północy ;) Myślę jednak, że następnym razem na pewno tego spróbuję. Tymczasem zapraszam na mój najnowszy sposób na mielone...

Klops mięsno-warzywny z makaronem i sosem cebulowym




Na klops będziemy potrzebować:
  • 500 g mielonego mięsa wieprzowego (ja użyłam mięsa z szynki)
  • 2 marchewki
  • 1 pora
  •  1/2 puszki kukurydzy
  • 100 g łuskanego słonecznika
  • 2 jajka
  • 1 małą bułkę (kajzerkę)
  • ok. 3 łyżek bułki tartej
  • 200 g koncentratu pomidorowego
  • przyprawy: sól, świeżo mielony, kolorowy pieprz, ewentualnie ulubione zioła

Na sosik:
  • 1 dużą cebulę
  • 2 łyżki masła
  • 2 łyżki mąki
  • mleko (tyle, by uzyskać odpowiednią konsystencję)
  • przyprawy: sól, pieprz, gałkę muszkatołową, cukier
  • olej do smażenia

Dodatkowo:
  • ok. 300 g makaronu

Piekarnik nastawiamy na 180 stopni. Marchewki ścieramy na grubych oczkach, pora kroimy w piórka. Bułkę namaczamy w wodzie (lub mleku, jak kto woli), a po chwili odciskamy. Wszystkie składniki umieszczamy w sporej misce i wyrabiamy do uzyskania w miarę jednolitej konsystencji. Doprawiamy i to właściwie tyle. Jeśli klops będziemy piec w tradycyjnej blaszanej lub szklanej formie, należy ją posmarować cienko olejem i posypać bułką tartą. Ja część piekłam w formie silikonowej i w takim wypadku nie trzeba tego robić. Masę mięsno-warzywną przekładamy do przygotowanej formy, lekko dociskając i wyrównując powierzchnię. Z wierzchu można posypać go bułką tartą. Moja forma jest dość krótka, więc musiałam użyć dwóch. Dlatego jeden zrobiłam z bułką tartą, a drugi bez. Klops wstawiamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy 60 min.

Od tej chwili klops robi się już sam, a my możemy ugotować makaron i przygotować sos, który jest równie prosty. Cebulkę kroimy w kostkę i krótko podsmażamy na rozgrzanym oleju. Dodajemy płaską łyżeczkę cukru, sól oraz pieprz i jeszcze chwilę smażymy, ale nie dopuszczamy, by cebulka się zrumieniła. Jeśli długo pozostaje twarda, możemy podlać ją wodą i trochę poddusić. Powinna wtedy szybciej zmięknąć. Do cebulki dodajemy masło, czekamy aż się rozpuści i dodajemy mąkę. Dokładnie mieszamy tak, aby maka wchłonęła całe masło. Teraz po troszeczku dolewamy mleko, cały czas mieszając. Doprawiamy gałką muszkatołową i ewentualnie solą czy pieprzem. Sos powinien być dość gęsty, ponieważ na koniec dolejemy do niego sos, który wytworzył się w trakcie pieczenia klopsa (w przypadku silikonowej formy może się to okazać nie lada wyzwaniem ;)).

Klops z bułką tartą na wierzchu...
...i bez. Oba bardzo smaczne.

Gdy klops już się upiecze, odstawiamy go na chwilę, a następnie sosik, który pływa w formie, zlewamy do sosu cebulowego (można przecedzić przez sitko). Podajemy pokrojony na dość grube plastry, w towarzystwie makaronu polanego sosem. Klops zdecydowanie lepiej kroi się następnego dnia lub kiedy pozwolimy mu dłużej odpocząć, dlatego spokojnie można go przygotować dzień wcześniej albo jako obiad dwudniowy. Świetnie się w tej roli sprawdzi.

Miłej niedzieli!

niedziela, 17 lutego 2013

Trójkolorowy makaron z klopsikami

W lodówce zostało mi trochę pieczarek i kilka łodyg selera naciowego i coś trzeba było z tego zrobić, bo lekko traciły już świeżość. Dziś proponuję więc danie z cyklu „porządki w lodówce”. Takie potrawy często wychodzą naprawdę super i później sama się sobie dziwię, że wcześniej nie robiłam czegoś podobnego. Tak było wczoraj. Zrobiłam szybki przegląd tego, co mam i tego, co muszę koniecznie zużyć i tak powstał świetny przepis na...

Makaron w sosie pomidorowo-warzywnym z klopsikami

porcja dla 4-5 osób


Do klopsików będziemy potrzebować:
  • 400 g mięsa mielonego (u mnie z kurczaka)
  • 1 jajko
  • 4 łyżki bułki tartej + trochę do obtoczenia
  • 1,5 ząbka drobno posiekanego czosnku
  • ok. 150 g koncentratu pomidorowego
  • przyprawy: sól, kolorowy pieprz, 1,5 łyżeczki suszonej bazylii
  • olej do smażenia
Do sosu:
  • 1 puszkę krojonych pomidorów z bazylią
  • ok. 150 g koncentratu pomidorowego
  • ok. 150 g pieczarek
  • 3 łodygi selera naciowego + natka
  • 1 ząbek czosnku
  • 2 garście namoczonych we wrzątku rodzynek
  • 1 szklankę surowego, grubego makaronu (ja użyłam trójkolorowego)
  • przyprawy: sól, pieprz, 3 płaskie łyżeczki cukru
  • 2 łyżki masła
Najpierw przygotowujemy klopsiki. Wszystkie składniki oraz przyprawy mieszamy na jednolitą masę i formujemy małe kuleczki, mniej więcej wielkości orzecha włoskiego. Takie na 1, góra 2 kęsy. Obtaczamy je w bułce tartej i smażymy na rozgrzanym oleju na złoto-brązowy kolor. Zdejmujemy z patelni i odkładamy na bok. Możemy jednego sprawdzić, czy jest dosmażony w środku, bo później, w sosie, tylko je podgrzejemy.



Pieczarki kroimy w półplasterki, seler naciowy w kostkę, czosnek drobno siekamy. W garnku z grubym dnem rozpuszczamy masło i wrzucamy na nie pieczarki. Podsmażamy chwilę (2-3 min.) i dodajemy pomidory z puszki oraz koncentrat. Dolewamy ok. 0,5 szkl. wody, całość mieszamy. Dodajemy czosnek, seler naciowy i rodzynki, dusimy ok. 5 min. Doprawiamy solą i pieprzem. Do sosu wrzucamy surowy makaron. Gotujemy al dente (półtwardo). Mój makaron według instrukcji na opakowaniu powinien się gotować 7-8 min., jednak dopiero po 10 min. był dobry. Trzeba to sprawdzać, bo każdy jest trochę inny. Po jakichś 5 min. od dodaniu makaronu, do garnka możemy dorzucić klopsiki (Ja nie wykorzystałam wszystkich, 1/3 z przygotowanej porcji zamroziłam, ponieważ uznałam, że jest ich jednak trochę za dużo.). Kiedy makaron jest już ugotowany, a klopsiki zagrzane, możemy nakładać. Makaron podajemy w głębokich talerzach, posypany posiekaną natką z selera naciowego.



Jeśli makaron gotujemy w sosie, nie trzeba go później sztucznie zagęszczać. Zazwyczaj sam nabiera odpowiedniej konsystencji, ponieważ makaron chłonie płyn. Jest to naprawdę fajny sposób gotowania makaronu, o którym przypomniała mi jedna z blogerek tym przepisem. Już wcześniej zdarzało mi się podobnie przyrządzać makaron z prostego powodu. Jestem małym leniuszkiem i często nie chce mi się osobno gotować makaronu czy ryżu, dlatego po prostu wrzucam je do sosu. Gotowanie w taki sposób to oszczędność wody, czasu i brudnych naczyń po obiedzie ;) Polecam!

Smacznego :)

sobota, 9 lutego 2013

Dziś po polsku i dość tradycyjnie

Kotlety mielone, pulpeciki czy może klopsiki? Mogą być koszmarem, jak te, które pamiętam ze stołówki w podstawówce, ale mogą być naprawdę pyszne. Wystarczy szczypta fantazji i trochę dobrych chęci. Dziś proponuję...

Tymiankowe klopsiki w sosie śmietanowo-pieczarkowym




Będziemy potrzebować:
  • 500 g mięsa mielonego (u mnie, jak zwykle, z kurczaka)
  • 1 jajko
  • 2 łyżki bułki tartej + trochę do obtoczeni
  • przyprawy: sól, pieprz, 1,5 łyżeczki tymianku + 1 łyżeczka do sosu
  • ok. 0,5 l bulionu lub rosołu
  • 500g pieczarek
  • 200 ml śmietanki 30%
  • 2-3 łyżki mąki
  • 2 łyżki masła
  • olej do smażenia
  • 2 woreczki kaszy gryczanej
Z mięsa mielonego, jajka, bułki tartej i przypraw formujemy niewielkie kulki. Obtaczamy je w bułce taryej i obsmażamy na patelni na złoty kolor. Pieczarki kroimy w plastry i podsmażamy na maśle. Po chwili dodajemy mąkę, dokładnie mieszamy i dolewamy śmietankę. Gotujemy, aż całość zgęstnieje. Bulion powoli dolewamy do sosu, uważając by go za bardzo nie rozrzedzić. Do sosu dorzucamy klopsiki i całość chwilę gotujemy, Doprawiamy solą, pieprzem i szczyptą tymianku. Podajemy z kaszą gryczaną, grubym makaronem lub ziemniaczanym puree. Mnie najbardziej smakują w towarzystwie kiszonych lub konserwowych ogórków.



Smacznego dnia!

piątek, 9 listopada 2012

Ragoût à la bolognese

Ta straszna nazwa odnosi się do jednego z moich ulubionych sosów, który wcale nie jest taki straszny. Ragoût to francuska nazwa nie tyle jednej potrawy, co raczej pewnego ich rodzaju. Początkowo chodziło o dania mięsne, rybne lub warzywne, na które składały się jednakowej wielkości kawałki wszystkich składników potrawy uduszone razem w sosie. Właściwie nazwa ta wciąż dotyczy tego typu dań, jednak troszkę rozszerzyła swoje znaczenie. Teraz dotyczy ona wszelkich potraw, w których składniki są równomiernie rozdrobnione i razem uduszone. Nie wiem, czy dość jasno to wytłumaczyłam, ale mniejsza o to ;) Ważniejszy jest dzisiejszy przepis. Jest to po prostu sos pomidorowy. Bardzo dobry sos pomidorowy, który robiłam już wiele, wiele razy i zrobię go pewnie jeszcze nie raz i nie dwa. Jest bardzo prosty i uniwersalny. Może stanowić sos do właściwie każdego rodzaju makaronu, od spaghetti, przez cannelloni, a na lasagne kończąc. Może również być farszem do nadziewania warzyw, naleśników, empanadas (czyli rodzaju pierożków), a także stanowić bazę do niezliczonej ilości innych potraw. Dlatego lubię go tak bardzo.

Ok. Rozpisałam się, ale już dość, to przecież sos ma być gwiazdą. Dziś zapraszam na...


Makaron z sosem ragoût à la bolognese




Do jego przygotowania potrzebujemy:
  • 500 g mięsa mielonego (najlepiej wołowego lub wołowo-wieprzowego)
  • 3 spore marchewki
  • 2 cebule (cebuli i marchewki powinno być objętościowo mniej więcej tyle samo)
  • 4 ząbki czosnku
  • 2 puszki krojonych pomidorów (ja używam całych, ze względu na ich smak, ale wtedy trzeba je rozdrobnić)
  • 200 g koncentratu pomidorowego
  • 2 płaskie łyżeczki cukru (zawsze stosuję zasadę: 1 łyżeczka cukru na 1 puszkę pomidorów, inaczej sos może wyjść zbyt kwaśny)
  • przyprawy: sól, pieprz, bazylia, oregano, tymianek
  • olej do smażenia
  • 500 g makaronu (dowolny rodzaj)
W garnku o grubym dnie rozgrzewamy ok. 2 łyżek oleju. Marchewkę ścieramy na grubych oczkach, cebulę kroimy w drobną kostkę. Warzywa wrzucamy do garnka i smażymy ok. 10 min. Następnie dodajemy mięso mielone i smażymy kolejne 10 min. lub do momentu, gdy nie będzie widać już surowego mięsa. Wtedy dodajemy posiekany drobniutko czosnek, obie puszki pomidorów, koncentrat pomidorowy oraz trochę wody. Ja robię po prostu tak, że po wygarnięciu koncentratu ze słoiczka, wlewam do niego ok. 100 ml wody, zakręcam go, potrząsam i wlewam zawartość do garnka. Potem powtarzam to jeszcze raz i dzięki temu wypłukuję cały koncentrat ze słoiczka. W sumie dodaję ok. 200 ml wody. Po dodaniu pomidorów i koncentratu, doprawiam sos cukrem, solą, pieprzem oraz ziołami i duszę jeszcze trochę, by wszystkie smaki połączyły i stworzyły całość. W tym czasie gotuję makaron, by zaraz po odcedzeniu, polać go sosem. Całość można posypać świeżymi ziołami, ale i bez nich prezentuje się doskonale.



Mój P. wszystkim zachwala ten makaron. Ja też bardzo go lubię i sama się sobie dziwię, że dopiero teraz dodaję ten przepis. Już nie pamiętam gdzie i kiedy go przeczytałam, czy może usłyszałam, ale od tamtej pory jest to mój ulubiony sos pomidorowy.

Życzę wszystkim smacznego :)